Ja już nie chcę poetycko łgać,
ja chcę widzieć to, na co patrzę,
a przy tobie -- śmiać się i łkać,
i tak na zawsze.
Spojrzyj, miła, jaki biały śnieg,
nad nim błękit sklepiony jak kościół.
Chodź na nartach na tamten brzeg
radości.
W tym pokoju, pełnym słońca, bez krat,
dobrze sercu, ale za ciasno...
Wiesz, nie spałem tysiąc lat,
teraz chcę zasnąć.
Rozpalimy na szczytach gór
ogromne ognie,
będzie głód, pożoga i mór --
ty pomyśl o mnie.
Ja tak kocham, jak pada śnieg,
jak świeci Orion.
Nie ma drutów. Jest tamten brzeg --
krematorium.
ja chcę widzieć to, na co patrzę,
a przy tobie -- śmiać się i łkać,
i tak na zawsze.
Spojrzyj, miła, jaki biały śnieg,
nad nim błękit sklepiony jak kościół.
Chodź na nartach na tamten brzeg
radości.
W tym pokoju, pełnym słońca, bez krat,
dobrze sercu, ale za ciasno...
Wiesz, nie spałem tysiąc lat,
teraz chcę zasnąć.
Rozpalimy na szczytach gór
ogromne ognie,
będzie głód, pożoga i mór --
ty pomyśl o mnie.
Ja tak kocham, jak pada śnieg,
jak świeci Orion.
Nie ma drutów. Jest tamten brzeg --
krematorium.