Dziwny facet w dziwnej knajpie – tak się zaczynają sny
Swym pytaniem kiedyś mocno mnie zadziwił
Spytał chytrze ile trzeba ile trzeba wypić by
By przez chwilę choćby poczuć się szczęśliwy
Ja mu na to - owszem lubię - lecz przekornie stwierdzam że
Pewien jestem i nie pragnę tego zmienić
Żaden trunek niepotrzebny jeśli się zrozumieć chce
To że szczęście samo jest oszołomieniem
Długo trwała ta rozmowa – to niezaprzeczalny fakt
Lecz nie o tym tak naprawdę ta opowieść
Wtedy bowiem pomyślałem czego mi do szczęścia brak
Otóż tego by zaśpiewać coś o sobie
Na początek tajemnicę małą dziś powierzę wam
Bo nie umiem na ten temat milczeć dłużej
Nie wiem skąd się mej duszyczki wziął ten niepokorny stan
Który sprawia że nie lubię śpiewać w chórze
Do obłędu doprowadza mnie stadionów zgodny wrzask
Bełkot reklam i medialna paplanina
Nadal jednak chcę opisać ogłupiały sobą czas
Chociaż pędzi potępieniec jak po szynach
Politycznych gier nonsensy z pobłażaniem śledzę gdyż
Proste one jak poczciwy cepa schemat
Najpierw plany i programy – potem góra rodzi mysz
A pomysłu jak to zmienić nadal nie ma
Pożegnałem kilka złudzeń i przeżyłem parę szajb
Z tej największej jakoś mnie nie wyleczono
Ja uwierzcie najzwyczajniej kocham ten przedziwny kraj
Jak kobietę bardzo piękną choć szaloną
Wiem że kark paskudnie boli od patrzenia ciągle wstecz
Mimo to smakuję dobrą gorycz wspomnień
Wierzę że przebaczać trzeba - przebaczenie piękna rzecz
Co nie znaczy aby milczeć i zapomnieć
Panu świata dzięki składam za to że niezmiennie jest
Że jaśnieje mimo tylu złudnych bogów
Za rozmowę i za ciszę za spiekotę i za deszcz
Za przyjaciół niezawodnych i za wrogów
Nie chcę bawić się w proroka bo to niebezpieczna myśl
Bardzo łatwo się wygłupić łatwo zranić
Ale czasem tak się zdarza tak się zdarza nie od dziś
Że przypadkiem trochę więcej wiem - kochani
Jedno chciałbym wam obiecać że chociażby nie wiem co
Choćby cuda choćby wianki choćby wszystko
Będę śpiewał o demonach które niespokojnie śpią
By zbyt często nie budziły się nad Wisłą
Swym pytaniem kiedyś mocno mnie zadziwił
Spytał chytrze ile trzeba ile trzeba wypić by
By przez chwilę choćby poczuć się szczęśliwy
Ja mu na to - owszem lubię - lecz przekornie stwierdzam że
Pewien jestem i nie pragnę tego zmienić
Żaden trunek niepotrzebny jeśli się zrozumieć chce
To że szczęście samo jest oszołomieniem
Długo trwała ta rozmowa – to niezaprzeczalny fakt
Lecz nie o tym tak naprawdę ta opowieść
Wtedy bowiem pomyślałem czego mi do szczęścia brak
Otóż tego by zaśpiewać coś o sobie
Na początek tajemnicę małą dziś powierzę wam
Bo nie umiem na ten temat milczeć dłużej
Nie wiem skąd się mej duszyczki wziął ten niepokorny stan
Który sprawia że nie lubię śpiewać w chórze
Do obłędu doprowadza mnie stadionów zgodny wrzask
Bełkot reklam i medialna paplanina
Nadal jednak chcę opisać ogłupiały sobą czas
Chociaż pędzi potępieniec jak po szynach
Politycznych gier nonsensy z pobłażaniem śledzę gdyż
Proste one jak poczciwy cepa schemat
Najpierw plany i programy – potem góra rodzi mysz
A pomysłu jak to zmienić nadal nie ma
Pożegnałem kilka złudzeń i przeżyłem parę szajb
Z tej największej jakoś mnie nie wyleczono
Ja uwierzcie najzwyczajniej kocham ten przedziwny kraj
Jak kobietę bardzo piękną choć szaloną
Wiem że kark paskudnie boli od patrzenia ciągle wstecz
Mimo to smakuję dobrą gorycz wspomnień
Wierzę że przebaczać trzeba - przebaczenie piękna rzecz
Co nie znaczy aby milczeć i zapomnieć
Panu świata dzięki składam za to że niezmiennie jest
Że jaśnieje mimo tylu złudnych bogów
Za rozmowę i za ciszę za spiekotę i za deszcz
Za przyjaciół niezawodnych i za wrogów
Nie chcę bawić się w proroka bo to niebezpieczna myśl
Bardzo łatwo się wygłupić łatwo zranić
Ale czasem tak się zdarza tak się zdarza nie od dziś
Że przypadkiem trochę więcej wiem - kochani
Jedno chciałbym wam obiecać że chociażby nie wiem co
Choćby cuda choćby wianki choćby wszystko
Będę śpiewał o demonach które niespokojnie śpią
By zbyt często nie budziły się nad Wisłą