LEGENDA

Józef Czechowicz

spojrzeniem obłoki przebrał trójkąt mądre oko boże

księżyc kroplą ze srebra ciężył o tej porze



smolny swąd z czarnych lasów się dźwigał

nad miastami czerwono i dym i gaz

niebo chodziło kołem jak śmiga

zataczał się bo noc głucha czas



zwykłe słowa

mówi się zawsze zwykłym słowem

o inaczej zaczynać na nowo

otrząsnąć z gwiazd głowę

noc gwiazdy bulwary drzewa

wiatr nie tak szarpie mi kurtę jak niegdyś szarpał sukienkę

przedwiośnie nawet nie śpiewa

przerwało piosenkę

ciszą ty chcesz mnie przebić

w milczeniu słychać twe wieki

groźbą wołasz do siebie

boże daleki



szuka oko bystre

znalazłeś wstrzymałem oddech

wznoszą się ręce przeczyste

czekają kiedy się poddam



o daleki

słyszysz te wiersze

o daleki

nie będę twoim świerszczem



wzdychają miłością piersi

nie doczekasz się niebo przemian

niech się wiersz łamie jak pierścień

przybywaj ziemio



ziemia skała glina

a ja to mięśnie i kościec

kończy się co się zaczyna

nie może być jaśniej i prościej

Inne teksty autora