Uwiązany pies
Przyjście jesieni jest dla mnie tym
uwiązanym psem, mój Srebrzynku,
który szczeka przeciągle i czysto w sa-
motności dziedzińca, podwórka czy
ogrodu, co po południu zaczynają prze-
nikać zimnem i smutkiem... Zawsze,
gdziekolwiek bym nie był, Srebrzynku,
w te dni, które stają się coraz bardziej
żółte, słyszę owego psa uwiązanego,
szczekającego ku zachodowi słońca.
Jego szczekanie, bardziej niż cokol-
wiek innego, przysparza mi radości. Są
to chwile, kiedy całe życie uchodzi w
oddalającym się złocie, jak serce skąpca
w ostatniej uncji skarbu, co przepada. A
złoto ledwie istniej, chciwie skupione w
duszy i rozsyłane przez nią we wszyst-
kie strony - tak jak dzieci chwytają
słońce kawałkiem lusterka i przenoszą je
na ocienione ściany, łącząc w jednym
obrazie wizerunek motyla i suchego liścia.
Czeredy wróbli i kosów podrywają
się z gałęzi na gałąź pomarańczowego
drzewa lub akacji, coraz wyżej wstępu-
jąc wraz ze słońcem. Słońce staje się ró-
żowe i lila... Piękno uwiecznia przelotną
chwilę bez tętna, niby umarłą na za-
wsze, lecz jeszcze żywą. A pies przeni-
kliwie i zajadle szczeka na piękno, czu-
jąc być może, jak ono umiera...
Przyjście jesieni jest dla mnie tym
uwiązanym psem, mój Srebrzynku,
który szczeka przeciągle i czysto w sa-
motności dziedzińca, podwórka czy
ogrodu, co po południu zaczynają prze-
nikać zimnem i smutkiem... Zawsze,
gdziekolwiek bym nie był, Srebrzynku,
w te dni, które stają się coraz bardziej
żółte, słyszę owego psa uwiązanego,
szczekającego ku zachodowi słońca.
Jego szczekanie, bardziej niż cokol-
wiek innego, przysparza mi radości. Są
to chwile, kiedy całe życie uchodzi w
oddalającym się złocie, jak serce skąpca
w ostatniej uncji skarbu, co przepada. A
złoto ledwie istniej, chciwie skupione w
duszy i rozsyłane przez nią we wszyst-
kie strony - tak jak dzieci chwytają
słońce kawałkiem lusterka i przenoszą je
na ocienione ściany, łącząc w jednym
obrazie wizerunek motyla i suchego liścia.
Czeredy wróbli i kosów podrywają
się z gałęzi na gałąź pomarańczowego
drzewa lub akacji, coraz wyżej wstępu-
jąc wraz ze słońcem. Słońce staje się ró-
żowe i lila... Piękno uwiecznia przelotną
chwilę bez tętna, niby umarłą na za-
wsze, lecz jeszcze żywą. A pies przeni-
kliwie i zajadle szczeka na piękno, czu-
jąc być może, jak ono umiera...