Często w marzenia zatapiam się fali
I snuję myśli wciąż dalej i dalej
Przebiegam nimi ojczyste me strony
Niebo i ziemię od końca do końca
I płyną pieśni z duszy rozmarzonej
Niby promienie miesiąca
Zamiast się karmić wrzących ułud zdrojem
Czyż lepiej w przyszłość patrzyć z niepokojem
Nie chcę drżeć smutnie o przyszłości chwile
Bóg dobry... przyszłość zdajmy na sąd boski
I lecą pieśni z mej duszy bez troski
Jako wesołe motyle
Gdy wzrok mój spotka lubej mojej oko
Natenczas grzebię me smutki głęboko
Toną me oczy w spojrzeniu wybranej
Jak tonie gwiazda w jeziora lazurze
I kwitną pieśni w duszy rozkochanej
Jako dzikie polne róże
Kocha... to kielich szczęścia wznoszę w dłoni
Gardzi... to smutek topię w jego toni
I kiedy czasza z napojem zadźwięczy
Wesołość nowa odradza się w pieniu
Błyskają pieśni moje w upojeniu
Jak łuki jasnej tęczy
Lecz gdy ze szklanką w biesiadniczym kole
Wspomnę na wielką mych braci niedolę
Próżno by toast wesoły wznoszono
Mnie odgłos jęku dochodzi ponury
I ciężą pieśni nad duszą strapioną
Jak burzą groźne chmury
Ludu mój! czemuś takiej słabej duszy?
Czemu mój wybuch twych oków nie skruszy?
Czekasz, aż plamy przegryzą je rdzawe
Na rękach twoich i na twoich nogach
Oto ci ciskam pieśni o twych wrogach
Jak błyskawice krwawe!