Rok 1830

Krzysztof Wesołowski

Zaraz zmierzch - noc listopadowa

Na dworze słychać głośne strzały

Na chodniku leży martwa wdowa

Małe dzieci z zimna mocno drżały

 

Raptem opustoszały leciwe koszary

Ciemiężyciel zmierza do Warszawy

Od marszu ciągną się za nim opary

Chce raz na dobre załatwić sprawy

 

Zaczyna się nagłe obleganie ratusza

Zacięcie bronią go krzepcy żołnierze

Zaborca do poddania się ich zmusza

Obrońcy są wytrwali w dużej mierze

 

Wróg szykuje do wystrzału karabiny

Chce pokazać że znów ma przewagę

Szybko wchodzi na wysokie drabiny

Mężni żołnierze zachowują rozwagę

 

Nie chcą już przelewać więcej krwi

Dając się zakuć w żelazne łańcuchy

Teraz cała hołota carska z nich drwi

Lecz o ich czynach nie zaginą słuchy

 

Oceń ten tekst
Ocena czytelników: Dobry 1 głos
Krzysztof Wesołowski
Krzysztof Wesołowski
Wiersz · 20 września 2024