Nachylcie plecy wasze
wybrzeża słonecznych żółwi
bym i ja poznał sprawiedliwość dotyku
i światła dom leniwy
na dzień późniejszy
Rozdęte nozdrza południa
węszą jednak niepokój
na wysokości głosu
ogrodów
i nieba
Więc rozszarpałem mosiężne sztaby mej tęsknoty
na prawidłowe odstępy
by wyciekły z nich
purpurowe rzeki żył na rozpalone równiny
Lecz nawet harmonia
wzbudziła wątpliwość promiennych rzeźbiarzy