Pamiętam było popołudnie,
plaża kipiała ludzi tłumem.
Wpatrzony w morze na leżaku
siedziałem zwolna żując gumę.
Nagle tuż obok przeszła ona,
trzymała w ręku coli puszkę.
Patrzyłem, gdy się przechylała
i drżałem, kiedy piła duszkiem.
Po brodzie ściekła jej kropelka
coli i wpadła w piach, jak jantar,
wzrastała we mnie żądza wielka,
czułem się, jak mityczny Tantal.
Na kocu siadła nieopodal,
wiatr czule gładził ją po włosach
i drażnił ją nie pozwalając,
by zapaliła papierosa.
Zerwałem się, podbiegłem do niej,
chciałem powiedzieć jej tak wiele,
lecz ona zamiast moich wyznań...
chciała sto złoty za numerek.