Madrygał zimą pisany
Po morza głębokiego dnie,
przez noc o długich krawędziach
jak koń puszczony w galop pędzi
twe spokojne spokojne imię.
Za swoimi plecami umieść mnie i chroń,
ukaż mi się w lusterku
nad liściem samotnym i nocnym,
co z mroku za tobą wyrasta.
Kwiecie światła błogiego w spełnieniu,
usta przynaglaj w pocałunkach,
usta gwałtowne od ciągłych rozstań,
usta odważne i delikatne.
Tymczasem teraz na długość długości
od zapomnienia do zapomnienia
ze mną mieszkają szyny, deszczu krzyk:
to zabezpiecza noc i najciemniejsza.
Spowiń mnie w tkaninę zmierzchu,
gdy ten pod wieczór pracowicie
kostium swój szyje, a w niebie pulsuje
wichrami napęczniała gwiazda.
Zbliż mi nieobecność swoją aż do dna,
całym ciężarem, oczy zasłaniając,
niech mnie przeniknie istnienie twoje,
jako że serce moje zdruzgotane.
Po morza głębokiego dnie,
przez noc o długich krawędziach
jak koń puszczony w galop pędzi
twe spokojne spokojne imię.
Za swoimi plecami umieść mnie i chroń,
ukaż mi się w lusterku
nad liściem samotnym i nocnym,
co z mroku za tobą wyrasta.
Kwiecie światła błogiego w spełnieniu,
usta przynaglaj w pocałunkach,
usta gwałtowne od ciągłych rozstań,
usta odważne i delikatne.
Tymczasem teraz na długość długości
od zapomnienia do zapomnienia
ze mną mieszkają szyny, deszczu krzyk:
to zabezpiecza noc i najciemniejsza.
Spowiń mnie w tkaninę zmierzchu,
gdy ten pod wieczór pracowicie
kostium swój szyje, a w niebie pulsuje
wichrami napęczniała gwiazda.
Zbliż mi nieobecność swoją aż do dna,
całym ciężarem, oczy zasłaniając,
niech mnie przeniknie istnienie twoje,
jako że serce moje zdruzgotane.