Ogrodnik wspiął się – istny drozd
w waciak odziany – na szczyt drzewa,
łącząc tym samym niby most
to, co dwunogie, z tym, co śpiewa.
Lecz miast szczebiotu rozległ się,
w plecy wbijając dreszczu oszczep,
inny, też specyficzny dźwięk:
zgrzyt ostrza, które trze o ostrze.
Tym różni się od ptactwa ssak
dwunogi (bardziej niż obliczem),
że choć na drzewie tkwi jak ptak,
rozwarłszy niczym dziób nożyce,
potrafi wydać z siebie zgrzyt
jedynie, a nie śpiew – i tyle.
Czyśmy nie zapóźnieni zbyt
wobec tych, co są niby w tyle?
Mnożąc nasz krótki żywot – myślę –
przez sumę gniazdek i upojeń
własnym śpiewaniem, nieco ściślej
można ustalić miejsce swoje.
18 I 1964
(przekład – Stanisław Barańczak)