Pojechali dzielni chłopcy
Na wojenkę – hej
Panny kwiaty im przyniosły
Żeby było lżej
Kiedy pociąg z miejsca ruszył
Buchnął matek płacz
Nawet się dowódca wzruszył
Taka jego mać
Wódka w głowach zaszumiała
Jak sosnowy bór
Nad pociągiem zgraja cała
Chichoczących zmór
Wroga zniszczyć władzę chwalić
Sławą okryć pułk
Tak po drodze im gadali
Bies do szklanek pluł
Potem było tylko piekło
Ogień ból i smród
Czasem rozpacz czasem wściekłość
Bohaterski trud
Kałasznikow – brat szalony
Pieśń straszliwą wył
Gdy się jakieś miasto broni
Zetrzeć miasto w pył
Śmierć – mateczka sprawiedliwa
Poszła z kosą w tan
Kiedy Bóg wojaków wzywał
Do Piotrowych Bram
Patriarcha błogosławił
Rząd ordery dał
Kiedyś pomnik się postawi
Że tak naród chciał
Błyszczą gwiazdy ponad Kremlem
Jak kałuże krwi
Car nazwany prezydentem
Sen o Rosji śni
Szerokimi ulicami
Maszeruje strach
Witaj bracie między nami
Zachodź pod nasz dach
Nowych czasów awangarda
W limuzynach mknie
Dusze zżera im pogarda
Z oczu patrzy źle
Sprzedać kupić czy zastrzelić
Dla nich jeden czort
Całą Moskwę już połknęli
Banda „pierwyj sort”
Idzie kot przez Plac Czerwony
Wielki czarny kot
Wymachuje drań ogonem
Chyba knuje coś
Gadaj kocie – diabli synu
Dokąd pędzi świat
Czyja to przeklęta wina
Że oszalał tak
W podłej knajpie Jezus Chrystus
Krwawi z pięciu ran
Dosyć miał anielskich pysków
Dobrotliwy Pan
Nikt nie poznał Zbawiciela
Choć na głowie cierń
Dziwka gościa rozwesela
Zaraz wstanie dzień
Znowu pędzą lawiny proroczych słów
Ptak dwugłowy oparty o krzyż
Orszak bestii i szpaler dziewiczych brzóz
Każdy dzień to czekanie na świt
Na wojenkę – hej
Panny kwiaty im przyniosły
Żeby było lżej
Kiedy pociąg z miejsca ruszył
Buchnął matek płacz
Nawet się dowódca wzruszył
Taka jego mać
Wódka w głowach zaszumiała
Jak sosnowy bór
Nad pociągiem zgraja cała
Chichoczących zmór
Wroga zniszczyć władzę chwalić
Sławą okryć pułk
Tak po drodze im gadali
Bies do szklanek pluł
Potem było tylko piekło
Ogień ból i smród
Czasem rozpacz czasem wściekłość
Bohaterski trud
Kałasznikow – brat szalony
Pieśń straszliwą wył
Gdy się jakieś miasto broni
Zetrzeć miasto w pył
Śmierć – mateczka sprawiedliwa
Poszła z kosą w tan
Kiedy Bóg wojaków wzywał
Do Piotrowych Bram
Patriarcha błogosławił
Rząd ordery dał
Kiedyś pomnik się postawi
Że tak naród chciał
Błyszczą gwiazdy ponad Kremlem
Jak kałuże krwi
Car nazwany prezydentem
Sen o Rosji śni
Szerokimi ulicami
Maszeruje strach
Witaj bracie między nami
Zachodź pod nasz dach
Nowych czasów awangarda
W limuzynach mknie
Dusze zżera im pogarda
Z oczu patrzy źle
Sprzedać kupić czy zastrzelić
Dla nich jeden czort
Całą Moskwę już połknęli
Banda „pierwyj sort”
Idzie kot przez Plac Czerwony
Wielki czarny kot
Wymachuje drań ogonem
Chyba knuje coś
Gadaj kocie – diabli synu
Dokąd pędzi świat
Czyja to przeklęta wina
Że oszalał tak
W podłej knajpie Jezus Chrystus
Krwawi z pięciu ran
Dosyć miał anielskich pysków
Dobrotliwy Pan
Nikt nie poznał Zbawiciela
Choć na głowie cierń
Dziwka gościa rozwesela
Zaraz wstanie dzień
Znowu pędzą lawiny proroczych słów
Ptak dwugłowy oparty o krzyż
Orszak bestii i szpaler dziewiczych brzóz
Każdy dzień to czekanie na świt