szmata

Yaro

tacy jak ty mordowali ludzi 
w budach wściekłe psy 
pozdrawiając mówiłem cześć 
podawałem dłoń 
dotykając lodowatą

 

serce z echem w oddali

usłyszeć tętno

poczułem zapach łez i lęku

 

usta nie pomieszczą słów 
wypowiadane pełne nienawiści

powalały zapachem sosen 
burzyły mosty  na morzu sztormy


marzenie umierały

z każdym krokiem naprzód

 

kochałem wolność to jak dzieckiem być małym
w sercu dojrzewają warstwy wartości
wolność świadoma żaden mur jej nie zabije
drut kolczasty to metal wygięty przez mało inteligentnych

 

Yaro
Yaro
Wiersz · 5 stycznia 2019
anonim