słuchaj, powiedział, widziałeś kiedyś kraby w
wiadrze?
nie, odparłem.
no wiec czasem któryś krab
wdrapie się innym na grzbiety
zacznie się piąć w stronę krawędzi wiadra
i kiedy już, już ma uciec
jakiś inny krab łapie go i ściąga z powrotem
w dol.
naprawdę? spytałem.
naprawdę, powiedział, a w tej robocie jest całkiem tak samo, nikt
nie chce, żeby ktoś inny się stad
wyrwał. tak to już jest w pocztowych fachu!
wierze ci, powiedziałem.
akurat wtedy wszedł naczelnik i powiedział,
gadaliście, chłopaki.
w tej robocie gadać nie
wolno.
miałem tam przepracowane jedenaście i pol.
roku.
wstałem z taboretu i wdrapałem się naczelnikowi
na grzbiet
a potem sięgnąłem rękami do góry i wyciągnąłem się stamtąd.
aż nie do wiary, jak łatwo mi poszło
ale nikt nie wziął ze mnie przykładu.
i kiedy później jadałem krabie łapki
to za każdym razem myślałem o tamtej robocie.
musiałem o niej pomyśleć
chyba z piec czy sześć razy
zanim przerzuciłem się na homary.