*** (Gdy broń dymiącą...)

Krzysztof Kamil Baczyński

 

 

Gdy broń dymiącą z dłoni wyjmę

i grzbiet jak pręt rozgrzany stygnie,

niech mi nie kładą gwiazd na skronie

i pomnik niech nie staje przy mnie.

 

Bo przecież trzeba znów pokochać.

Palce mam - każdy czarną lufą,

co zabić umie. - Teraz nimi

grać trzeba, i to grać do słuchu.

 

Bo przecież trzeba znów miłować.

Oczy - granaty pełne śmierci,

a tu by trzeba w ludzi spojrzeć

i tak, by Boga dojrzeć w piersi.

 

Bo przecież trzeba czas przemienić,

a tutaj ciemna we mnie siła,

i trzeba blaskiem kazać ziemi,

by z sercem razem jak krew biła.

 

Wrócę, rzemieślnik skamieniały,

pod dach rozległy jasnych pogód,

do rzeźb swych - tych, co już się stały,

i tych, co stać się jeszcze mogą.

 

I dawne będą wzrok obracać -

niezdarne słupy pełne burzy,

i te, których nie tknęła praca

jak oddech niewidzialnej róży.

 

I pośród nich jakże ja stanę

z garścią, co tylko strzelać umie,

z wiarą, co śmiercią przeorana,

z sercem, co nic już nie rozumie?

 

Ale jeżelim spalił młodość,

jak palą kraje w wielkim hymnie,

to nie zapomni czas narodu,

a Bóg jak płomień stanie przy mnie.

 

I wtedy, wtedy liść mi każdy

albo mi wróbel z nieba sfrunie

i jego głos - już głosem prawdy,

i poznam głos, poczuję: umiem.

 

I szmer ptaszęcy mi przypomni,

że znałem miłość, i obudzi

zdrętwiałe dłonie - jak łodygi,

i pocznę kwiaty, gwiazdy, ludzi,

 

i ziemię w morza szum przemienię,

i drzewa w zwierząt linie miękkie,

i wtedy spadnie mi na rękę

w pieśni odrosła - wierna ziemia.

 

9. III. 1944

Inne teksty autora

Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński
Krzysztof Kamil Baczyński