Piękny toast

Leszek Wójtowicz

 

 

Noc wyciąga łapę

Gwiazdy lecą z wora

To najlepsza pora

By się z czymś uporać

 

Wiatr latarnie drapie

Śmierć zatacza koło

Będzie niewesoło

Gdy wróci jak gołąb

 

Miasto dawno chrapie

Dziwnie dookoła

Skoro nikt nie woła

Wzniosę piękny toast

 

Za te płyty których nigdy nie nagrałem i nie nagram

Za idiotów których chętnie powysyłałbym do diabła

Za szalonych kaznodziejów którzy bluźnią w imię Boga

Za mówiących tak łagodnie że aż włosy jeży trwoga

 

Za aniołów którzy pieśnią próbowali mnie nawrócić

Za kobiety które z serca trzeba było precz wyrzucić

Za Judaszów co najpodlej zaprzedali własny naród

Za geniuszy najprawdziwszych których było tylko paru

 

Za koleżków co od forsy najzwyczajniej pogłupieli

Za bywalców noclegowni i najgorszych w kraju melin

Za "czerwonych" którzy w porę nauczyli się pacierza

Za niezłomnych co uparcie w czarno - biały układ wierzą

 

Za pijaków którzy piją bowiem pijak wypić musi

Za smakoszy nikotyny których głupia słabość dusi

Za żarłoków co przy stole odnajdują raj na ziemi

Za leniuchów których nigdy żadna praca nie odmieni

 

Za przywódców których sami wynieśliśmy zbyt wysoko

Za widziadła które nadal pojawiają się o zmroku

Za proroków którzy wiedzą jaki będzie Wielki Finał

Za Was wszystkich dobrzy ludzie których kocham i przeklinam

 

Noc wyciąga łapę

Gwiazdy mrą jak muchy

Głowa do poduchy

Między snu okruchy

 

Wiatr latarnie drapie

Śmierć przebiegła obok

Poszła swoją drogą

Mignął czarta ogon

 

Miasto dawno chrapie

Dziwnie się zdarzyło

Dobrze się skończyło

Wierszem się skończyło

 

zima 1996

 

 

Inne teksty autora

Leszek Wójtowicz
Leszek Wójtowicz