Szukając skrzynki pocztowej
niosłem list przez miasto.
W puszczy z kamienia i betonu.
Latający dywan znaczka
chwiejne litery adresu
plus pod pieczęcią ma prawda
szybująca ponad morzem.
Atlantyku wijące się srebro.
Zwały chmur. Rybacki kuter
jak pestka oliwki wypluta.
I blada blizna po kilu.
Tu w dole robota się wlecze.
Często zerkam na zegarek.
Cienie drzew to czarne cyfry
w tej zachłannej ciszy.
Prawda na ziemi spoczywa
lecz nikt nie odważy się wziąć jej.
Prawda leży na ulicy.
Nikt nie uczyni jej swoją.
niosłem list przez miasto.
W puszczy z kamienia i betonu.
Latający dywan znaczka
chwiejne litery adresu
plus pod pieczęcią ma prawda
szybująca ponad morzem.
Atlantyku wijące się srebro.
Zwały chmur. Rybacki kuter
jak pestka oliwki wypluta.
I blada blizna po kilu.
Tu w dole robota się wlecze.
Często zerkam na zegarek.
Cienie drzew to czarne cyfry
w tej zachłannej ciszy.
Prawda na ziemi spoczywa
lecz nikt nie odważy się wziąć jej.
Prawda leży na ulicy.
Nikt nie uczyni jej swoją.