ciemna dolina cieniem kładzie słowa wydarte z zeszytu
kratki małe niedowidzę dnia ni nocy
uciekłaś z myśli
pustka w dłoni chowam ją w kieszeni
niech da odpocząć
gdy śnię o dniach wypełnionych obietnicami
jak dzban wodą świeżą
potoki kaskady wolno płynie życie
nigdy nie kończy zawsze się zaczyna
jak po pożodze kwitną trawy zielone z nadzieją
słabe jesienią bladną i żółcią się mienią
iskra wskrzesi ogień namiętny
płonie życie nowe nastaje świtem z marzeń
a ty rozpuszczasz włosy na tarasie
szlafroka ciepło i papieros odpalony nie gaśnie
tli się myśl jak knot zanurzony w
lampie pełnej nafty pełny kłamliwych wspomnień
odchodzę na dłużej by skonać
z miłości do ludzi i marności człowieka
pragnienia ugasiłem zalałem wódką z tonikiem
albo z innym sokiem