Zmienić koleje losu, wykoleić losowe
rozkłady, wgłębić się w ten las
srebrny i bliski; może się uda
wejść na właściwe tory, stanąć na drodze
przeciągu
i przeciągnąć ten moment w nieskończoność,
w przepastne podwoje snu, w podwójne życie
lunatyków.
Całym sercem stanąć po stronie swojego
wnętrza, wyjść na brzeg szarego obszaru
myśli, betonowej piwnicy, którą poprzedza
harmonia pięter.
Nie ma nic zdrożnego w zejściu z drogi,
gdy nad miastem czuwają szkielety żurawi,
a noc ciągnie się jak pokolenie.
Dla mnie nie jest smutny, jest tu coś heroicznego. Taki melancholijny sprzeciw.
Gra słów w pierwszej również mi się bardzo podoba! Bardzo!
Estelka znowu przedawkowała Barańczaka :) Nie mówię, że to źle, ale warstwie językowej jest to bardzo wyraźne. To jest podobna zabawa frazeologią, podobne łączenie związków jak właśnie w poezji Barańczaka. Muszę przyznać, żono, że wyszło Ci to zgrabnie. W zabiegach lingwistycznych łatwo jest się pogubić, częstokroć odstawiają one sam sens gdzieś na bok... a to wszystko na rzecz znaczeń pojedynczych wyrazów. Tu Ci się udało. Poza tym jak zawsze jest klimatycznie i z polotem. Zdarza Ci się tylko rwać tekst wersyfikacją, ale to widocznie już musi tak być.
To dobry tekst. Bezpretensjonalny i chwytliwy.