ROZDZIAŁ PIERWSZY
Był środek lata. Na termometrach słupek rtęci przekraczał czterdzieści stopni. Słońce prażyło jak nigdy dotąd. Nawet najstarsi mieszkańcy nie pamiętali takich upałów. Większość osób pozostawała w domach, nie chcąc się wystawiać na promienie słoneczne. Tylko dzieci były zachwycone wysoką temperaturą. Te, które nigdzie nie wyjeżdżały na wakacje, bawiły się przed swymi domami, głośno hałasując. Większość sklepów było pozamykanych, a ich właściciele i sprzedawcy siedzieli w pobliskich kawiarniach chłodząc się zimnymi napojami. Na niebie nie było widać ani jednego stworzenia. Większość ptaków już dawno ukryła się w różnych zakamarkach domów, a te, które nie zdążyły spacerowały po chodnikach szukając jakiejkolwiek kałuży, w której mogłyby, choć na moment zamoczyć mocno przegrzane skrzydła. Całe miasto jakby opustoszało, zupełnie jakby miał nadciągać jakiś kataklizm. Tylko czasami można było zauważyć błąkające się bezdomne psy, które wykorzystując moment, że nikt ich nie przegania buszowały w pobliskich śmietnikach. Nad ulicami unosiła się przeźroczysta zawiesina, która załamywała powietrze tworząc rozmazane obrazy, które można zazwyczaj zobaczyć na pustyni lub nad płonącym ogniskiem. Nieopodal rozciągała się autostrada, która jako jedyna była zaludniona. Ci, którzy posiadali w autach klimatyzację, opuszczali miasto, chcąc jak najszybciej znaleźć się nad morzem, lub innym miejscem, gdzie mogliby spędzić tegoroczne wakacje. Rodzina państwa Watson, również mknęła przez gładką szosę, zostawiając za sobą wszystkie troski dnia codziennego. Teraz byli zadowoleni i podśpiewywali znaną wszystkim piosenkę. Dwójka dzieci, które siedziały na tylnich siedzeniach nie ukrywały zachwytu. Pan Watson był trzydziesto cztero letnim agentem ubezpieczeniowym. Jego żona nie pracowała, ponieważ cały swój czas poświęcała na prowadzenie domu i opiekę nad dziećmi. Ich ośmioletni syn był chory na padaczkę i nie mogli sobie pozwolić na pozostawianie go bez opieki. Na szczęście córka, która urodziła się dwa lata później była całkiem zdrowa i wnosiła do ich rodziny wiele radości. Mimo, że jeszcze nie chodziła do szkoły potrafiła już czytać i pisać. Liczenie w pamięci dość skomplikowanych równań nie sprawiało jej również jakichkolwiek trudności. Mówiono o niej, że jest genialnym dzieckiem i że w przyszłości będzie mogła zostać, kim zechce. Ona sama wolała się bawić z dużo starszymi od siebie, gdyż dzieci w jej wieku były dla niej nudne. Teraz, kiedy mknęli przez autostradę mała Wiktoria już widziała oczyma wyobraźni piękne morze, które znała
1
jak dotąd tylko z opowiadań i zdjęć, które pokazywała jej mama. Była przekonana, że to będą jej najlepsze wakacje w życiu, tym bardziej, że ze względu na brak funduszy nie wyjeżdżali, co roku na urlop. Już nie mogła się doczekać, kiedy będzie mogła zanurzyć swe małe stópki w słonej wodzie. Jej brat natomiast nie do końca był zachwycony. Jemu marzył się wyjazd wraz z kolegami na kolonie w domkach kempingowych. Niestety ze względu na jego chorobę rodzice nie zdecydowali się na puszczenie go samego. Wtedy był bardzo zły, ale teraz już zapomniał o tym, że dwa dni wcześniej płakał z tego powodu. Pogodził się z losem, że spędzi te wakacje wraz z siostrą, która, mimo iż była od niego młodsza to lubiła bawić się w coś, czego on nie rozumiał. Większość gier komputerowych, z którymi on miał problemy, Wiktoria rozpracowywała w kilka godzin i wciąż podnosiła mu poprzeczkę ustawiając coraz to większy stopień trudności. Po kilkunastu próbach wspólnej zabawy dał za wygraną. Wiedział, że jest ona lepsza od niego prawie we wszystkim i wściekał się, kiedy dawała mu wygrywać. Mimo, że rodzice nigdy nie podkreślali, że jest kimś gorszym, to on i tak czuł, że, od kiedy odkryto umiejętności jego siostry nie poświęcano mu tyle uwagi jak kiedyś i w związku z tym często udawał atak padaczkowy chcąc zwrócić na siebie uwagę. Tylko w ten sposób przez chwilę mógł być zauważonym i przez kilka następnych chwil był dla rodziców najważniejszy. Teraz był zły sam na siebie, gdyż wiedział, że gdyby nie udawał tak często to rodzice puściliby go na wymarzone wakacje. Niestety nie mógł im się do tego przyznać, że niepotrzebnie aż tak się o niego martwią, ponieważ większość jego ataków były symulowane. Musiał się pogodzić z losem i siedzieć cicho udając zadowolenie ze wspólnego wyjazdu. Wiktoria patrzyła przez okno samochodu i obserwowała mijane domy i piękne krajobrazy. Zamyślając się przestała śpiewać wraz z rodzicami i wyobrażała sobie, że poznaje wreszcie koleżankę, która jest taka jak ona i nikt nie zwraca na nie uwagi i że wymyślają coraz to nowe zabawy i że ona się na nią nie gniewa nie rozumiejąc sensu zabawy, w które najchętniej bawiła się z przyjaciółką z przeciwka, która miała już trzynaście lat. Czasami mama, gdy tylko miała czas grała z nią w pewne gry, ale niestety z dorosłymi nie dało się bawić we wszystko, na co się miało ochotę. Oni byli zbyt poważni i brakowało im wyobraźni. Powoli oczy małej Wiktorii zaczynały się kleić. Wszystkie przesuwające się obrazy przed jej oczyma zaczęły się rozmazywać, zupełnie jakby spoglądała przez kolorowe szkiełko, które zniekształca rzeczywistość. Jeszcze słyszała śpiew rodziców i warkot silnika, ale zupełnie jakby dobiegały z bardzo daleka, aby po chwili cichnąć i w końcu zupełnie zamilknąć. Jeszcze przez moment wydawało jej się, że unosi się w powietrzu i lecąc robi dużo fikołków, aby wreszcie znaleźć się w miejscu, którego nigdy dotąd nie widziała. Teraz spoglądała na piękny
2
ogród. Wokół śpiewały ptaki a wszystkie zwierzęta, które do tej pory mogła tylko zobaczyć w ogrodzie zoologicznym spacerowały teraz tuż obok jej stóp. Drzewa też były zupełnie jak z bajki, a na ich konarach siedziały piękne kolorowe ptaki przypominające papugi, które bacznie obserwowały nieznaną im do tej pory istotę. Wszystkie zwierzęta powoli zaczęły się do niej zbliżać i niektóre przechodząc ocierały się o jej nogi zupełnie jak małe kotki, które chcą, aby je pogłaskać. Z drzew zwisały różnego gatunku małpy, które wydawały głośne okrzyki, zupełnie jakby chciały coś powiedzieć myśląc, że mała dziewczynka je rozumie. Wiktoria szła przed siebie niczego się nie obawiając. Było tu przecież tak pięknie i po raz pierwszy w swym krótkim życiu czuła, że nie chce opuszczać tego miejsca. Było tu coś, co ją bardzo przyciągało i pragnęła pozostać tu na zawsze. Nagle usłyszała jakieś tajemnicze głosy. Ktoś mówił coś do niej, ale jakby z bardzo daleka. Ten tajemniczy szept było słychać bardzo niewyraźnie, ale była przekonana, że ktoś pragnie powiedzieć jej coś ważnego. Teraz tajemnicze głosy ucichły i nie wiedziała, dlaczego, ale ogarnął ją wielki spokój. Na chwilę zapanowała cisza, aby za moment ponownie mogła usłyszeć śpiew ptaków i szum drzew. Po chwili ujrzała tajemniczą polanę. Postanowiła zobaczyć ją z bliska. Kiedy już była na skraju lasu usłyszała szum strumyka. Obejrzała się wokół i nigdzie nie mogła zobaczyć nawet najmniejszej rzeczki, która mogłaby wydawać tak charakterystyczne brzmienie. Kiedy znalazła się na środku polany zobaczyła starszą kobietę, która siedziała na kamieniu i szeroko się uśmiechając przywoływała ją do siebie machając ręką. Nie wiedziała, kim jest ta staruszka, choć wydawała jej się znajoma. Nigdy wcześniej nie podeszłaby do kogoś obcego, ale teraz wiedziała, że musi to zrobić. Jakaś tajemnicza siła ciągnęła ją do tej kobiety. Starsza pani była bardzo piękna. Wyglądała zupełnie jak jakaś wróżka, która za chwilę spełni wszystkie jej życzenia. Wiktoria zbliżyła się do niej i wyciągnęła małą rączkę.
-
Wiesz, kim jestem? Spytała tajemnicza starsza pani. Mała dziewczynka pokręciła przecząco głową. Jestem twoją babcią i czekałam tu na ciebie. Nie wiesz nawet jak się cieszę, ze mogę cię wreszcie zobaczyć i przytulić.
-
Babciu to ty? Przecież ty umarłaś jeszcze przed moimi urodzinami. Jak to się stało, że cię widzę? Przecież rodzice mówili, że jesteś w niebie. Czy to znaczy, że ja też umarłam?
-
Nie kochanie. Nie umarłaś. Nie bój się, twoi rodzice też tutaj są wraz z twoim braciszkiem. Wkrótce do nas dołączą. Muszą jeszcze coś załatwić i niedługo będą z nami.
Wiktoria przytuliła się do kobiety, a w jej małych oczkach pojawiły się łzy.
3
Przez chwilę znowu słyszała czyjeś nawoływania. Ktoś wymawiał jej imię, ale bała się o tym powiedzieć babci. Czuła się taka szczęśliwa w jej ramionach. Pozostałe rzeczy zdawały się być mniej ważne. Myślała, że wszystko to jej się śni, mimo że wygląda tak realnie. Nagle zobaczyła jakieś postaci, które zbliżały się w ich kierunku. Jeszcze nie była pewna, kto to jest, ale już nie mogła się doczekać, aby się z nimi spotkać. Po chwili nierozpoznawalne do tej pory osoby stawały się coraz bardziej wyraźne. To przecież szli jej rodzice, a obok nich biegł mały chłopiec wesoło podskakując. Nie zastanawiając się ani chwili wyrwała się z objęć babci i skierowała swe kroki w ich kierunku. Teraz była bardzo szczęśliwa. Jakie cudowne wakacje, myślała. To nic, że nie są nad morzem. Przecież tutaj jest tak pięknie, że chciałaby zostać tu na zawsze. Po chwili znowu usłyszała jakiś tajemniczy głos, który wołał ją po imieniu. Nie wiedziała skąd dochodził, zupełnie jakby istniał tylko w jej małej główce. Kiedy słyszała nawoływania, to przez chwile pomyślała o powrocie do domu. Po chwili jednak najważniejsze dla niej było podbiegnięcie do rodziców. Kiedy zobaczyła uśmiech mamy wiedziała, że nie chce już nigdy opuszczać tego miejsca. Coś tajemniczego przyciągało ją do wszystkich, których kochała, a mimo to, co pewien czas słysząc tajemnicze nawoływania pragnęła wracać, chociaż nie wiedziała gdzie mogłaby się udać, skoro cała jej rodzina była teraz przy niej. Już chciała się rzucić na szyję mamy, kiedy zobaczyła, że, mimo iż wciąż biegnie, to jej rodzice jakby się oddalali. Ponownie usłyszała tajemniczy głos w swojej głowie. Odwróciła się, ale nie ujrzała nikogo poza swoją babcią, która wciąż się uśmiechała. Wciąż widziała powtarzającą się scenę. Kiedy tylko dobiegała do rodziców odzywał się tajemniczy głos i zupełnie jakby jakaś tajemnicza siła cofała ją o kilkanaście metrów. Kiedy tylko głos umilkł, zbliżała się do nich prowadzona tajemniczym światłem które dobiegało jakby z góry. Kiedy tylko zbliżała się do rodziców, tajemniczy świetlisty tunel zanikał, aby po chwili ponownie się pojawić równocześnie z nawołującym ją głosem. Już myślała, że to nigdy się nie skończy. Kiedy wreszcie już była zmęczona, postanowiła wrócić do machającej wciąż do niej staruszki. Stanęła przy uśmiechniętej kobiecie i zaczęły rozmawiać. Wiktoria rozpytywała babcie o wiele rzeczy. Przecież nie miały okazji się nigdy wcześniej spotkać. Kiedy już nacieszyły się sobą, dziewczynka znów usłyszała tajemniczy głos. Tym razem jednak wołał ją jakiś mężczyzna. Po chwili znów ujrzała świetlisty tunel i oddalającą się babcię. Równocześnie poczuła jak całym jej ciałem potrząsa jakaś tajemnicza siła. Mimo, że nie widziała nikogo, to czuła, że ktoś ją dotyka i nawoływania stają się coraz wyraźniejsze. Na chwilę przymknęła oczy i po raz pierwszy, od kiedy znalazła się w tym miejscu zaczęła czuć
4
strach. Coraz bardziej bała się tych nawoływań i nie wiedziała, dlaczego jej rodzice nie próbują jej zatrzymać, tylko machają do niej, zupełnie jakby chcieli się z nią pożegnać. Przecież ona nigdzie nie wyjeżdża. Dla czego wiec wszyscy chcą się z nią rozstać? Teraz zobaczyła jak rodzice znikają, a tajemniczy głos staje się całkiem wyraźny. Nagle poczuła się zupełnie, jakby spadała z wielkiej skały. Leciała tak i leciała i kiedy dosięgła ziemi poczuła, że leży na jakimś łóżku. Po chwili uchyliła powieki i ujrzała tajemnicze światło, tylko, że tym razem już nie było w kształcie tunelu. Przypominało raczej blask płynący z lampki nocnej, którą teraz ktoś przez przypadek skierował wprost w jej źrenice. Jeszcze przez dłuższą chwilę nie mogła otworzyć oczu. Tak bardzo nie chciała opuszczać miejsca, w którym jeszcze przed chwilą była. Ponownie usłyszała czyjś głos. Tym razem wydawał jej się spokojny, lecz bardzo zatroskany, jakby komuś bardzo zależało na tym, aby do niego przemówiła. Przez całe jej wątłe ciałko przeleciał dreszcz, a do oczu napłynęły łzy. Chciała coś powiedzieć, ale nie mogła otworzyć ust. Czuła się taka ciężka. Całe jej ciało było obolałe. Wszystkie dotychczasowe doznania jakby odpłynęły. Już nie widziała żadnego światła, tylko wciąż czuła, że coś lub ktoś potrząsa jej ramionami i wreszcie usłyszała ciepły, kobiecy głos, który był jej znajomy. Jeszcze nie była pewna, do kogo należał, ale już wiedziała, że ktoś próbuje jej pomóc, ale dlaczego? Tego jeszcze nie mogła pojąć jej mała główka. Kilka minut później poczuła, że ktoś trzyma ją za rękę. Instynktownie również ścisnęła trzymaną dłoń. W tej samej chwili usłyszała.
-
Panie doktorze. Ścisnęła mnie za rękę! Jestem pewna, że czułam jak przez krótką chwilę jej paluszki się poruszyły. Ona chyba powoli do nas wraca. Proszę powiedzieć, że to dobry symptom. ..
c.d.n
5
"mknęła przez gładką szosę" - winno być: mknęła gładką szosą
"które siedziały na tylnich siedzeniach" - winno być: które siedziały na tylnych siedzeniach
"trzydziesto cztero letnim " - co to jest? proszę sprawdzić zasady pisowni liczebników
Tekst należy przeczytać ponownie, może nawet kilkakrotnie. Chociaż raz - na głos w celu usłyszenia błędów.
Tekst należy poprawić.