Kiedy byłem bardzo chory opuścił mnie wstyd
bez sprzeciwu odsłaniałem obcym rękom wydawałem obcym oczom
biedne tajemnice mego ciała
Wkraczali we mnie ostro powiększając poniżenie
Mój profesor medycyny sądowej staruszek Mancewicz
kiedy wyławiał z sadzawki formaliny zwłoki samobójcy
schylał się nad nim jakby go chciał przeprosić
a potem sprawnym ruchem otwierał wspaniały torax
zamilkłą bazylikę oddechu
delikatnie prawie czule
Dlatego - wierny zmarłym szanujący popiół - rozumiem
gniew księżniczki greckiej jej zaciekły opór
miała rację - brat zasłużył na godny pochówek
całun ziemi troskliwie zasunięty
na oczy