Chciałem powiedzieć prawdę, i nie udawało się. Próbowałem spowiedzi, ale nic nie umiałem wyznać. Nie wierzyłem w psychoanalizę, bo dopiero bym nakłamał. I dalej noszę w sobie zwiniętą żmiję winy. A to dla mnie wcale nie abstrakcja. Stoję na mszarynie w Raudonce koło Jaszun i ogon żmii właśnie znika w kępie mchu pod karłowatą sosenką, kiedy naciskam cyngiel i wyzwalam ładunek śrutu z berdany. Dotychczas nie wiem, czy któreś ziarnko ołowiu trafiło w obrzydły biały brzuch albo w zygzak na grzbiecie Vipera berus. W każdym razie łatwiej to opisywać niż duchowe przygody.