odchodzisz zawsze nocą
zmierzchem powiek
łza samotnie płynie po powierzchni
przy sobie ręce
słowa utkane zamarły w piersiach
zagryzam lekko usta
milczą słowa
do powiedzenia wiele
nie doczekanie odpowiedzi
wolnością cieszą się myśli
w krajobrazie wyobraźni
dlaczego
pytam siebie
stał się dzień obrazem
koszmarnej nocy ciemnej
odeszłaś bo kto by chciał mnie czytać
wiersz wirem w głowie
tłoczy serce wiadomości
było nas więcej
na dłoni ogień wspomnień
podam rękę
gdy tonąc w życiu
wezwiesz po imieniu
przybędę