Madrygał
Spójrz na niego, Srebrzynku. Trzy-
krotnie - niby konik cyrkowy po
swym torze - okrążył cały ogród, biały
jak lekka fala samotna w łagodnym mo-
rzu światła - i znowu zniknął za mu-
rem. Wyobrażam go sobie na krzaku
dzikiej róży, tam z drugiej strony; wi-
dzę go niemal poprzez wapno. Spójrz,
bo już jest z powrotem. Naprawdę to
dwa motyle. Jeden biały - on; a drugi
czarny - jego cień.
Są, mój Srebrzynku, piękności tak
świetne, że inne próżno chciałyby je
zaćmić. Jak na twym pyszczku oczy są
czarem największym, gwiazda jest nim
wśród nocy, róża i motyl wśród ogrodu
rankiem.
Srebrzynku, jak ładnie lata! Z jaką ra-
dością musi się unosić! To tak jak dla
mnie, szczerego poety, uciecha wiersza.
Cały, aż po swą duszę, zagłębił się w lo-
cie; zda się, że więcej nic nie obchodzi
go w świecie, chciałem powiedzieć - w
ogrodzie.
Cicho, Srebrzynku... Patrz jeszcze.
O, jak rozkosznie tak lecieć, bez skazy
czystym!
Spójrz na niego, Srebrzynku. Trzy-
krotnie - niby konik cyrkowy po
swym torze - okrążył cały ogród, biały
jak lekka fala samotna w łagodnym mo-
rzu światła - i znowu zniknął za mu-
rem. Wyobrażam go sobie na krzaku
dzikiej róży, tam z drugiej strony; wi-
dzę go niemal poprzez wapno. Spójrz,
bo już jest z powrotem. Naprawdę to
dwa motyle. Jeden biały - on; a drugi
czarny - jego cień.
Są, mój Srebrzynku, piękności tak
świetne, że inne próżno chciałyby je
zaćmić. Jak na twym pyszczku oczy są
czarem największym, gwiazda jest nim
wśród nocy, róża i motyl wśród ogrodu
rankiem.
Srebrzynku, jak ładnie lata! Z jaką ra-
dością musi się unosić! To tak jak dla
mnie, szczerego poety, uciecha wiersza.
Cały, aż po swą duszę, zagłębił się w lo-
cie; zda się, że więcej nic nie obchodzi
go w świecie, chciałem powiedzieć - w
ogrodzie.
Cicho, Srebrzynku... Patrz jeszcze.
O, jak rozkosznie tak lecieć, bez skazy
czystym!