*
"kogut wyciska siódme poty'
('Rita- "Bezsenna między domami')
tu całkiem obok i w pobliżu
gdy popielnica zbladła dymem
gdy mi i zsiniał palec i zżókł
klnę kadzę modlę i zaginam
gdy popielnica zbladła dymem
widzę już tylko zgrany motyw
klnę kadzę modlę i zaginam
i ślinię sobie siódme poty
Tonie takt
mała nie-tak
To nie takt
mała nie-tak
widzę już tylko zgrany motyw
kur wali po łbie archaizmem
i ślinię sobie siódme poty
a bardzo chciałbym prawd (go)liznąć
kur-wa-li-po-łbie archaizmem
jakbym lodówką był słownych szronów
a bardzo chciałbym prawd (go)liznąć
wisi mi (ozór) ( bo-żedopomóż)
Tonie takt
mała nie-tak
To nietakt
mała
nie
tak
jakbym lodówką był słownych szronów
tu całkiem obok i w pobliżu
gdy mi i zsiniał palec i zżókł
zwisiał się ozór ( bo-że-dom-pom-ru-ż)
To nie takt mała nie
tak Tonie takt
mała nie-tak
Superowe są. Z tyloma podtekstami, przekazem, również podprogowym (a przynajmniej mi się czasem na takie fale umysł nastawia i być może odbieram to, czego tak naprawdę nie ma, ale że to bardzo przyjemne jest, więc chętnie się poddaję ;)
Masz bardzo dużo do powiedzenia i potrafisz to naprawdę fajnie podać. Prowadzisz czytelnika jakbyś (o)czarować był w stanie każdego i w każdym momencie :) Dlatego ciekawa jestem, czy takie samo wrażenie byłoby podczas słuchania Cię.
Pozdrowienia
Pozdrawiam.
Przepraszam, lekka złośliwość. Już się poprawiam, powstrzymuję. Podtrzymuję problem. Bo muzyka, bo musi wrócić, no jasne. Wszystko to świeci jasno jak słoneczko, kiedy kur wyciska z siebie siódme pory na pobudkę. Wszystko rozumiem. Ale niech pan weźmie pod uwagę taką sytuację:
Jest pana wieczorek autorski. Czyta pan wiersz (ten czy jakikolwiek inny w podobnym tonie). Uprzedzając odpowiedź, że pan by takiego nie wybrał: było losowanie albo publiczność prosiła. W każdym razie czyta pan. Muzycznie albo nawet i z muzyką, powiedzmy, prawdziwą. Słucham pilnie. Na koniec pewnie nawet oklaskuję Autora. Włączam się do dyskusji, która następuje... Potem jakieś pitu-pitu jak to zwykle na tego typu imprezach... Spotkanie się kończy, wracam do domu. Partnerka mnie pyta: ''o czym ten Skowron mówił''? I co? I nie pamiętam. Nie wrócę, bo pan wyjechał, nie mam książki, nie nagrałam filmiku.
Naprawdę rozumiem albo sobie to tak tylko odbieram, że pan łączy proste jak strzała sytuacje z możliwościami wygiętego w łuk języka, czasem puszczonego wolno jak zerwana cięciwa. Domyślam się, że do stworzenia takich tekstów potrzeba dużo talentu i jeszcze więcej doświadczenia. Naprawdę to wszystko jest dla mnie co najmniej oczywiste.
Tylko w efekcie... niewiele z tego wynika. I niby ''z trzeciej strony'' pan sam przyznaje, że ''to jeno koliberek''. Tylko w takim razie po co się rozdrabniać? Po co marnować energię? Tu oczywiście też mogę sama sobie odpowiedź: z tego samego powodu, z którego powstały moje próby z pantum. Dla kaprysu, z chęci rozpisania, napisania o jakiejś tam sytuacji czy choćby wykorzystania frazy, która akurat przywędrowała z bezludnej wyspy.
I oczywiście mogę zapytać i znów odpowiedzieć, po co publikować: bo tak. I to oczywiście wystarczy. Tyle że... przecież powinno się równać do lepszych, dążyć do samorozwoju, a nie pozostawać na poziomie, który już się w całości opanowało. Może to śmiesznie zabrzmi, ale pisarz powinien być jak dziki zwierz: jeśli zostanie długo na jednym terenie, prędzej czy później jedzenie (zwierzyna łowna) się skończy. Pożre wszystko. Co wtedy? Umrze z głodu. A może powinien wcześniej pomyśleć o poszerzaniu horyzontów?
Przeczuwam że i pan zapuści się na inne tereny, a tam... pokaże czytelnikowi coś więcej prócz ''prostackiej manipulacji'', prostej melodii i anegdot zamkniętych w podobnie brzmiące słowa.
Oczywiście może mi pan odpowiedzieć: mnie tu dobrze! I w porządku, bo czemu nie, ale pozostanę z przekonaniem, że nawet najbardziej chwytliwa melodia serwowana X razy staje się albo nudna albo wręcz irytująca.
Tak zupełnie na koniec: gra na pantum jest nudna? Proszę mnie tu nie zniechęcać!Dopiero co się (wczoraj) do tej gierki przekonałam, a pan już podkopuje moje wielkie postanowienie (nie przeczę, że wcześniej podparte powyższym tekstem).
No, tak i odkryła pani moją nieskomplikowaną metodę manipulacji, że nie powiem, prostacką (tak często uważam!). Ot, musi wrócić. jasne. "na częściej" małe prawdopodobieństwo. Przecież, nie czarujmy się, melodyjki melodyjkami (słuch), ale są istotniejsze rzeczy.
i powtórzę. Dla mnie rzeczywiście ma znaczenie, jedynie, urok motta wyżej...wspomnianego...
a poza tym... ? No, jakoś trzeba nudną grę na pantum, łamanym jednak zakamuflować. Choćby nietaktownie;-)