Na ledowym szlaku z najukochańszą osobą nie ogarniam
atawizmu niepokalanego wózka na zakupy, logistyki
i apetytu kozy na pochyłym drzewie
wiadomości i promes w skrzynkach.
Zadzwoniła, po godzinie od lądowania Boeinga
z wróblem w garści, byłem wciąż na autostradzie,
nie do zlokalizowania na szybszym pasie tęsknoty.
Z jednodniowym poślizgiem wpadłem
na onirycznego poetę pod bezlistnym drzewem.
Ofiarę przemocy w rodzinie i przychylnych komentarzy.