mojej przyjaciółce Agacie Noszczyk
na ruszt wrzucamy lekkie żarty i poważne gagi – od kilkunastu lat
przypominamy sobie starszą kobietę z obrazu, która ma dziwną rękę.
nie zabiorą nam działki i dymu. nie zabiorą nam malowania.
Agata wbija na szaszłyk cukinię, paprykę i pieczarki – z boczku
patrzy na damy wyrzucane na stół i oblizuje się z apetytem.
dodaję trochę magii i próbuję wykopać ziemniaki – ja nie mogę się ruszyć,
umieram ze śmiechu, słysząc jej śmiech – tak, jesteśmy
ciut pijani, a ziemniaki nie rosną, tam gdzie rosną pomidory.
– taka rezerwacja
to nasz dziennik wietrzny – doprawdy zapisujemy te kartki?
nie dojrzałem do takich form oceny.
I teraz tak - "Nadal podtrzymuję wersję, że w tym tekście są pogaduchy, co zresztą komentujesz tak samo jak ja: "doprawdy zapisujemy te kartki?". " - nie życzę sobie, żebyś wmawiała mnie i każdemu kto przeczyta Twój komentarz, że zawarłem samoocenę we własnym tekście, naciągając kawałki z utworu do Twoich własnych potrzeb. Dajesz mi do zrozumienia, że ja sam to wiedziałem? To już jest psychoanaliza, a nie ocena wiersza.
Mylisz się. I nie zgadzam się na takie formy ocen.
Może poczekaj na jeszcze jedną burzę.
"And, tak jak lubię wkraczać w niezwykłość, odrealność Twojego świata przedstawionego w innych wierszach, ta utaj mam jakby... wejście w prawie-realizm."
Pewnie byś parsknął śmiechem, ale niejeden raz pewnie spontaniczne głosy, nie zawsze składnie wyrażone na temat widzeń i odczuć wiersza i wobec wiersza, zwłaszcza balansującego, także kompozycyjnie , na realizmach, budzą takowe reakcje, bo niewiele wnoszą poza wyrażeniem, a dużo więcej wnosi ton łosu, język ciała i tym podobne.
Pewnie niejeden raz spotkałeś się z czymś takim, że osoba która jest pod wpływem Twojego wiersza ("pod wpływem" możesz czytać również w znaczeniu pijaCZYNNYM, nie tylko po to by spijano poezję z Twoich ust, chociaż ... wiadomo kobiety... czytające niekoniecznie ze zrozumieniem, ale z czuciem to ... raj... ech... sorry zamykam nawias;-)).
Wyrwałeś kartkę z dziennika. Nadal gdzieś w tle twoje/twój Redrum, twoje światy zdawkowo malowane. Tu jakby urlop, jakby nieco bardziej ludzka Twarz otoczenia. Jakieś bardzo wyważone rozczulenie, granice banału? Ależ to nie grzech, zwłaszcza, że jakoś mi nie przekraczasz tej granicy (przynajmniej za bardzo, jeśli patrzeć moim subiektywizmem czytania. Tak wiem, to niespecjalny argument- gust). Nie wiem, czy słusznie, ale skoro mój subiektywizm to dyktator, więc go muszę słuchać (a też jestem buntownik przekorny wobec niego!) i wychodzi mi, że autor chce mi (czytelnikowi?), sobie (zakładając, że po napisaniu Autorowi chce się czytać swoje utwory), innym dać ODPOCZYNEK (nie tylko gadaniem przy scenerii swojsko ogniskowej). Autor, który wprowadzał w swój poetycki świat na poły senny, na poły deliryczny, ale opowiadany jakby jednostajnym głosem, tutaj nie tracąc nic z tego, co można sprowadzić do współnego mianownika szerszego konekstu innych Anuchowych wierszy, nie wystawia na żer całości swego prywatnego pola.
sceneria urlopowa, odpoczynek dla czytelnika, może i utwór na żer dla ewerntualnych szczekających krytykantów, którzy, kiedy już się spocą na tym właśnie wierszu (ot przyjażnie sfotografowanym epizodzie, niemniej jednak nie unikającym zamgleń, urwań), bo przecież trza im dać żer, aby wypluci z potrzeby dogryzania nagle dostali zadyszki w miejscach samo-przez-się budzących ... nawet zachwyt, albo przynajmniej uznanie, stopniowane rozmaicie.
Czasem trza dać w zestawie innym coś, na czym się roztrzepią, wydymając dolną warę sceptyka, aby potem... nie wiedzieli co powiedzieć... napisać... orzec... To, że bez względu na wiek, to postawa "zdziadziałośći" to żsdne odkrycie, ale ... cóż, nieważne... Może dobrze czasem uciec do Przyjaciół, pocieszyć się, na granicach nieskomplikowanego skomponowania radości, wyrażeń, świata, określeń kluczy (grill, szaszłyk, przyjaźń). Czasem dobrze uciec i niby zdradzać, a niby nie, swoje prywatne otoczenie, rozmowy o rzeczach czytelnych tylo dla konkretnych osób("starsza kobietę z obrazu, która ma dziwną rękę.").
Ma się w tym werszu wrażemni (*mam) jakbym był z boku, onieśmielony, bo starzy dobrzy znajomi bawią się w najlepsze, ja niby zaproszony, ale za bardzo nie wiem jak się znaleźć w tym otoczeniu, świecie, żartach, słowach, sekretach kluczach. Gdyby nie szaszłyk, nie wiedziałbym gdzie jestem.
"nie zabiorą nam działki i dymu. nie zabiorą nam malowania."- ja też nie chcę, ale w momencie wejścia w klimat chciałbym być wtajemniczony, więc siedzę sobioe z boku, uśmiecham się samoczynnie, czuję samoczynną luźną atmosferę, lżej mi. To ten klimat, gdy w otoczeniu mi nieznanym, zaproszony na ognisko śmieję się, z powodu zaraźliwości śmiechu, nawet gdy nie pojmuję żartów, czuję się lekki chociaż nie wiem czemu, bo dopiero się rozglądam. Przy tym, mimo obecności obok w tym gronie, i chcę i nie ccę łamać tabu, czyli próbować rozumieć. Pewnie by mnie w prowazono w tajniki prywatnych "zakluczeń", ale to zakłóciłoby obraz. Obraz ludzi pojmujących się w pół sylaby, wpół oddechu. I
... o paradoksie, ten klimat dziwie mi się swoją lekkością, wpasowuje w nne Twoje anDUCHOWE ZAKAMARKI... TAJNE...
tu mamy zakamarki Fajne, które niekoniecznie chce się badać w detalach. Ot z pewnym zwstydzeniem ale i z uśmiechem zarażam się ... obok i w....
Masz dziwny świat poetycki, czasem mam wrażenie jakbyś