Dziewczynka o oczach jak ścięty jawor
mieszka w domu z martwej cegły i smutku.
W szklanym zmierzchu podchodzi do okien, gdy rdzawo
zapalają się wiatrem rude osty w ogródku.
Wiatr ma skrzydło złamane, jest chorą wilgą,
płacze długo. Umiera zduszona fuga wieczoru,
a od alej wieją senniej gwiazdy i wilgoć,
i niebo nakrapiane jak sen muchomorów.
Na ukos nieba schodzi wiotki jeleń melancholii,
w wątłe dłonie dziewczynki kładzie oczy z błękitnego szkła.
Powiedziałbyś: to echo długim wiatrem boli,
woskowa zjawa trwogi szczytem alej szła.
Niesie chłodem błękitnym, chłód zapala palce.
Dziewczynka zawikłana w echo, omotana cieniem
biegnie przez śpiewny od wiatru korytarz,
a potem stoi na progu nocy, na progu śmierci
i wita
widmo zapylone, które jest tylko wspomnieniem:
Widmo dźwięcząc tłucze szklane kroki i sny,
odchodzi w pusty wirydarz lęku i niknie jawą,
gdzie na ostatnim zakręcie nocy psy
rozszarpią jego smutek jak łachman znużenia.
Usłyszysz:
kiedy płacze dziewczynki o oczach jak ścięty jawor.
mieszka w domu z martwej cegły i smutku.
W szklanym zmierzchu podchodzi do okien, gdy rdzawo
zapalają się wiatrem rude osty w ogródku.
Wiatr ma skrzydło złamane, jest chorą wilgą,
płacze długo. Umiera zduszona fuga wieczoru,
a od alej wieją senniej gwiazdy i wilgoć,
i niebo nakrapiane jak sen muchomorów.
Na ukos nieba schodzi wiotki jeleń melancholii,
w wątłe dłonie dziewczynki kładzie oczy z błękitnego szkła.
Powiedziałbyś: to echo długim wiatrem boli,
woskowa zjawa trwogi szczytem alej szła.
Niesie chłodem błękitnym, chłód zapala palce.
Dziewczynka zawikłana w echo, omotana cieniem
biegnie przez śpiewny od wiatru korytarz,
a potem stoi na progu nocy, na progu śmierci
i wita
widmo zapylone, które jest tylko wspomnieniem:
Widmo dźwięcząc tłucze szklane kroki i sny,
odchodzi w pusty wirydarz lęku i niknie jawą,
gdzie na ostatnim zakręcie nocy psy
rozszarpią jego smutek jak łachman znużenia.
Usłyszysz:
kiedy płacze dziewczynki o oczach jak ścięty jawor.