Kiedy zegar bije osiemnastą,
Ekspedientki wychodzą na miasto.
Już bez dąsów i bez humorów
Idą, płyną, krawędzią wieczoru.
Trochę są jak witraże ze Sieny,
Trochę jak modelki z Telimeny.
W duszy każda już na poły święta,
A na poły jeszcze zła na klienta.
Już się robi coraz milsza, lepsza,
Ale jeszcze w myślach go opieprza...
Zakwitają różą i stokrocią,
Napełniają się spokojem i dobrocią.
Neonami ulica się mieni,
Z bram wychodzą narzeczeni stęsknieni,
Zaraz każda się przybliży, przytuli,
I już niczym się nie różni od Julii,
Tylko jedna, biedna, od Ofelii,
Co to ją na manku dziś capnęli.
Idą miastem smutne i wesołe
Jak madonny PSS "Społem",
I zależy, która w jakim dziale -
Różnych woni otaczają ją fale.
Oto Ewa w duszącej feerii
Aromatów luksusowej drogerii,
Oto Zuzia - koniaki i wino,
I Małgosia ze swą antymoliną.
I kawowo - herbaciana Ula,
I Bożena, a wokół - cebula,
Już podchodzą do kochanych mężczyzn,
I już każdy swoją z dala węszy,
Jak lunatyk -radarem nosa
Się kieruje w swoje małe niebiosa.
Już się łączą w pary, już znikają,
Tramwajami - korabiami odpływają,
Już nie pachnie mydło, piwo i futra,
Już zniknęły ekspedientki do jutra.
Nie wypoczną, nie zasną do ranka
Przy ruchliwych, niecierpliwych kochankach,
Wstaną mgliste, przezroczyste i smętne,
Będą zwracać do nas słowa niechętne,
Ale my im wybaczymy, darujemy,
Ale my je rozgrzeszymy, zrozumiemy,
Urządzimy się wygodniej i lepiej,
Też znajdziemy przyjaciółkę w jakimś sklepie
I opuści nas niepewność i trema,
Bo już nikt nie odpowie "nie ma"!
Wszystko zawsze znajdzie się dla nas -
Dżins belgijski, kongijski ananas...
Żeby każdy tak do tego podszedł,
To już dawno by miał każdy według potrzeb!