Łąką wschodu rozkwieconą
Teraz zda się moje łono,
Pełne wiecznych wiosny dni.
I dusza ma znów rozkwita,
I niepokój jej nie chwyta.
Ani też z rozpaczy drży.
Mojej duszy brakło wiary
W nadziemskiego świata czary,
W zagrobowy ducha byt.
Teraz ona mi wytrysła,
Z twej miłości mi wybłysła,
Jak wspaniały świt.
O czym ni słowem nadęty
Nie rzekł rozum, pychą zdjęty,
Choć zda się wszechwiedzę ma,
Do tego mię nawróciła
I igrając, nauczyła,
Luba, słodka miłość twa.
Dla mnie w grobie już nie ciemno,
Lecz raczej błyszczy przede mną
Jasność, aż mi oko ćmi!
Przeczuwam, przez grobu wrota
Światłość tam w głębi migota
Po wszystkie wieczności dni.
Dla nas po śmierci, poznałem,
Nicość nie będzie udziałem.
Trumna to tryumfu wóz,
Co do piękniejszego świata,
Który wieczny blask oplata,
Będzie nas z tej ziemi niósł.
Lecz gdzie błękit tam kołysze
Piękniejszego świata ciszę,
Gdzie tam świat ten może tkwić?
Jak, zamarli na tej ziemi,
Będziemy uniesionemi,
By w lepsze życie się wzbić?
Czy jak słowik ze słowikiem,
Mknąc śród obszarów ognikiem
Z gwiazd na gwiazdy ciągle wprzód?
Czy też jak łabędź z łabędziem
W nieskończoność płynąć będziem
Śród morza wieczności wód?
Pewność nieśmiertelności
Sándor Petőfi
Inne teksty autora
Sándor Petőfi
emrod