świat do góry kołami
leży i kwiczy
jak świnia w rzeźni
ostatni dech dławi krew na dłoniach
skąpany w łakomstwie nieprawdy
nieopanowanej żądzy
zaspakajał pragnienia ciała
mdły niejasny oślepił ludzi
opętany oszalały
czołga się po asfalcie czarnym od grzechu
u szui u szyi sznur lniany
na końcu powrozu kamień z napisem THE END
wygnani z raju wczoraj udają że szukają Boga
nagrodą wieczne życie
tym z tego świata wieczny ogień
świat w rowie jak pies skomle
wydarte spodnie szare swetry
nie narzekam
sen u powiek
idę u boku z Panem Bogiem
wygrać by nie sprzedać życia
ostatni sen spod powiek
nie narzekam dość
wołam ale nikt nie słucha
Niebo nade mną