Po tej stronie bloku blade jak kalafior słońce
świeci na zimno Wieczny cień Szarą matę nieba
nakłuwają strzykawki anten Żadnych pisków Tylko
czasami jęk hamulców przed skrzyżowaniem
Dostawczy żuk z piekarni stoi na czerwonym
Zapach ciepłych chlebów i rogali na chwilę zapalił
pożądanie w ustach siedzących na przystanku
którzy jednak szybko bez zbędnych gestów zawodu
opuścili głowy Podjechał autobus z maseczką
pary na szybach Ruch na przystanku Nikt
nie wysiadał To jest pierwszy ranny postój Wchodzę
do środka z nadzieją odnalezienia na siedzeniach
resztek ciepła pasażerów ostatniego wczorajszego
kursu Siadam Kładę ręce pod uda
Pod dłońmi zimny skaj