Dear Alice I - III (dramat)

Andrzej Feret

Dear Alice I,

 

wspomnienia są tak dalekie
gdy tęsknię
za domem z choinki tam
powroty po prezenty od matki
i świeży sweter na drutach
u pewnej pani bo była chora

 

wełna rwała się zielona dla mojej miary
w ramiona i golf pod szyją uwierał
bo nie było cudów w życiu matki
i nawet białe talerze wieczorem
po dziennych przygotowaniach

 

mimo, że pełne w rosole i barszczu
z omastą jak jego oko nie wybrania
dla życia mojej matki dom szatana
bez smaku bo o jednej nodze i ręce
samotna i życie w jednym mieszkaniu/miasteczku

 

bez placków z cukierni i pączków
na drożdżach tylko chwile
gdzieś między miętą i lukrem
i bez czekolady bo komuna zabrała
słodkie kakao dla siebie

 

wśród celofanowych papierków
z pewexu i dolarów dla czerwonych
tak wspominam te czasy gdzie
kącik w bruzdy młodości zielonymi
szeleścił nie dla mnie – dla czerwonych

 

Alice, napisz jeszcze do mnie,

 

A.



Dear Alice II,

 

a kościelni? też nie byli inni
wśród celofanowych obietnic
bez pokrycia i bez gwarancji,
tylko dla siebie
potem kraj ukradli –
jako ci czarni z jednym białym
w Polsce razem z czerwonymi
siedli przy okrągłym stole
w Camelocie – rycerze feudalni polityki
i nagi król średniowieczny usiadł z nimi,
powiedział,
że jak będą grzeczni
to sypnie i zielonymi
że dorobią się przez klika lat
ale trza pilnować i nie dawać
aby wypchnąć nie wybranych
bo nie ma jak bóg z nami –
tylko tama!
taki bóg to skarb bo innego tutaj nie ma
i mają tak jak chcą bo bóg im sypie talentami –
a sami to ubodzy i prości
bo przecież objawiono królestwo boże
dla prostaczków w wielkim jego zachwycie,
i powiem:
panie aleś poleciał w grze
o zbawienie
i o drugie życie

 

Alice, napisz jeszcze do mnie,

 

A.



Dear Alice III (popołudnie),


czyli zmiany w logowaniu do serwisów (dramat)

 

kleszcz gada – niema trucizna
po trasie wije się asfalt
listy do ciebie ja piszę swoje
przecinam nim zejdzie tratwa

 

i również w liście do ciebie piszę
że każdy rok tak rudy boli
i każda złuda i każde chęci
wysyłam dziś popołudnie

 

torba z papieru malutkie pestki
ach, małe pesteczki bólu
zginąć, zaginą to nie jest moje
a kogo? napisz dziewczyno!

 

zaraz zakleję białą kopertę
wrzucę do skrzynki czerwonej
z białym orzełkiem jak hydroplanem
na tratwie we wielkie chęci

 

z białym orzełkiem co wielkie skarby
chroni i dać mi nie może

 

a na alejce pani wraz z panem
obok jest mały fotograf
zrobił im zdjęcie po polsku pstrykną
zostawił zdjęcie nie oddał

 

widzisz co dzisiaj robi fotograf
co robi on w czarno-białym
ani koloru ani po spadku
czyni, kto? wielki zamęt

 

a na alejce w parku wśród dębów
wiją się czarne myśli
tych dwojga razem pana i pani
co kiedyś do parku weszli

 

i mieli w torbie z papieru szczęście
ktoś torbę im porozdzierał
upadłym szczęściem upadłym życiem
wniebowstąpienia żadnego nie ma

 

5 kwietnia, 2020



PS. Dear Alice,

 

dla krzyża

 

Tak mało powiedziałem abym uwierzył
tak mało przyznaję zwątpienia
serce moje krótko się zmęczyło
abym nie zdążył
tak mało zawsze tęskniłem do pożytku, że nie wiem
ale trudno, przecież jesteś niźli się wydaje
był dom, że tak mało powiedzieć
posłuchaj jak opowiadam poezją
co przecież świt z poezji jest osobny
a tak mało ty, jak tą samą osobą
dlatego nie mówię, że dykcja poznaje co widać
i mówię przecież, że jest jedna
jedna ojczyzna – zdążysz?
i jak rozumny człowiek sam powiem dla losu
i jakoby nie było i jakoby skraść czego bym nie miał
a ty wisisz i dla wygody wspominasz
jakoby ty jeden a ja nie tylko żartuję
a ty wisisz, że nie tylko ja mniemam – w twoje imię …
albo, że znalazłem jeszcze jedną sztuczkę
sam wiesz, że jeszcze
na dobre w złe duchy mają swych instrument
że to pożytek z Golgoty, że inny ty niż
sam się wydajesz? – rytuał …
albo ty w chorobliwe żarty nieszczęśliwe …
poza nieznośnym przymusem goście i krewni
ale niektórym się wydaje, że uczciwość
albo namiętnie ty tak wisisz jak złodziej
bo drzwi są zamknięte i ten co nie ma klucza
przechodzi, przymusem, i tylko nadzieją
powtarza, jak milcząca uczciwość, że mocniej
że w żartach, ale ty w tysiące psychiatrycznych klinik
czytaniem mądrych wspomnień,
i książek – co nam się nie wydaje,
ale w nas nadzieją dmucha …
bo nieznośny świt zachowuje
niż inny nam się wydaje
taki to pożytek z Golgoty
gdzie ty raz przybita a ja wychodzę
w uczciwości tą samą osobą ja jeden
a ty powiedziałeś, że jesteś
tym, który jesteś, więc pytam
komu służysz i kim boże szczęścisz
na dobre.

 

Alice, napisz jeszcze do mnie,

 

A.

 

9 kwietnia, 2020

 

 

 


Ciąg dalszy w:

 

 

 

https://literatura.wywrota.pl/dramat/60094-andrzej-feret-powaga-rzeczy-osadzonej-ksiega-archaniol.html?fbclid=IwAR1QQM3p6wyI1sDqkrxoIxN9KKWX-Dxv9R3WHP728n1Qi-YI3yytdArDT30

 

 

 

Andrzej Feret
Andrzej Feret
Wiersz · 9 kwietnia 2020
anonim