Ze szkodą

Czesław Miłosz

 

 

Jak najmniej szkodzić. O to zabiegałem.

Choć mało znaczy tutaj nasza wola.

Dosyć połączyć dwa słowa, już biegną,

Chwytają, niosą na obrzęd plemienny.

Piszmy dla siebie, dla paru przyjaciół,

Żeby umilić wiosenną majówkę:

Tak się zaczyna. A później sztandary,

Wrzaski, proroctwa, obrona barykad.

Mój wielki patron zrobił wiele złego.

Lepiej by został przy swoich balladach,

No i sonetach. Nikt mu nie powiedział:

Już dosyć, przestań. Wzięli ich sumieniem,

I prowadzili, trzymając za ręce.

Czy my rodzimy się dla mitologii?

I czy naprawdę dla własnego życia?

Co za demonizm w naturze języka,

Że można zostać tylko jego sługą!

 

I ja szkodziłem, może mniej niż inni.

W przebraniach, maskach, nierozpoznawalny,

Niejednoznaczny. Już to jest ochronąPrzed recytacją na dorocznym święcie.

Inne teksty autora

Czesław Miłosz
Czesław Miłosz
Czesław Miłosz
Czesław Miłosz
Czesław Miłosz
Czesław Miłosz
Czesław Miłosz
Czesław Miłosz
Czesław Miłosz
Czesław Miłosz
Czesław Miłosz
Czesław Miłosz
Czesław Miłosz
Czesław Miłosz
Czesław Miłosz