Nasz dom (poemat prozą)

Andrzej Feret

Nasz dom

poemat prozą

 

 

I

Czerwienią dachówek stał dom pośrodku lasów,

Mocno postawiony, z cegły palonej lany,

Twierdza rodzinna, Feretów rodziną tkany,

Cały kryty sutanną, też błogosławiony.

Kiedyś knieja lasów w Koronie zagłębiona,

Ostoja ptactwa i zwierzyny leśnej szczęście,

Dobrem bożej ręki, w geście króla wiedziona,

Szacunku do stworzenia i ludzi przyjęcie.

 

II

Architektury ten dom poszczególnej dostał,

Pierw dachu wysokiego koloru nasycił,

Potem bramą szerokiej kolumnady ostał,

Tym co zajadą w szczęściu zaproszonych gości.

Życzeniem gospodarzy, czym chata bogata,

Niech każdem kątku siądzie Boruty rogata,

Dusza przepełniona, wierzby melodią tkliwą,

Której i sosny płaczki igiełkami czynią.

 

III

Śpiewność borów sosnowych puszczy sandomierskiej,

Kiedyś ostoją żubra i niedźwiedzi twierdza,

Szukane o świtaniu do wezwania możnych,

Niech święci się ostoja, niech mocny zwycięża.

Niech leśności posłużą polskim dobrodziejom,

Niech runo w obfitości zbierają ludkowie,

Prawem przyjęto wszystkich - w wierze i w postępie,

Szlachetność ojczyźniana im zawsze w potrzebie.

 

IV

Takowej architektury dom ustawiono:

Świtaniem w blasku słońca, złocono, iskrzono,

A wieczorową porą czerwienią królewską,

Za dnia błogosławieństwem i drogą niebieską.

Słońcem i gospodarzem, co czyni świat pięknym,

Kolorytem obrazów wzmacnia ich patrzeniem,

Co zielenią soczystą naszych polskich borów,

Z bożego miłosierdzia jest w zamiarze plemiem.

 

V

Takowo był uczynił ów gospodarz domu,

Aby bramą szerokiej kolumnady ostał,

Mówią zawżdy przybysze, co czasem zwitają,

Na jakemś wielkim dworze państwo zasiadają.

Dwór jest okazały i  swoimi ścianami,

Prostymi, niczym dęby, co wiodą do dworu,

Wzorzystym wzorem, pośrodku dywanu tkany,

Mocnym i pradziadowym fundamencie zboru.

 

VI

Podłożeniem szczęśliwym pod nogi mieszkańców,

Szlachetnością materii twardej wyłożony,

Kolorem stonowanym - dębu i jesionu,

Drewnem tak i szlachetnym podwójnie czyniony.

Księdza Robaka ręką poświęcon był Bogu,

Kiedy w pierwszym kwileniu dom usłyszał dziecko,

Mateczką był objęty, w przekroczeniu, z progu,

Tą Częstochowską Panią i zawsze Panienką.

 

VII

Modlitwą tak żarliwą i tak piękną w świecie,

Nigdzie i nikogo i nikt nie znajdzie wszędzie,

Jakim są ci bracia, co trwają przy Pani,

Są za to wszystkim dobrem szczodrze darowani.

Księdza Robaka ręką bożej sprawy dziecię,

Błogosławił Bóg jeden szczęście tej dziecinie,

Rodzicom zaś w osobie księdza powiedziano,

Niechaj szczęści się w domu wasza krew i ciało.

 

VIII

A potem jak obyczaj kraju nakazuje,  

Księdzu Robakowi fotel, tak, i głęboki,

Częstował gospodarza tabaką na szczęście,

Pani domu zaś była kawiarką w kwiaciarni.

Porcelaną białą, w zapachu aromatem,

Prowadziła z księdzem o wszystkim rozmowy,

A pan domu dochował sprawie towarzystwa,

Księdza gościa, dobrym słowem, ciągle swoim ściskał.  

 

 IX

Czasu było tak mało, wieczór szybko mijał,

I czasu nie starczyło tej małej dziecinie,

Wieczorem po zachodzie, pożegnawszy gościa,

Dom układał się do snu, tuląc się w dziecinie.

Długie lata do przodu dla tego dziecięcia,

Oczekując uśmiechu i panny do wzięcia,

Chowania cnotliwego rodziną Sarmatów,

I życia wśród narodu Pro Publico Bono.

 

 

Andrzej Feret