Lubię gdy ludzie mają pod górkę.
Sieję w nich wiatr, rozkładam emocje
jak dobrze wyszkolona bakteria.
Nad ludźmi trzeba się znęcać, żeby pamięci o człowieczeństwie
nie zatarli kompleksem boga. Achajowie własnych fikcji.
Mówić, że się kocha, gdy się nie kocha,
że się szanuje, gdy się nie szanuje.
Że się nie lubi nadmiaru, gdy opętani szelestem papieru
planują własną nieśmiertelność.
Co jest takiego w śmierci,
że warto się jej bać? Granica między wewnętrznym,
a zewnętrznym wszechświatem jak tania przyprawa.
Łatwo pominąć.
Nad ludźmi trzeba się wywyższać,
zdzierać z nich łuski i wygryzać miękkie nadzieje.
Pozbawiać sensu. Leczyć z moralnej skoliozy.
Ludzi trzeba oblewać ostrymi myślami i podpalać.
I mówić, że niechcący.
Lubię siać w ludziach wiatr,
bo ty nienawidzisz wietrznej pogody.
Powiedz kiedy ostatnio
przyglądałeś się sobie?
Nie z taką myślą pisałem ten wiersz. Ale liczy się interpretacja, prawda? Skoro można go tak interpretować, to nie mam nic d gadania w temacie :) .
Justyno,
Tak też można interpretować. Spotkałem się też z teorią, że przy pisaniu wzorowałem się na Nietzschem. Co częściowo jest prawdą, częściowo nie - zawsze lubiłem filozofię.
Nie będę się bronił ani przed łatką narcyza, ani ignoranta. W końcu w interpretacji tkwi sedno wiersza.
Poprawiłem przecinki.
Pozdrawiam
Jeśli poprawisz przecinki, to będę za autoryzacją.