Twarz wroga przeraża mnie wtedy, gdy widzę, jak bardzo jest podobna do mojej.
Jerzy Lec
miałam wczoraj plamę z posoki na ścianie groty
jakbyśmy byli jakimiś jaskiniowcami sprzed deodorantu
teraz widnieje i straszy ku przestrodze
przerażające biedronki-kanibale które pasują
do szwendających się i znajomych już karaczanów
zrozumiały przesłanie mogę napić się piwa i zapomnieć
o dziesiątkach wessanych w otchłań nie mojego
(wynajęty pokój sam rozumiesz) elektroluxa
łyknij sobie na zdrowie to zdrowo tak na nerki kurcze
jakoś nie mogę wyrzucić tego z pamięci cały czas się boję
że jakaś biedronka wyjdzie z odkurzacza i na mnie usiądzie
Skoro to nie monolog wewnętrzny, to można by bez problemu tutaj "istnień wessanych w otchłań nie mojego
wynajęty pokój sam rozumiesz elektroluxa" zastosować myślniki albo nawias, nic by to nie odebrało naśladowaniu języka mówionego. No i muszę się przyczepić: istnienia + otchłań aż mi zmroziły krew w żyłach. O ile otchłań wypływa z kalki językowej (wracając do poprzedniego zdania - skoro tu mamy do czynienia z naśladowaniem języka mówionego, a ten stereotypami, uproszczeniami, schematami i wszelkimi kalkami się charakteryzuje), to dorzucanie "istnień" kieruje myślenie w nieco inne kręgi, "wierszy" niezbyt...yy... dobrych.
"a dzisiaj wystaw sobie poustawiałam hasła w internecie" - o i tu też dobrze by zrobiło wydzielenie.
"bo wiesz człowiek to podobno był kiedyś dobry ale
to musiało być bardzo dawno temu jeszcze przed deodorantem" - Rousseau w wydaniu współczesnych "oświeconych"? :D
Dlaczego taka forma? Dlaczego rozwlekania i udziwnienia? Ten tekst to dla mnie taki rejestr z sytuacji, gdy przychodzi człowiek przerażony jakimś zajściem i wyrzuca z siebie problemy. Bo to, co aktualne (nalot żółtych biedronek), jest zaledwie pretekstem do szeregu spraw, jakie zajmują podmiot. Z biedronkami się walczy, żeby zachować choć fragment, skrawek własnego miejsca, który de facto własny nie jest, ale za który się płaci - nie tylko pieniędzmi, ale i tym, co cenne (w sensie bliskie, ważne, wartościowe), tu: książkami.
I nie wiem, czy na koniec to rzeczywiście biedronki przylezą, odbiorą już wszystko ("usiądzie na MNIE" - nawet ciało!), czy raczej wszystkie dotychczasowe działania, które są rozwiązaniami tymczasowymi, żeby jakoś przeżyć, poradzić sobie, mając jednocześnie nadzieję, że kiedyś będzie lepiej - okażą się tylko bytami ze strefy marzeń? Jeszcze inaczej może być sformułowane pytanie podmiotu: czy to wszystko w ogóle do czegoś prowadzi?
Trochę później. Sartre. Nad resztą muszę pomyśleć, co odpisać, i do czego się zastosować, bo czuję się trochę skołowana. ;p Dzięki za poświęcenie mi takiej uwagi! :)
o, żółte biedronki? co z tymi biedronkami? wcześniej były, co prawda czerwone, ale nazbyt wykropkowane i też zżerały nam rodaczki... krucafiks