Tobie by kniaź wąsiasty — zakutany w lisy —
Tobie by trójka z trąbką, strzelba — suto zając,
Albo tobie by combry paluchami z misy,
I wargi — złote wargi, co głośno mlaskają.
Tobie by to potrzeba zalotnych niedźwiedzi,
Że z niedźwiedzich kożuchów wyjdziesz Venus z fluktów
A tu taki małżonek jak piątkowy śledzik
Obsypany liryką i popiołem smutku.
I przeto lampy gaszę, gdy w biel twoją wchodzę,
I wielkie szczęście ściskam chciwymi łapkami,
A potem — cicho, cicho śpię przy twojej nodze
Bardzo potulnymi cnotliwymi snami.