Akwatyki

Pawlikowska-Jasnorzewska Maria


I
Koła deszczu przędą się na wodzie...
Powstają jedne z drugich,
Wciąż jeszcze i jeszcze - - -
Liść nawodny porozumiał się z deszczem:
Podobne są ich kręgi w kształcie i obwodzie.
Nenufar
Koła wodne pochwala,
Innym formom nie ufa...
II
Nad wodą ławka, trawą porosła
Jak zimna płyta mogiły...
Tu, dwoje imion, dwaj zakochani
Wyryli w podpis zawiły.
Tutaj siedzieli, patrząc na siebie...
Może nie żyją w tej chwili?
A jeśli żyją, kochając innych,
To też tak, jakby nie żyli.
III
O lilie - kąpielice, ku snom wychylone
Wsparłszy głowę na liściu! O nadwodna ławko!
W ciemnym srebrze topoli, zwisających pionem,
Falo, tętniąca głucho bulgotem i czkawką!
Głosy humorystyczne, naj brzydsze, najpustsze,
Wyrażające próżność mijającej chwili!
Przy świetle gwiazd oglądam przeszłość moją w lustrze
Oplecionym ramieniem lilii...
Wszystko co wpadło w wodę, między chóry żabie,
Ze szkodą równą wiązce róż czy złotej sztabie...
IV
Ta nić, wraz z rybką, w powietrze wyrwaną,
To twój ratunek od uroku wody.
Ona cię trzyma, broni przed nirwaną,
Ciągnącą lilie i świateł niewody...

Nenufar, w chmury zapatrzony niemo,
Ani cię zdziwi, ani cię zachwyci,
Nie stracisz zmysłów i nie wpadniesz w niebo,
Dzięki tej mocnej, pożądliwej nici.

Wśród samotności tak żabiej, nadwodnej,
Inny zwariowałby, zaczął rechotać,
Albo pojąwszy prawdę - zemdlał od niej.
- Ty bacz jedynie, czy się korek miota...
V
Wodo, marszczona w zefirowe plisy,
Podobna egipskiej szacie!
Światła prędkie, srebrzyste jak świergot skowrończy!
O kalie dzikie, irysy,
Wy, co się zaczynacie tam, gdzie ja się kończę...
VI
Jezioro: szyba w iskier tysiące rozbita,
Pąk nenufaru: gładko sczesana najada,
I wysoko nad wodą krążąca rybitwa,
Która nagle, lup wziąwszy na cel -
Z najsrebrzystszym patosem samą siebie łamie,
Przeistacza się w szmatę a następnie w kamień
I pionem spada.

Potem zmaga się z rybą i z siłą wypływa,
A czując, że się to wszystko światu podobało,
Zaczyna od początku: srebrna i ruchliwa
Przybiera nagle żądzy omdlałość...
VII
Za miastem, nad urwiskiem, u brzegu jeziora,
Blaskiem w niebo uderzając ostrym,
Leży ławica miednic i dzbanów blaszanych,
Których dno czas żarłoczny rdzawą szczęką przeżarł,
Jest jakaś duszna poezja
W niedoli tego wybrzeża,
Jak gdyby się choremu śniła Polinezja
I w dysproporcjach rozrosłych
Porzucone skorupy perłorodnych ostryg.


Maria Pawlikowska - Jasnorzewska




Inne teksty autora

Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska Maria