Najlepszemu przyjacielowi,
Stała odwrócona twarzą do okna. Patrzył na jej piękne ciemno-rude włosy nieruchome, chociaż pełne energii niczym zastygnięty, dziki kot, szykujący się do skoku. Zastanawiał się czy ona kiedykolwiek zrozumie jak wiele dla niego znaczy, jak bardzo go zmieniła. Czy kiedykolwiek zrozumie, że stała się częścią jego samego i że może, że jest w stanie... go zmienić. Ona jedyna. Siedział w fotelu, fechtując z myślami, patrząc to na nią, to na czarną szybę.
Na zewnątrz padał deszcz... zimny, nocny i upiorny deszcz. Krople wody niczym srebrne łzy uderzały o szybę. Światła z ulicy odbijały się wielokrotnie na powierzni każdej z kropel tworząc różnokolorowe świetliste pryzmaty na gładkiej szklanej powierzchni. Smutek.
Katarzyna obróciła się gwałtownie. Łzy w oczach, wiedział o nich, lecz nie spodziewał się tego jak bardzo go zabolą.
-- Dlaczego? -- krzyknęła. Nie poruszył się. Milczał. -- Dlaczego... przecież to wszystko... to wszystko było tak piękne... -- ukryła twarz w dłoniach.
Łukasz siedział. I nie mówił nic. Bo cóż miał powiedzieć? "Ona była tylko chwilą" -- tyle powiedział. I była to prawda, jakkolwiek banalnie i prymitywnie by to nie brzmiało. Gorączkowo starał się dobrać jakieś wyrafinowane słowa do tej parszywej sytuacji, ale nic nie przychodziło mu do głowy, oprócz szczerego i prostego "przepraszam".
-- Przepraszam -- powiedział. Może zbyt cicho. Może też i zbyt beznamiętnie i bezbarwnie. Ale nie czuł się do końca winnym i parszywym. I to go przerażało. Własna nieczułość. Nie myślał o tym, że ją skrzywdził, myślał tylko o tym jak ją odzyskać... Lecz wszystkie zdolności krasomówcze zawiodły go, zniknęły w zderzeniu z tak mało spodziewanym rzeczywistym uczuciem. Poczuł się bezbronny i słaby. Po raz pierwszy nie wiedział co ma mówić.
Zignorowała go. Usiadła na kanapie.
Łukasz wstał i podszedł do okna. Uchylił je i wyciągnął paczkę papierosów. Już dawno rzucił palenie. Nie palił... do tej cholernej środy. Wtedy nerwy go wykończyły. W umyśle jeszcze widział Kasi oczy, Kasi łzy, jak wpadła do pokoju i go zobaczyła... w ramionach innej. Przecież to taka banalna sytuacja... Już tyle razy przez to przechodził, tyle razy się śmiał dziewczynie w oczy... ale teraz coś było nie tak. Nie było mu do śmiechu...
Wyciągnął papierosa i zapalił. Zaciągnął się raz i czekał aż go ochrzani za palenie. Pragnął tego. Ale za plecami słyszał tylko cichy płacz.
-- Kasiu -- zaczął, cały czas patrząc na bezkresne oceany błyszczących kropel deszczu za oknem -- jak pierwszy raz Cię ujrzałem, zauroczyłem się w Tobie -- mówił powoli, cicho i z opanowaniem -- Ale tylko tyle. Byłaś tylko kolejnym moim "celem". Owszem imponowałaś mi swoją inteligencją i urodą, ale byłaś tylko "kolejną".
Zaciągnął się papierosem. Cichy płacz za jego plecami ustał. Nasłuchiwała. To dobrze...
-- Wiesz, jaki byłem wcześniej... opowiadałem Ci przecież. Ale nie mówiłem Ci na przykład, że po tym jak się na miesiąć rozstaliśmy, miałem jeszcze inne dziewczyny... Wybacz. Taki jestem... taki byłem... okrutny. Dopóki... dopóki nie odnalazłem w Twoich oczach tego, czego zawsze się podświadomie bałem -- prawdziwej miłości. Bałem się tego, gdyż nagle przestałaś mi być obojętna. Przestałaś być po prostu kolejną dziewczyną. Stałaś się częścią mojego życia... pokochałem Cię...
Cisza... słyszał wyraźnie bicie jej serca.
-- Człowiek jest z natury podły -- podjął po chwili -- i ja też jestem człowiekiem. Lecz Ty mi pokazałaś, że można w życiu znaleźć jakiś powód, dla którego warto się poświęcić. Dla którego warto żyć. Ty mi wreszcie ukazałaś prawdziwą miłość, w którą nigdy nie wierzyłem, z której zawsze kpiłem... Zacząłem się zmieniać.
Znowu cisza.
-- Lecz człowiek nie zmienia się z dnia na dzień. Nie tak łatwo się pozbyć dawnych przyzwyczajeń... koszmary przeszłości wciąż domagają się zadośćuczynienia. Świat próbuje mnie wyprostować do dawnych przyzwyczajeń. I jedyną osobą która jest w stanie mnie przed tym światem obronić... -- obrócił się, spojżał w jej załzawione oczy i spotkał jej wzrok -- jesteś Ty.
Patrzyła na niego z mieszaniną smutku, nadzieji i rezygnacji. Nie. Nie potrafił ocenić jak na niego patrzyła. Widział w tych oczach miłość, a miłości, mimo całego swojego poetyckiego talentu, nie potrafił opisać. Miłość i rozpacz. I smutek i żal.
Uklęknął przed nią, złożył jej ręce między swoje, spojrzał jej w oczy. Siedzieli tak długą chwilę... Łukasz liczył łzy. Jedna po drugiej, rodziły się w tych pięknych ciemnych oczach, powoli wędrowały po pięknej gładkiej skórze policzka, by w końcu przyspieszyć, upaść i zniknąć w otchłaniach włókien dywanu.
-- Daj mi jeszcze raz... ostatnią szansę... -- szepnął.
Patrzyła na niego jeszcze chwilkę, cała zalana łzami, przygnieciona sprzecznymi uczuciami, zagubiona w miłości. Po czym delikatnie założyła ręce na jego szyję i go przytuliła. Poczuł jej łzy spływające mu po szyji... Zamknął oczy i też, pierwszy raz od wielu wielu lat... zapłakał.
--------------
-- Przecież to nieracjonalne -- stwierdził Łukasz -- nigdy by mi nie wybaczyła.
Postać siedząc naprzeciwko niego zaciągnęła się spokojnie papierosem. Nie tak go sobie Łukasz wyobrażał. Był młody, niedogolony, z dość wytartą czarną skórzaną kurtką na ramionach. Arogancki i zbyt pewny siebie.
-- Ale jak widzisz, wybaczyła ci -- stwierdził po chwili -- Ja bym nie protestował.
-- Wiem, wiem -- odpowiedział Łukasz -- Wszyscy są szczęśliwi i tak dalej, ale przecież to nie mogłoby się zdarzyć w prawdziwym świecie. Powinienem dostać po pysku i byłby koniec historii.
-- Przecież jest pełno opowiadań z Happy Endem -- stwierdził nieznajomy, nieco zdenerwowany -- dlaczego ja takiego nie mogę napisać?
-- Oczywiście, że możesz... ale to literacki kicz -- stwierdził Łukasz dobitnie głosem profesjonalnego krytyka -- Bajeczka dla dzieci, gdzie wszyscy na koniec się przytulają i w swojej prymitywnej, jednowymiarowej osobowości żyją długo i szczęśliwie...
-- Tak mi się odwdzięczasz, za to co dla Ciebie zrobiłem?
-- Dla mnie? Pomyśl rozsądnie, przecież jestem tylko postacią literacką!... ja nic nie czuje! Więc dlaczegóż miałbyś się nade mną litować? Co, może mi jeszcze napiszesz że żyłem długo i szczęśliwie na Puerto Rico? I ja mam się z tego cieszyć? Dziękować ci na kolanach? Bo drugorzędny autor postanowił napisać kiczowate opowiadanie o dwojgu zakochanych nastolatków i w ostatniej chwili zdecydował się okazać łaskę głównemu bohaterowi? Z taką łaską to możesz się wypchać. Mam to gdzieś. Chyba jesteś słabszy niż z pozoru myślałem...
Nieznajomy pochylił się nad stołem, jego twarz wykrzywił grymas wściekłości, wycedził przez zęby:
-- Ja nie mam litości dla nikogo. Piszę to co mi się podoba... a ty...
-- A ja jestem tylko bezczelnym wytworem Twoje chorej wyobraźni. I duszy. Duszy która zlitowała się nad biedną postacią z własnego opowiadania -- Łukasz uśmiechnął się ironicznie.
Chwila ciszy.
-- Dobrze, przepraszam -- powiedział w końcu Łukasz -- nie chciałem cię urazić. Ale chciałem poznać odpowiedź na pytanie: dlaczego? Dlaczego pozwoliłeś nam się pogodzić? Dlaczego zostaliśmy razem?
-- Bo wiem, że mimo całej perfidii twojej postaci, ty ją jednak kochasz.
Łukasz wbił wzrok w stół. Po chwili ciszy powiedział:
-- Prawda. A niby skąd to wiesz?
-- Bo jesteś archetypem osoby którą znam. Stworzyłem Cię na bazie bagażu uczuć i myśli realnej istoty. Nie jesteś tylko zmyślonym zespołem oszalałych liter. Jesteś obrazem osoby, która tak bardzo czasami przypomina mnie... A ja także też byłem kiedyś perfidny; i pierwszy nie rzucę kamieniem... lecz ja też zostałem zdradzony, zrozumiałem jednak, że czasami trzeba wybaczyć... -- spojrzał Łukaszowi prosto w oczy -- Ty ją kochasz... tak jak i ona Ciebie...
-- Banał! Cóż z tego? Wielu ludzi się rozstaje. Wiele związków się rozpada...
-- Widzisz... ale ja wierzę, w całej swojej naiwności, na przekór całemu mojemu pesymizmowi... Wierzę, czy też raczej mam nadzieję, że...
Autor przerwał i zamyślił się. Spojrzał na piękne, przed chwilą zapisane, czerwone zachodzące słońce. Na tarczy słońca, zgodnie z niepisanym życzeniem, ujrzał zarys twarzy, którą kiedyś kochał, za którą tęsknił.
-- ...prawdziwa miłość nie da się zniszczyć...
Nashville, USA.
Na granicy szaleństwa...
ale co do tekstu
piękny.. wielowartstwowy, zaskakujący, tam gdzie trzeba dobry w opisie, gdzie indziej w dialogu, a pod koniec ładnie artykujący główną myśl opowiadania..
ech dodawania takich tekstów to czysta przyjemność.. polecam i przypominam o innym, nie aż tak dobrym tekście tego autora, choć baardzo na poziomie pt. "Postać".
Swoją drogą pomysł rozmowy ze swoim alter-ego wzruszył mnie nieco, sam się kiedyś w coś takiego bawiłem...
Ładne, parę miłych obrazów. Ale niestety nic poza tym. Wartościowy.
Łukasz
no to do dzieła, w nawiasach moje poprawki:
(p) - przyimek
Stała odwrócona twarzą do okna. Patrzył na jej (p) piękne(,) ciemno-rude włosy(,) nieruchome, chociaż pełne energii(,) niczym zastygnięty (:zastygły),(/) dziki kot,(/) szykujący się do skoku. Zastanawiał się czy ona (p) kiedykolwiek zrozumie jak wiele dla niego (p) znaczy, jak bardzo go (p) zmieniła. Czy kiedykolwiek zrozumie, że stała się częścią jego (p) samego i że może, że jest w stanie... go (p) zmienić. Ona (p) jedyna. Siedział w fotelu, fechtując z myślami, patrząc to na nią (p), to na czarną szybę.
Na zewnątrz padał deszcz... zimny, nocny i upiorny deszcz. Krople wody(,) niczym srebrne łzy(,) uderzały o szybę. Światła z ulicy odbijały się wielokrotnie na powierz(ch)ni każdej z kropel tworząc różnokolorowe świetliste pryzmaty na gładkiej szklanej powierzchni. Smutek. (i bzdura chciałoby się dopisać. Srticte szkło jest przezroczyste i rzaden refleks światła się na nim nie pojawi. Mówię refleks, gdyż mam nadzieję że o to chodziło autorowi, gdyż napisał że światła tworzą pryzmaty. Spieszę z wyjaśnieniem że pryzmat jest to przezroczysta bryła o podstawie trójkąta).
Takie ni to błedy ni to omyłki ciągną się przez cały tekst, choć przyznam że zniechęciły mnie już na początku (potem są co prawda mniej intensywne). I głównie dlatego że są kardynalne ujmują opowiadaniu. Wiem że może trochę przesadzam, zboczenie zawodowe. Natomiast nie rozumiem, dlaczego miałbym pisać właśnie TAKIE rzeczy. Miło całej wielowarstwowości i nieskazitelnych opisów (przepraszam Maćku, ale czy nie nazbyt się rozentuzjazmowałeś?)
Cholera, jeszcze wyjdzie na to że nie mam gustu. Ale jak już mówiłem, tekst jest wartościowy, ale nie genialny, po prostu.
Wiem, tylko że jest jednym z niewielu, które tutaj przeczytalam, jakie robą wrażenie. Powtarzam - nie formą, ale treścią.
Jeśli chodzi o długie zdania... Sama piszę pamiętniki. BARDZO DŁUGIMI ZDANIAMI :) Długie zdania lubię. Może dlatego problemu najmniejszego nie sprawia mi śledzenie ich wzrokiem i pojmowanie ich w lot.To tyle...
Do pfelixa -- ja czegoś w Twojej krytyce nie rozumiem. Bawiłem się przez jakiś czas na piaskownicy Odry w recenzjach, ale to co Ty tu wypisujesz... Po pierwsze: co ma warsztat do przyimków? Właściwie dlaczedgo krytykujesz długie zdania (tzn. kilka jest dość niefortunnie złożonych) -- moim zdaniem podtrzymują tutejszy klimat. Po trzecie -- przyimki Cię denerwują -- w myślach przepisz sobie te opowiadanie i powstawiaj wszędzie imiona -- trochę to dziwnie będzie się czytało... Przypomnij sobie taki stary wiersz, "Ona i on".
Aha, nie jestem do końca pewien, ale wydaje mi się, że nie zrozumiałeś tego opowiadania -- albo nie przeczytałeś uważnie. Napisałeś:
"Swoją drogą pomysł rozmowy ze swoim alter-ego wzruszył mnie nieco, sam się kiedyś w coś takiego bawiłem..."
Gdzie ty tam widzisz alter-ego? Przecież to jest raczej rozmowa "autora" z jego (wg. dedykacji) "najlepszym przyjacielem". Ale mogę się mylić -- więc się nie upieram.
Moja recenzja -- opowiadanie wybitne, autor nie boi się bawić słowami a jego WARSZTAT jest zaprawdę bogaty.
Natomiast co do interpretacji tekstu... Z kim rozmawia podmiot liryczny? Z podmiotem lirycznym poprzedniego wątku ;). Jak sam zaznacza, jest to postać literacka, ale... wzorowana na jakiejś żywej osobie. Pisze: "(...) jesteś archetypem osoby którą znam. Stworzyłem Cię na bazie bagażu uczuć i myśli realnej istoty. (...). Jesteś obrazem osoby, która tak bardzo czasami przypomina mnie... A ja także też byłem kiedyś perfidny (...)... lecz ja też zostałem zdradzony, zrozumiałem jednak, że czasami trzeba wybaczyć. (...)."
I chyba nie pozostaje mi nic innego, jak jednak przyznać się do błędu. Nie jest jasno powiedziane kogo autor "przekalkował", siebie czy przyjaciela. Mówi jednak że ta postać jest właśnie do NIEGO podobna. Interpretację pozostawiam Wam.
poza tym zgadzam sie z nonfelixem, ze zbyt duzo przyimkow psuje, poczatek zwlaszcza. [przeciez o to chodzi, velmont, aby ulozyc wszystko tak, by nie pchac wszedzie imion, ale i nie zastepowac ich caly czas 'ona', 'on', 'niego', 'nia' - b.dobry warsztat by na to pozwalal]