ciągnie mnie na dno niezdecydowania
dwa proste kroki w przód i chwiejne odliczanie w tył
gdziekolwiek bym szła widzę zdradliwy bruk
o który można się rozbić gdy zawali się świat
drapieżne kamienice pochylają się coraz niżej
jakby chciały mnie przygnieść na miejscu
ocalić przed końcem świata ciasnej ślepej ulicy
stąd nie widać nieba i choćby pojawiły się znaki
są tylko drogi podporządkowane progom i krawężnikom
gdzie giną ludzie o zbyt miękkich nogach
omijam to miasto
szerokim łukiem triumfalnie
to czemu wybrałaś miasto?
a autorka milczy, zatem lęk przestrzeni, hm... nie jest łatwo żyć, z kimś kto cierpi na tę przypadłość