Natura najeżdża: stare gawrony w ogrodach kolegiów
Wciąż mówią, jak ruchliwe dzieci, w języku uczuć,
Obok wież rzeka wciąż płynie do morza i będzie płynęła.
Kamienie tych wież są wciąż zupełnie
Zadowolone ze swej wagi.
Skały i żywe istoty są tak mocno w sobie zakochane,
Że ich miłość własna wyklucza inne grzechy,
Przeszywają serca naszych studentów niedbałym pięknem,
Przeciwstawiają swój jedyny błąd
Ich niezliczonym wadom.
Dalej są jakieś fabryczki, później wielkie zielone hrabstwo,
Gdzie papieros pociesza złych, a hymn słabych,
Gdzie tysiące nerwusów rozpycha się i wydaje pieniądze:
Eros Paidagogos
Płacze na dziewiczym łożu.
A nad gadatliwym miastem, jak nad każdym innym,
Płaczą anioły bez przydziału. Również tu znajomość śmierci
Pochłania jak miłość, i czyste serce odmawia
Niskiemu, szorstkiemu głosowi,
Który nie zaśnie, dopóki go ktoś nie wysłucha.
Wciąż mówią, jak ruchliwe dzieci, w języku uczuć,
Obok wież rzeka wciąż płynie do morza i będzie płynęła.
Kamienie tych wież są wciąż zupełnie
Zadowolone ze swej wagi.
Skały i żywe istoty są tak mocno w sobie zakochane,
Że ich miłość własna wyklucza inne grzechy,
Przeszywają serca naszych studentów niedbałym pięknem,
Przeciwstawiają swój jedyny błąd
Ich niezliczonym wadom.
Dalej są jakieś fabryczki, później wielkie zielone hrabstwo,
Gdzie papieros pociesza złych, a hymn słabych,
Gdzie tysiące nerwusów rozpycha się i wydaje pieniądze:
Eros Paidagogos
Płacze na dziewiczym łożu.
A nad gadatliwym miastem, jak nad każdym innym,
Płaczą anioły bez przydziału. Również tu znajomość śmierci
Pochłania jak miłość, i czyste serce odmawia
Niskiemu, szorstkiemu głosowi,
Który nie zaśnie, dopóki go ktoś nie wysłucha.