Historię tę opowiedział mi w Pringles doktor Isidro Lozano. Przedstawił ją w formie tak zwięzłej, iż bez trudu odgadłem, że opowiadał ją wielokrotnie; dodanie albo ujęcie jakiegoś szczegółu byłoby literackim grzechem.
Wydarzyło się to tutaj, około tysiąc dziewięćset dwudziestego któregoś roku. Wróciłem właśnie z Buenos Aires z dyplomem w ręku. Pewnej nocy przysłali po mnie ze szpitala. Wstałem zirytowany, ubrałem się i wyszedłem na opustoszały plac. W izbie przyjęć doktor Eudoro Ribera powiedział mi, że jednego z tych ulicznych zbirów, Clemente Garaya, przynieśli z raną brzucha, zadaną nożem. Zbadaliśmy go; teraz już przywykłem, ale wtedy byłem wstrząśnięty widokiem człowieka z wnętrznościami na wierzchu. Oczy miał zamknięte, oddychał z trudem.
Doktor Ribera powiedział do mnie:
- Nic tu się nie da zrobić, młody kolego. Zostawmy go, niech ścierwo zdycha.
Odrzekłem, że skoro już wyciągnął mnie z domu o drugiej nad ranem, to zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby uratować tamtemu życie. Ribera wzruszył ramionami. Przemyłem wnętrzności, włożyłem je na miejsce i zaszyłem ranę. Nie usłyszałem żadnego jęku.
Wróciłem następnego dnia. Mężczyzna nie umarł. Spojrzał na mnie, uścisnął mi rękę i powiedział:
- Dla pana wielkie dzięki, a dla Ribery garść miedziaków.
Kiedy Garay wyzdrowiał, Ribera był już w Buenos Aires.
Odtąd przez wszystkie lata dostawałem w dniu imienin jagnię. Około roku czterdziestego prezenty ustały.
Wydarzyło się to tutaj, około tysiąc dziewięćset dwudziestego któregoś roku. Wróciłem właśnie z Buenos Aires z dyplomem w ręku. Pewnej nocy przysłali po mnie ze szpitala. Wstałem zirytowany, ubrałem się i wyszedłem na opustoszały plac. W izbie przyjęć doktor Eudoro Ribera powiedział mi, że jednego z tych ulicznych zbirów, Clemente Garaya, przynieśli z raną brzucha, zadaną nożem. Zbadaliśmy go; teraz już przywykłem, ale wtedy byłem wstrząśnięty widokiem człowieka z wnętrznościami na wierzchu. Oczy miał zamknięte, oddychał z trudem.
Doktor Ribera powiedział do mnie:
- Nic tu się nie da zrobić, młody kolego. Zostawmy go, niech ścierwo zdycha.
Odrzekłem, że skoro już wyciągnął mnie z domu o drugiej nad ranem, to zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby uratować tamtemu życie. Ribera wzruszył ramionami. Przemyłem wnętrzności, włożyłem je na miejsce i zaszyłem ranę. Nie usłyszałem żadnego jęku.
Wróciłem następnego dnia. Mężczyzna nie umarł. Spojrzał na mnie, uścisnął mi rękę i powiedział:
- Dla pana wielkie dzięki, a dla Ribery garść miedziaków.
Kiedy Garay wyzdrowiał, Ribera był już w Buenos Aires.
Odtąd przez wszystkie lata dostawałem w dniu imienin jagnię. Około roku czterdziestego prezenty ustały.