Skarabeusz

Krzysztof Półtorak

Gdy spojrzysz na osiedle z ptasiej perspektywy, dostrzeżesz niezwykłą harmonię i ład. Powtarzalne bryły domków, przecinające się pod kątem prostym alejki i uliczki, których sieć rozpościera się po horyzont, a wszystko otoczone wysokim i solidnym murem. Co za umiłowanie porządku! Jak żyje się w tak poukładanym świecie? Może warto zniżyć lot, by dowiedzieć się czegoś więcej? Moja propozycja: przerwiesz lot na chwilę. Ale pamiętaj, nie gwarantuję, że po tym rekonesansie swoje podniebne akrobacje będziesz wykonywać z dotychczasową beztroską. Ostateczna decyzja należy do Ciebie. I nie miej w razie czego pretensji, o podciętych skrzydłach nie opowiadaj.

 


1.

 

Chłodny wiatr rozpanoszył się w izbie, poruszając zasłonami i kłębkiem kurzu, którego swobodna egzystencja była skutkiem wyłącznie przeoczenia. Kobieta wytarła pot z czoła i ruszyła w kierunku uchylonych drzwi. Zanim je zamknęła, spojrzała na ulicę. Chodniki i place przed sąsiednimi domami starannie posprzątano, znalezienie tam choćby strzępka papieru czy gałganka nie wchodziło w rachubę. Niebo miało szarą barwę, choć przełamująca tę szarość różowawa poświata zwiastowała lodowatą noc.

 

Wróciła do pracy. Jeszcze parę minut i on tu będzie. Przyjdzie ten, który wymaga absolutnego porządku i czystości. Jego wzrok potrafi zabić.
Połyskiwały chromy, bielała biel, a szyby niknęły w swojej szklanej istocie. Zostało jeszcze mycie podłogi. Można było nie robić tego osobiście, można było wziąć do pomocy kogoś, kto ponoć był do tej pracy stworzony. Czemu wolała sprzątać sama?

Zdjęła płaszcz, zakasała rękawy i przystąpiła do szorowania, uprzednio rozlewając mydliny. Robiła to na klęczkach, systematycznie, centymetr po centymetrze. Ze szpary między deskami wzbił się kolorowy motyl, zatrzepotał skrzydłami i usiadł na krawędzi metalowej półki. W tej samej chwili poczuła na plecach czyjś wzrok. Poderwała się gwałtownie, odruchowo poprawiła spódnicę. Zapewne domyśliła się, że mężczyzna był w izbie od dłuższego czasu i cieszył oko widokiem jej ud, bielejących na tle ciemnej podłogi. Ruszył sprężystym krokiem do środka pomieszczenia. Dłoń w skórzanej rękawiczce schwytała motyla.
- O tej porze?
- Już prawie skończyłam, jeszcze dziesięć minut i będzie idealny porządek.
- O tej porze roku?
Zgniótł motyla i wrzucił go do kosza na śmieci. Spojrzał surowym wzrokiem na kobietę, otrzepał rękawiczki z resztek barwnej materii i wyszedł z izby.

A jeśli przyjdzie mi spędzić tak resztę życia?

 

 

2.


Ten dzień nie różnił od poprzednich. Gdy wybiła godzina siedemnasta, kobieta przystąpiła do prac porządkowych. Wyszorowała podłogę, przetarła szyby, poukładała przybory w szufladach, a na koniec otworzyła drzwi, by przewietrzyć izbę. W nocy spadł śnieg. Chodniki i jezdnie zostały oczyszczone, ale i tak biały puch dominował w krajobrazie. Niebo słabo odcinało się od linii widnokręgu - coś w jego barwie sugerowało, że noc będzie lodowato zimna. A może to nie była kwestia poświaty? Może to wydobywający się z setek psich gardzieli skowyt wywoływał u niej dreszcze? Zamknęła drzwi i skuliła się. Ciepło bijące od ściany pieca przyniosło ukojenie. Zostanie jeszcze trochę. Napisze kilka zdań w dzienniku, który dopiero co zaczęła prowadzić.

Wydaje mi się, że spędziłam tu całą wieczność, a to przecież dopiero dwa lata. I do kogo ja mogę mieć pretensję? Przecież sama dokonałam wyboru. Miałam dosyć mojego okrutnego ojca, zapijaczonego brata, pracy w prowincjonalnej przychodni, z jej okropnym kierownikiem. Nie ma powrotu w stare koleiny. Nie zniosłabym triumfu krewnych i dawnych przełożonych. Ale czy cena, którą przychodzi mi płacić za uwolnienie się od moich prześladowców nie jest aby za wysoka? Dotąd ufałam sobie, swojej intuicji. Jednak w panującej tu rzeczywistości zaczynam czuć się bezradna. Jestem świadkiem i narzędziem licznych zbrodni, od niedawna również tych wykonywanych na dzieciach. Początkowo rzecz tłumaczyłam sobie tak: muszę patrzeć na śmierć dzieci, bo jest to kara za to, co zrobiłam swojemu dziecku. Ale jak długo będzie trwała pokuta? Czy w ogóle kiedykolwiek skończy się?


Dzisiaj przyniesiono dwoje niemowląt. To numery ich matek (są nieprzechodnie, może łatwiej będzie coś wyciągnąć z ewidencji). Chłopcy. Nie mam teraz głowy do wymyślania imion, ale zrobię to na pewno, lada dzień.
Ktoś kiedyś powiedział, że każdy żyje po coś, dla jakieś roli, choćby była to rola najskromniejsza. I w związku z tym każdy dostanie od losu swoje „pięć minut”. Do jakiej roli powołano te dzieci? Niemowlęta w pierwszych tygodniach życia niewiele widzą, a jeszcze mniej rozumieją. Odchodzą nieświadome tego, co im się odbiera, co tracą.


Czasem udaje mi się zebrać trochę sił, a wtedy myślę, że dam radę przeczekać trudny czas, że jak to wszystko się skończy, założę dom dla sierot. I że dzieciom w tym sierocińcu nadam nowe imiona – te same, które teraz daję niemowlętom. To może zadziałać, to może mieć sens. Są chwile, gdy wierzę w takie rzeczy.

Czasem udaje mi się zebrać trochę sił…

 


3.


Ranek był rześki, słoneczny, a powietrze przeraźliwie zimne. Ludziom wydawało się, że zamarzają im oczy. Kobieta pochuchała w dłonie, wyjęła z kieszeni klucze i otworzyła drzwi oznaczone krzyżem. Mężczyźni, którzy sprzątali śnieg na pobliskim placyku, przerwali rozmowę.
- Wejdźcie na chwilę do mnie – powiedziała cicho.
Rozejrzeli się i szybkim krokiem wstąpili do izby. Kobieta sięgnęła do szuflady.
- Pokaż język. I ty też to zrób.
Posłusznie wykonali polecenie. Kobieta wsunęła im w usta po kostce cukru. Ten drobny gest mógł przysporzyć jej niemałych kłopotów. Przełożony regularnie zjawiał się na kontrole, a w razie wykrycia najmniejszego niedociągnięcia czy przekroczenia regulaminu, karał z całą surowością, którą zapewne wyssał z mlekiem matki.


Odezwał się dzwonek telefonu.
- Tak, oczywiście, jestem już na miejscu. Proszę przysłać go do mnie.
Sprzątacze domyślili się, że powinni opuścić domek. Wrócili do swojej pracy.
Do izby wszedł robotnik z dłonią owiniętą bandażem, z którego kapała jasnoczerwona krew. Asystował mu mężczyzna w wysokich butach. Solidny gwóźdź tkwił w dłoni rannego.
- Ktoś próbował go ukrzyżować?
- Sam sobie to zrobił, ofiara losu.
Zabieg bardzo zmęczył robotnika. Nie potrafił ustać o własnych siłach. Pewnie to zasługa dwu setek spirytusu, które dostał do wypicia przed operacją. Gdy wychodził, prowadzony pod pachę przez nadzorcę, odcisnął na podłodze kilka krwawych śladów buta.


Zanim zdążyła zabrać się do sprzątania izby, ktoś załomotał do drzwi. Do domku weszli dwaj mężczyźni w lśniących, wysokich butach. Prowadzili brodatego staruszka, ubranego w dziurawe szmaty. Na nogach miał coś, co trudem udawało obuwie, a wykonane było głównie z desek i strzępów gazet.
- Tu są jego dane do ewidencji.
Spojrzała na kartkę i pokiwała głową. Starzec był słaby, nie umiał samodzielnie rozebrać się. Towarzyszący mu mężczyźni zdjęli z niego wierzchnią odzież, rozpięli koszulę, odsłaniając pierś. Na skórze mężczyzny, mniej więcej na wysokości serca, znajdował się tatuaż przedstawiający skarabeusza.


Sięgnęła po pękatą butlę z piwnego szkła. Napełniła strzykawkę. Sterylizacja igły nie była w takim przypadku konieczna. Na koniec usiadła do księgi ewidencyjnej, by zadość uczynić wszelkim formalnościom. W tym czasie jeden z obutych wykonywał telefon do wydziału utylizacyjnego. Kiedy odłożył słuchawkę, zwrócił się do kobiety, zajętej porządkowaniem narzędzi.
- Proszę nie chować tego, zaraz wracamy. Właśnie zarekwirowano jakieś niemowlę.

 

 

***

Stoję pod domkiem oznaczonym krzyżem. Przy drzwiach znalazłem ptasie pióro. Jesteś jeszcze w okolicy? A może raczej szybujesz gdzieś wysoko, bojąc się poznania finału tej opowieści?
Zaglądam przez okno. Kobieta zdejmuje płaszcz. Staje na stołku.

A jeśli przyjdzie mi spędzić tak resztę życia?

W kwestiach technicznych – długość liny i sposób sporządzenia pętli – bez zarzutu. Co dalej? Wolna wola.


A jeśli pomysł z sierocińcem miał sens? Jeśli to jedyny sposób, by tym niemowlętom zwrócić życie? Może warto zebrać jeszcze trochę sił?
Myślę o tatuażu, który miał na sercu brodaty mężczyzna. A jeśli faktycznie jest tak, że zaciskając pętlę na szyi, powodujemy jedynie zamknięcie pętli czasu? A co, jeśli w kolejnym obrocie wróci ten uporządkowany świat z jego murem zwieńczonym drutem kolczastym, a robotnik przymusowy wbije sobie gwóźdź w dłoń? Jaką wagę przypisać wtedy decyzji kobiety, której przygarbioną postać stojącą na stołku widzę przez okno?
 

Krzysztof Półtorak
Krzysztof Półtorak
Opowiadanie · 17 listopada 2014
anonim