Co chwila ciemniej. Najpierw gasną lampy
Ciemność jest gęsta lecz faluje białym
Potem jest ciemność rozbitego Boga
Tłustawą plamą na szarym suficie.
Wynika ciemność kłamstw I znów wynika
Ciemność bez sensu. Ona już ujada
Siada na sercu i drapie łapami
Do tego dołka w którym tylko kości
Więc ciemność dymu to tylko kurtyna
Patrz mocny Boże mamy oto litość
Trzaskają klapy po napisie FIN
Salwa tysiąca zabitych obiadów
z tomu Wiersze nieznane i rozproszone [pierwotnie w tomie Łyse kaktusy 1957-1963]