Literatura

Imaginata (opowiadanie)

Szluger

to opowiadanie kiedyś tutaj było na wywrotce i bardzo mi zależy, zeby wróciło:)

- Maks, powiedz, co to znaczy stracić przyjaciela?

Zignorowałem pytanie, zagłębiając się w słodzeniu cynamonowej herbaty. Nie wiem dlaczego, ludzie, usiłujący nieść pomoc, zawsze wydawali mi się tacy naiwni i po prostu głupi. Nie chciałem odpowiadać na pytania , na które odpowiedź wydawała się oczywista.

- Nie chcę o tym mówić. - odparłem , bezmyślnie gapiąc się w złotobrązowe dno szklanki. Nieprawda. Znowu nieprawda. Chciałem mówić o Krystianie, ale przerażała mnie pustka tych pseudotroskliwych pytań. Zaraz wyjdę z siebie. Zaraz się zdenerwuję i kolejne dziesięć osób zniknie z mojej listy znajomych...

- Jak chcesz. - zamieszała bury płyn w płaskiej filiżance z brzydkim, okrągłym uchem. To ucho pasowało do jej prymitywnej twarzy bez krzty inteligencji. Powieki opadały pod ciężarem grubej warstwy błękitnego cienia do powiek w kremie firmy Avon. Nazwa tej firmy zawsze nieodparcie kojarzy mi się z miejscem, gdzie żył hipotetyczny William Szekspir, szkoda tylko, że korzystające z jej łask kobiety zazwyczaj nie mają pojęcia o Szekspirze. - To ja już pójdę.

- W porządku . Wcale cię nie trzymam.- powiedziałem łagodnie i właśnie dlatego zabrzmiało to wstrętnie.

Głupi, przedwcześnie zgorzkniały siedemnastolatek pozbywa się ostatniej przyjaznej mu duszy. Poprawka. Za miesiąc kończę osiemnaście lat... Kończymy. Ja i Krystian.

Patrząc w ciemny, pachnący cynamonem płyn, myślałem o Krystianie. Zawsze piliśmy taką herbatkę, miała pomagać nam w koncentracji, co oczywiście było wielkim gównem.

- Twoje zdrowie, Maks. - mówił zawsze Krystian, podnosząc szklankę z przesłodzonym napojem do ust. Miał usta stworzone do picia właśnie takiej herbaty- duże i chińskie. Miał chiński uśmiech. Wszystko w nim było chińskie i herbaciane.

- Twoje zdrowie, Krystian.- odpowiadałem uprzejmie i patrzyłem, jak przechyla płaską filiżankę z okrągłym uchem, a chińskie wargi dokładnie obejmują jej gładki brzeg. Dopiero potem zaczynałem pić. Kiedy Krystian już przeżuwał aromatyczne fusy, ja tkwiłem w połowie szklanki, dokładnie kontemplując jego miękkie, azjatyckie ruchy.

Brakowało mi tych herbatek w podłym, chińskim lokalu " Parawan". Nie wiem, dlaczego upodobaliśmy sobie właśnie to miejsce. Było paskudne, wiecznie ciemne i zaśmiecone, cuchnące olejem i przypaloną kaczką, ale tam żył Albert, i Gemma, i wiele różnych postaci, które nie mogły powstać w żadnym innym miejscu. Krystian wymyślał imiona między jedną a drugą szklanką cynamonowej herbaty, a ja decydowałem, czy będziemy lubić daną postać czy nie.

- Mam. Sigilaria Sigillarius. - mówił na przykład, patrząc w biust japońskiej kurtyzany z secesyjnego drzeworytu. Zaczynaliśmy razem patrzyć na drzeworyt i Sigilaria materializowała się.

- Ma wredną twarz. Będzie przyjaciółką Kasi Spłuczki.

- Spokojnie ,Maks. Popatrz na te satynowe piersi...

- E, kurwa i nic więcej.

- W porządku , masz rację...- i przechodził do następnej postaci. Wbrew pozorom nie było ich tak wiele. Pierwszy narodził się Albert, przy pierwszej herbatce zakorzenił się na dobre w mózgu Krystiana i potem eksplodował z zadziwiającą siłą.

- Czujesz? on tu jest...- Krystian wietrzył zapach Alberta w odorze oleju i spalonej kaczki. Wydawało nam się, że brakuje jeszcze ułamka sekundy, żeby Albert wyłonił się z przydymionych drzwi i niby nigdy nic usiadł przy naszym stoliku.

Brałem to wszystko na serio tylko przy Krystianie, po powrocie z herbatki czekała na mnie w domu góra rozmaitych zaległości i nigdy nie myślałem o Albercie, który lada moment mógł wysunąć się z szafy i zostać przy mnie na zawsze. Ale Krystiana to dobijało. Był bardzo samotny.

Dopiłem moje cynamonowe pomyje i wyszedłem z "Parawanu" , usiłując nie myśleć o przenikliwych oczach drewnianej, japońskiej kurtyzany. Miałem wrażenie, ze Krystian obserwuje mnie zza ich brązowej zasłony.

Po drodze wstąpiłem na chwilę do sklepu, w którym Albert kupił swój francuski płaszcz. Przynajmniej Krystian kazał mu się ubierać w ten oryginalny sposób. Stałem przed wieszakiem pełnym płaszczy i zastanawiałem się, jaki wybrać dla Gemmy, kiedy usłyszałem Jego Śmiech.

Krystian?

Stał tuż za mną i głośno się śmiał. Jak nigdy.

- Przecież wiesz, że Gemma najbardziej lubi jasny granat...

Nie widziałem jego twarzy, nawet się nie odwróciłem, ale na plecach czułem jego przerażające ciepło. I ten głos... Sekundy stały się nagle długie jak wieczność, odmierzana gorącymi uderzeniami serca.

- Proszę, ten granatowy płaszczyk. Bardzo mi się podoba. Nie, nie musze mierzyć...Już widzę, że będzie pasował...

Stałem jak otumaniony, z nosem utkwionym gdzieś pomiędzy atłasowym bolerkiem a szorstkim prochowcem. Zaszeleściła folia, ekspedientka powiedziała coś miłego i Krystian wyszedł ze sklepu.

Byłem jak w transie. Więc jednak... Nie , to nie możliwe, przecież widziałem ciało Krystiana - zimne, sztywne. Ale jednak... Jak on to zrobił? Po chwili nieco ochłonąłem. To nie możliwe.

Na wszelki wypadek postanowiłem zapytać się ekspedientki, czy widziała Krystiana.

- Nie, granatowy płaszcz kupiła dziewczyna...- odpowiedziała na moje dziwne pytanie. Zakręciło mi się w głowie i poczułem , jak krew zaczyna mi szumieć w uszach. Zwariowałem. Tak jak Krystian.

- Proszę pani, to był Krystian, mogę przysiąc, że słyszałem jego głos...

- Płaszczyk kupiła dziewczyna. Mniej więcej średniego wzrostu, czarne włosy, mocny, czarny makijaż.

Czy to możliwe, żeby śmierć Krystiana spowodowała we mnie omamy wzrokowo -słuchowe? Złapałem się ostatniej możliwości odnalezienia Krystiana.

- Czy nie widziała pani, w którą stronę poszła? A może pokazywała pani jakiś dokument?

- O ile mi wiadomo -nie.

- Do kogo była podobna?

Ekspedientka zmieszała się trochę, a na jej tłusty, różowy nos wystąpiły kropelki potu.

- Przypominała mi... wie pan, była trochę podobna do czarnej zjawy. Trochę się jej przeraziłam, szczególnie gdy zobaczyłam te niesamowite pierścionki.

- Bardzo dziękuję.- rzuciłem szybko i wybiegłem ze sklepu. W głowie kotłowała mi się tylko jedna myśl: czy nie zwariowałem?

Wieczorem stwierdziłem, że muszę znaleźć tą czarną zjawę, która była i zarazem nie była Krystianem.

Krystiana poznałem pierwszego dnia szkoły średniej. Byłem wtedy zupełnie inny. Chyba najwięcej zmieniłem się jego pod wpływem.

Pamiętam dobrze ten ciepły, pochmurny dzień i szare szkolne boisko. Ktoś siedział nieruchomo na otaczającym szkołę parkanie. Zdenerwował mnie ten pająkowaty dziwak, więc podszedłem do niego i bluznąłem stekiem najgorszych przekleństw, jakie znam. Nie zareagował.

- Ej, ty, jesteś normalny?

- Oczywiście, że nie.- odparł obcy i wyszczerzył zęby w chińskim uśmiechu. Wyglądał jak dziecko o przerośniętym korpusie.

- Złaź.- byłem wściekły.

- Nigdy w życiu. Chyba, ze mi coś obiecasz.

- No?

- Zejdę i powierzę ci tajemnicę, której nie wolno ci będzie wyjawić.

Poczułem dreszczyk podniecenia i w tej sekundzie sprzedałem mu swój cały umysł, swoją duszę, całego siebie. Zeskoczył lekko i wyprostował się tuż przy mnie.

- No?- syknąłem zniecierpliwiony.

- Umiem tworzyć ludzi.

- Jak to? Pieprzysz i koniec.

- Wcale nie. Niedługo ci to pokażę.

- Nie chcę. - odszedłem kilka kroków, po czym zatrzymałem się, czując, ze idzie za mną.- No dobra...- w tym momencie przepadłem. Odtąd moje myśli były podporządkowane myślom Krystiana.

Krystian umiał tworzyć ludzi, chociaż nie przypominało to w ogóle tradycyjnego, materialnego tworzenia. On po prostu sprawiał, ze zaczynało się wierzyć w istnienie kogoś kto nie istniał i to zaczynało być obsesją. Krystian bardzo cierpiał , kiedy prześladowali go urojeni ludzie, nie potrafił wtedy myśleć o niczym, tylko o ich unicestwieniu. Czasami się to udawało, ale częściej nie.

- Przecież musi być jakiś mechanizm niszczenia tych urojeń... Musze do niego dotrzeć.- szeptał gorączkowo, kiedy śledził go nieistniejący zabójca albo gej-gwałciciel. Budził się z ranami, które zadali mu ludzie-sny. To, co uważał za cudowną zdolność, okazywało się przekleństwem. Nie mogłem tego zrozumieć. Nie mogłem mu pomóc, chociaż był moim przyjacielem.

Kiedy dowiedziałem się o jego śmierci, pakowałem się właśnie do szkoły. Na sam wierzch wrzuciłem płytę z nagraniami irlandzkich chórów, dla Krystiana. Zapinałem plecak, kiedy do pokoju weszła moje matka , bardzo blada, z dziwną, martwą miną. Podeszła do mnie, i obejmując mnie, pocałowała w czoło.

- Krystian nie żyje.- usłyszałem jej szept w moim uchu i łza skleiła nasze policzki. Stężałem.- Wczoraj w nocy miał atak serca. Nic nie dało się zrobić...

Pamiętam, że przed oczami wyrosła mi czerń. Poczułem ból, przenikliwy ból w klatce piersiowej i skurcz mdłości w gardle. Upadłem na podłogę, słysząc histeryczny szloch matki. Chwilę potem zemdlałem.

Sekcja zwłok wykazała, ze Krystian miał nieuleczalną wadę serca, która nie dawała żadnych objawów, aż do ataku. Lekarz dziwił się, jak Krystian mógł przeżyć osiemnaście lat z tak chorym organizmem. Prawie wszystko miał nie takie.

Trzy dni byłem w stanie kompletnego szoku. Wreszcie, wieczorem przed pogrzebem postanowiłem pożegnać się z moim najlepszym przyjacielem.

Leżał w białej trumnie, udekorowanej tulipanami i narcyzami. Przed trumną stał wielki wazon pełen białobłękitnych róż. Zapachy mieszały się ze sobą i sprawiały, że w kaplicy trudno było oddychać.

Tak to jest umrzeć wczesną wiosną- pomyślałem.

Krystian, ubrany w biały garnitur, był aksamitnie blady i wyglądał bardzo szlachetnie, a jego dziecinna twarz miała niezwykle poważny wyraz. Ani śladu po chińskim uśmiechu. Szczęki zacisnęły mi się i musiałem bardzo się starać, żeby przezwyciężyć dławiący pod językiem ból. Włożyłem jednego narcyza w jego włosy, a resztę, z tych, które przyniosłem, rzuciłem koło trumny.

Rozmawialiśmy. On cały czas mnie słuchał i co chwila uśmiechał się łagodnie w martwym blasku świec. Na drugi dzień jego ciało spoczęło na cmentarzu komunalnym, a jako nagrobek postawili mu siedemnastowieczną figurkę kamiennego aniołka.

Wiedziałem, że Krystian nie mógł tak po prostu umrzeć. Dlatego postanowiłem odnaleźć dziewczynę ze sklepu.

Na drugi dzień znów spotkałem się z Julią, u niej w domu. Miała jeszcze bardziej wymalowane oczy i podkreślone liliową szminką usta.

- Przepraszam, że byłam wścibska, Maks. Mam nadzieję, że mi wybaczysz.

Nie mogłem zrozumieć, dlaczego spotykałem się z taką głupią dziewczyną. Krystian miał mi za złe, że trzymam za rękę to coś, zupełnie pozbawione duszy. Maszynkę do seksu.

- Przepraszam, Krystian...- mruknąłem do siebie, myśląc o zjawie ze sklepu. Nie byłem pewien, czy ja poznam, w końcu nie widziałem nawet jej twarzy. Ona była jednak Krystianem, miała jego zapach i głos. Ten zapach poznałbym wszędzie.

Leżałem wtedy z Krystianem na podłodze w jego pokoju, kiedy po raz pierwszy poczułem jego zapach. Słuchaliśmy płyty z irlandzkimi chórami, a Krystian upierał się, ze dla lepszego zrozumienia muzyki powinniśmy odbierać wibracje podłoża. Przysunął się do mnie i poczułem jego chłodne, spocone czoło na moim ramieniu. Wiedziałem, że nie mogę go odepchnąć, był w końcu taki bezbronny, taki zamęczony, ale z drugiej strony ogarnęło mnie obrzydzenie. W końcu Krystian był gejem.

Jego włosy czuć było migdałami, takim specjalnym szamponem dla włosów delikatnych i suchych. Zapamiętałem to bardzo dobrze. Poza tym pachniał paczulowym olejkiem , który uwielbiał , i pączkami, które uwielbiała jego matka. Wiedziałem, że bardzo chce mnie objąć, ale moja wola, moje obrzydzenie, stwarzały dla niego barierę. Mimo wszystko zapamiętałem ten specyficzny, miły i niemęski zapach, który zawsze unosił się wokół niego. Czułem go zawsze, kiedy kochałem się z Julią i nie było razu, żeby nie dopadły mnie po tym wyrzuty sumienia. Miałem pewność, ze powinienem kochać Krystiana.

Moja seksmaszyna trzymała mnie za tyłek i czule patrzyła w oczy. Chyba powinienem ją teraz kopnąć i wyzwać od dziwek- pomyślałem. Nie mogłem znaleźć ani jednej rzeczy, która by mnie w niej pociągała, szczególnie teraz, po śmierci Krystiana. Może tylko dlatego, że Krystian jej nie cierpiał, ten związek jako-tako istniał. Jego nienawiść do Julii sprawiała, że chciałem robić mu na złość, bo widziałem zazdrość w jego zielonych oczach. Miałem wtedy chorą satysfakcję sadysty, który napawa się upadlaniem drugiego człowieka.

Julia podniecała mnie tylko na początku, kiedy pieprzenie jej na okrągło wbijało mnie w dumę, bo byłem lepszy od Krystiana. Byłem prawdziwym mężczyzną, co prawda bardzo żałosnym, ale jednak. Teraz jej utlenione włosy i twarz prawdziwej blondynki doprowadzały mnie do szału. Cały czas musiałem myśleć o Krystianie.

Odepchnąłem ją dość brutalnie. Fioletowe usta ułożyły się w zdziwione kółeczko.

- Mam cię dosyć, Julia.- powiedziałem twardo, czując jednak, że za chwilę będę potrzebował jej ciała.

Nie odpowiedziała nic, tylko szybkim ruchem rozpięła bluzeczkę i zsunęła spodnie. Potem zdjęła majtki i położyła się na łóżku w pozie eksponującej jej nabrzmiałą, podnieconą cipkę. Poczułem się dziwnie wobec Krystiana . Co tam! Też mam swoje potrzeby...

- Szybko... Zrób mi to, zrób mi to...- jęczała, onanizując się na moich oczach. Zawsze tak robiła. To podobno ułatwia jej osiągnięcie orgazmu.

Patrzyłem, jak wije się z rozkoszy, pchając palec coraz głębiej w siebie..

Kiedy przeżyła upragniony orgazm, nie mogła mi mieć za złe, że nie daję jej żadnej przyjemności. Cały czas miałem w ustach niesmak.

Kiedy jedyny raz pocałowałem Krystiana , byłem z Julią po dwudziestu czy trzydziestu stosunkach.

Zrobiłem tak, bo mnie prosił.

- Jeden, jedyny raz. Proszę...Przecież jesteśmy przyjaciółmi- mówił.

- Nie mogę , Krystian.

- Kochasz tę zdzirę?

- Nie kocham jej i nie kocham ciebie. Jesteśmy przyjaciółmi, tylko przyjaciółmi.

Wiedziałem, że zaraz jego zielone oczy zrobią się sarnie i wilgotne.

- No dobra.- zgodziłem się, udając twardziela, od którego wszystko zależy.- Jeden raz.

Krystian przytaknął. Potem szybko pocałował mnie w usta. Nawet nie zdążyłem tego poczuć.

- Już. - powiedział zawstydzony.

- Wcale nie. -odparłem i pocałowałem go na poważnie.

To było dziwne, trochę niesamowite, jak sam Krystian. Miał usta delikatniejsze niż Julia, zupełnie inne.

- Dlaczego to zrobiłeś?- pytał potem, oblany rumieńcem.

- Jesteśmy w końcu przyjaciółmi...

Od tamtej pory między mną a Julią wszystko się popsuło. Całując się z nią myślałem o moim biednym Krystianie.

Odepchnąłem ją od siebie, kiedy próbowała mi się oddać drugi raz.

- Dlaczego to zrobiłeś? - zapytała , widząc jak ubieram się i kieruję do drzwi. Jej włosy, spocone i tłuste, zwisały w strąkach, a niebieski cień na powiekach całkowicie się rozpłynął. Pomyślałem, że wygląda jak stara, wstrętna kurwa.

- Ktoś kiedyś zapytał mnie o to samo.- rzuciłem krótko.- I wiesz co mu odpowiedziałem? Że w końcu jesteśmy przyjaciółmi...Ale tobie tego nie powiem. Jesteś KURWĄ. K-U-R-W-Ą.

Sam byłem zaskoczony, że wreszcie odważyłem się powiedzieć to sakramentalne zdanie.

Julia zasłoniła cipkę i piersi rękami, po czym wybuchnęła tandetnym szlochem.

- Jesteś świnia... Zrywam z tobą...- usłyszałem między jej zawodzeniem.

- Bardzo się cieszę, moja słodka kurewko. Mam nadzieję , że niedługo zgnijesz. - i wyszedłem. Na korytarzu usłyszałem jeszcze jej wrzask:

- KRYSTIAN! TO TWOJA WINA!

Tak, to, że Julia przestała mnie podniecać było tylko i wyłącznie dziełem Krystiana. Żeby odwrócić moją uwagę od zdrowego, rozbudzonego ciała stworzył Gemmę, która stanowiła kompletne przeciwieństwo Julii.

- Widzisz? Wychyla się z mroku... Jest średniego wzrostu, bardzo szczupła... Widzę jej sterczące obojczyki i wystające żebra . Prawda , że piękna?- mówił, wpatrując się w japoński drzeworyt, przedstawiający kurtyzanę w czerwonym kimonie.- Czarne włosy. Oczy o barwie wody. Nie, nie błękitne, brunatno-zielone w niebieskie plamki. Piegi. Zmęczona, chuda twarz...

- Krystian, dlaczego tworzysz trupa?- spytałem, zaniepokojony jego ekstazą.

- Ona żyje. Jest piękna.

- To jakaś anorektyczka, Krystian. Myśl realnie...

- Stworzyłem ją dla ciebie. - w tym momencie przeklął Julię raz na zawsze. Kiedy on tworzył kogoś dla mnie, byłem pewien, że ten ktoś będzie prześladował mnie w każdym śnie. Przedtem miewałem nocne polucje pod wpływem cycków i cipki Julii.

Wiedziałem, że nigdy już nie będę normalny. Gemma była podobna do Krystiana. Nawet miałem świadomość tego, po co on ją właściwie stworzył. Chciał, żebym go kochał. A że nie byłem gejem, przysłał mi dziewczynę...

Gemma była taka niesamowita. Pojawiała się w moich myślach niespodziewanie, poza tym zaczynałem łapać się na tym, że coraz częściej rozmawiam o niej z Krystianem. Był wtedy taki szczęśliwy...

Przez kilka dni po rozstaniu z Julią bezustannie zastanawiałem się nad sensem jej słów. Krystian, to twoja wina. I tak, i nie.

Zacząłem się zastanawiać nad tym, czy dziewczyna ze sklepu nie była Gemmą. To potwierdzałoby teorię Krystiana, że po jego śmierci zgromadzona w nim energia pozwoli zaistnieć stworzonym postaciom. Jednak było to bardzo nieprawdopodobne. W zasadzie w życiu nie słyszałem podobnej bzdury...

Krystian chyba cały czas zdawał sobie sprawę, że umrze, ale ja nie potrafiłem tego wyczuć. Dopiero w tej pachnącej narcyzami kaplicy dotarł o mnie prawdziwy sens jego słów...

- Kiedy umrę, oni wszyscy zostaną z tobą. Wiem, będzie ci ciężko, ale przecież będziesz miał ich...

- Krystian, co ty pleciesz? Masz siedemnaście lat...Kiedy umrzesz, będziemy dziadkami. Na co mi wtedy będzie Gemma? Albo Albert? Albo Cezary?

- Musisz to dobrze przemyśleć, Maks. Jeszcze nie potrafisz mnie zrozumieć...

Taka rozmowa powtórzyła się ze trzy razy, w ostatnim miesiącu jego życia. On chyba wiedział, że coś jest nie tak.

- Boli mnie.- powiedział kiedyś, z bardzo bladą twarzą. - Tu.- położył rękę na piersi.

Pomyślałem, że może znów jest nieszczęśliwy i że to ból złamanego serca.

Wieczorem ostatniego dnia obiecałem przynieść mu płytę z irlandzkimi nagraniami.

- Posłuchamy sobie.- powiedziałem wesoło.- W niedzielę.

- Tak, w niedzielę.- przytaknął mi Krystian. - Wiesz, trochę się ostatnio...

- ...nie martw się, przecież masz nas- nie dałem mu skończyć. Chyba chciał powiedzieć, że ostatnio źle się czuje.

- Właśnie. Mam was...- szepnął do siebie.- Do jutra.

- Do jutra. - wsiadłem na rower i już mnie nie było.

- Maks, dobrze się czujesz?- moja siostra postanowiła mnie pocieszyć.

- Daj mi spokój... - rzuciłem opryskliwie, kiedy weszła do pokoju.

- Jeżeli to przez Julię, to... Widziałam się z nią dzisiaj. Ma nowego faceta.- zakomunikowała sucho.

- Niech sobie ma.

- Krystian?- zapytała z prawdziwą troską. Jak nie Julia, to Krystian. Już się nauczyła.

- Tak... Wrócił, żeby rozgrzebać stare rany.

- Przecież on umarł.

- Nie. Nie rozumiesz...- usiadłem na łóżku.- To zbyt skomplikowane, żeby ci wyjaśniać.

Wiedziałem, że Anka lubiła Krystiana. On ją chyba też. Nie rozumiał tylko, jak taka miła osoba może być przyjaciółka seksmaszyny i seksmaszyną w jednej postaci.

- Idę przeprosić Julię. - mruknąłem obojętnie. - W końcu zerwałem z nią dość perfidnie.

Godzinę później wdrapałem się na drzewo, rosnące przed domem Julii. Widać było z niego jej pokój. Chciałem zobaczyć, jak znów się kurwi. Przy mnie zachowywała jako takie pozory przyzwoitości.

Był wieczór. W pokoju Julii paliło się światło, żaluzje miała nie zasunięte.

Leżała na łóżku. Złotowłosy żigolo patrzył na nią siedząc na krześle. To był dopiero początek. Gra wstępna. Byłem ciekawy, co zrobią.

Żigolo wstał z krzesła i rzucił się na nią jak pies na brudną sukę, kiedy nie ma już kogo pieprzyć. To naprawdę wyglądało jak kopulacja zwierząt i wiedziałem, że facet ma ja za nic.

Wtedy znów usłyszałem Jego Śmiech.

Stał pod drzewem. Nie mogłem zobaczyć go przez gęstwinę liści, ale głos nie pozostawiał złudzeń.

Poczułem jak mi staje. Boże, może to od patrzenia na Julię?

Krystian stał pod drzewem i śmiał się.

- Nic się nie zmieniłeś, Maks. Dalej lubisz tę kurwę...

- Krystian, daj spokój...

- Nic się nie zmieniłeś, Maks...

Śmiech umilkł. Szybko zeskoczyłem z drzewa, pozostawiając szalejącą w czasie orgazmu Julię. Na ulicy nie było nikogo. Rozejrzałem się jeszcze raz. W świetle sinej latarni mignął cień. Pobiegłem w dół ulicy.

Ten, kto szedł przede mną pachniał Krystianem. Czułem ten zapach jak niewidzialną nić, prowadzącą mnie przez labirynt Minotaura.

To był On. Jego chód. Tak charakterystyczne stawianie stóp, które byłem w stanie poznać z odległości stu metrów. Dziko zwichrzona grzywa włosów. Lekko przygarbione ramiona. Szedł trzy metry przede mną, a ja nie miałem odwagi krzyknąć do niego:

- KRYSTIAN! WRÓCIŁEŚ...

Zapach sprawiał, ze kręciło mi się w głowie, a serce waliło jak szalone. Tak. To on, to Krystian... Krystian... Krystian... Krystian...

- Krystian...- wyszeptałem bezwiednie.

Nieznajomy, Będący Krystianem przystanął i odwrócił się. Odskoczyłem.

- Krystian?- zapytałem.- To ja, Maks... Nie poznajesz mnie?

Nieznajomy spojrzał na mnie badawczo. Nie widziałem jego twarzy, ale blask oczy zdradzał wszystko.

- Ty masz klucze. - powiedział.- Klucze do Królestwa.- i zniknął.

Zakręciło mi się w głowie i upadłem na chodnik.

To był Krystian.

Przez kilka następnych godzin włóczyłem się po barach w okolicach domu Julii. To był Krystian, a płaszczyk kupiła Gemma. Byłem tego stuprocentowo pewny...

Jeżeli Gemma tu jest, to razem z nią musiał przybyć Albert. Przypomniało mi się, co kiedyś mówił Krystian.

- Albert i ja to bliźnięta.

- Niemożliwe. Nie możesz być bratem kogoś, kto nie istnieje.

- Albert jest mną, ale mną doskonałym. Rozumiesz? Tak samo jak Gemma. Tylko, że Gemma jest kobietą, a więc istotą niedoskonałą.

- Mówisz bardzo zawile.

- To prawda. Zresztą, niedługo się o tym przekonasz.

Zapomniałem o tej rozmowie. Właściwie nigdy nie przywiązywałem wielkiej wagi do tego, co czasem wygadywał.

Pomyślałem, że może spotkałem Alberta, ale wydawało mi się to nieprawdopodobne. Gemmę- owszem. Ale Alberta? Ta postać zawsze mnie przerażała, nie lubiłem, kiedy Krystian o nim mówił. Gdy wychodziłem od Krystiana i biegłem do domu, Albert znowu stawał się moim łagodnym, urojonym przyjacielem.

Ale ten zapach...To musiał być Krystian.

Szczytem mimikry byłoby upodobnienie się Alberta do Krystiana. W każdym razie zapach Alberta musiałby być o wiele szlachetniejszy. Tak samo śmiech. Miał taką barwę, jaką czasami spotyka się u ćpunów. Albert z pewnością nie był ćpunem.

W takim razie to był Krystian i ja zwariowałem. Zwariowałem, powtarzałem sobie pomiędzy jednym a drugim piwem. Zwariowałem.

W pubie o wdzięcznej nazwie " Czarna Wdowa" kręciło się paru podejrzanych typów. Koło północy pojawiła się tam moja siostra wraz ze swym najnowszym kochankiem, Krzysztofem .

- Co tu robisz, Maks? - spojrzała mi w twarz, mrugając przy tym zielonymi powiekami.

- Wyglądasz jak jaszczurka.- mruknąłem ponuro.

- Pijesz! Przecież wiesz...- zaczęła krzyczeć.

- Krystian... Wrócił...- wyrzuciłem z siebie i oparłem głowę o chłodną ladę przy barku. Kręciło mi się w głowie. Od alkoholu i myślenia o Krystianie.

Cała sala chybotała się, a zalane mordy raz po raz skakały mi do oczu. Mój stołek przypominał taboret o połamanych nogach. Zastanawiałem się, w której chwili z niego zlecę. Jest taka scena w filmie " Szybcy i martwi" ... Kochanek, ex-facet Sharon Stone stoi na krześle z głową tkwiącą w stryczku, a Gene Hackman strzela do niego z pistoletu. Nie do niego, tylko do krzesła. Nogi trzaskają, a ex-kochaś Sharon Stone zaczyna mieć prawdziwego cykora. Krzesło już tańczy, dosłownie tańczy pod nim, a on z uporem maniaka odmawia wzięcia udziału w turnieju rewolwerowców...

Zaraz spadnę i rozbiję sobie mózg.

Dałbym sobie głowę uciąć, że to był Krystian.

Ktoś wszedł do pubu i te kroki odbijały się wyraźnie na tle monotonnej, elektronicznej muzyki.

Wyraźnie słyszałem pobrzękiwanie łańcuchów i tupot ciężkich, wojskowych butów na lśniącej podłodze pubu. Powoli oderwałem twarz od chłodnej lady, spoglądając w tłum. Moja siostra i jej półinteligentni przyjaciela wili się na parkiecie w rytm tej chorej muzyki, której nie znosiłem. Nie widziałem nikogo.

Po chwili znowu usłyszałem Jego Śmiech. Był tuż za mną. Zapach paczuli, migdałów i cynamonu zacisnął mi gardło.

- Krystian! - krzyknąłem, odwracając się i łapiąc Go za ramiona. Potrząsnąłem kilka razy tą dziwnie pachnąca istotą i odepchnąłem ją ze zdumieniem.

Dziewczyna?!?

Nieznajoma, pachnąca Krystianem osoba była niewątpliwie kobietą. Poznałem to od razu, chociaż na pierwszy rzut oka wyglądała jak chudy, długowłosy facet. Spięte w ogonek włosy odsłaniały bladą, drobną twarz o chłodnym wyrazie.

- Przepraszam.- mruknąłem cicho.

- Nie szkodzi.- odparła ponuro i usiadła przy barze.

- Przypominasz mi kogoś, kto niedawno odszedł.

- To już twoja sprawa.

Patrzyłem w milczeniu, jak pije czystą wódkę. Musiała być pełnoletnia. Raz czy dwa razy nachyliłem się do jej ramienia, żeby sprawdzić, czy to rzeczywiście zapach Krystiana. Wszystko się zgadzało...Zaczynałem się w tym gubić.

Nieznajoma wypiła jeszcze dwa piwa, świdrując mnie nieprzyjemnym wzrokiem.

- Jestem Maks.- powiedziałem wesoło.- Maks.

- Jesteś pijany.

Nie byłem, dlatego mnie zdenerwowała. Poza tym zapach Krystiana doprowadzał mnie do szału.

- Może łaskawie się przedstawisz?

- Nie. Nie mam takiego zamiaru.- rzuciła krótko i już wiedziałem, że coś ukrywa.

Pozbawiona wdzięku kobieta-żołnierz- pomyślałem. Siedziała tuż obok mnie z rozsuniętymi kolanami, bezczelnie rozparta w barze, który zdawał się być jej drugim domem. Ubrana w obcisłą, czarną bluzkę bez napisów i czarne bojówki, obwieszone łańcuchami, w niczym nie przypominała kurwiszona Julii. Bałem się jej.

- Jeżeli chcesz już coś wiedzieć...- zaczęła nagle- lepiej zrobiłbyś, wychodząc na pole. Tu jest zbyt wielu ludzi, którzy mogą coś usłyszeć...- spojrzała wymownie na moją siostrę. Zrozumiałem, że ta sprawa ma coś wspólnego z Krystianem. Dałem się zaczarować.

- Byłam wielką miłością Krystiana. - powiedziała, kiedy staliśmy przed pubem, paląc papierosy w obecności słodkich pedałków.

Miałem wrażenie, że na głowę spada mi ogromny ,ciężki głaz.

Przecież Krystian był gejem. Poza tym znaliśmy się prawie trzy lata. To niemożliwe, żeby miał kogoś w wieku trzynastu lat!

- To niemożliwe. Krystian był pedałem.- odparłem sucho, starając się nie patrzyć jej w oczy.

- To zależy, którego Krystiana ty znałeś...

- Był tylko jeden. Dwa miesiące temu umarł na atak serca. Nic nie dało się zrobić.

- Owszem, dało się. Gdybyś wtedy bardziej się wysilił, mogłeś mu pomóc!

Umilkła, czerwona ze złości. Widziałem wyraźnie, jak jej oczy płoną. Była cała spocona.

- Krystian został zabity.- powiedziała po chwili.

- Jak to?- zmartwiałem.

- Pamiętasz, co ci mówił? On umiał tworzyć. Zabiły go jego własne dzieła. Przyjechałam tu, gdy dowiedziałam się, że nie żyje. Przeczytałam jego ostatnie zapiski w pamiętniku i wiem, kto go zabił.

- Kto?

- Strażnicy. Ludzie Królestwa pchali się na świat. Myślisz, że tam nie panowało przekupstwo?

- Nie wiem nic o żadnym królestwie.

- W takim razie...- nieznajoma zmarszczyła brwi i zamyśliła się - W takim razie przyjdź do mnie. Jutro. O siódmej. Mieszkam w czerwonym bloku pod trójką.

Odwróciła się i odeszła. Przez długą chwile słyszałem tupot jej wojskowych butów na zaplutym chodniku.

Wszystko przestało nagle do siebie pasować. Krystian i kobiety? Kłamała, albo ja się myliłem co do Krystiana. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie wiedziałem o rzeczach, które znała ona. Czyli- nie byłem prawdziwym przyjacielem Krystiana. Pomyślałem , że pewnie nie ufał mi, bo byłem z Julią.

Rozumiałem z tego wszystkiego tylko jedną sprawę- Krystian musi zostać pomszczony, jeżeli ktokolwiek odpowiadał za jego śmierć. Może kobieta-żołnierz chciała wykorzystać mnie jako mordercę?

Wróciłem do pubu i pozwoliłem się obmacywać jakiemuś słodkiemu pedałkowi w typie Leo diCaprio. Kiedy próbował złapać mnie za rozporek, kopnąłem go w kostkę i poszedł sobie. Zaraz przysiadły się do mnie dwie koleżanki mojej siostry, obiecujące najbardziej gorącą godzinkę w moim życiu. Po kilku minutach byłem z nimi w parku.

Miały na sobie krótkie, obcisłe spódniczki i jaskrawe staniki. Były bardzo ładne i bardzo wymalowane, coś w typie Anki i Julii. Kasia usiadła mi na kolanach i powiedziała mi , że zrobi mi najwspanialszą laskę , jaką miałem w życiu.

Pomyślałem, że tak naprawdę mógłby mi pomóc jedynie Krystian.

Leżałem na Kaśce, potem na Izie. Ławka ociekała spermą. Iza się wkurzała, dlaczego nie mam gumki i takie tam, ale ją olałem, niech sobie gada. Kaśce to nie przeszkadzało. Pięć minut po Izie siedziała mi na kolanach i musiałem przyznać, że była w tym dobra. Iza w tym czasie poprawiała makijaż.

- Kończcie już. Mam być przed siódmą w domu.

- Przecież dopiero czwarta...- mruknąłem.

- Mam autobus. Za godzinę. - powiedziała. Ścierała resztki błękitnego cienia i nakładała grubą warstwę fioletu.

- Ona jest z internatu...- wysapała Kaśka. - Jedzie dzisiaj do domu...

Boże mój, z kim ja się zadaję... Nie dziwiłem się, że Krystian mi nie ufa.

- Szybciej, Kaśka. Miał mi jeszcze coś pokazać.

Zepchnęła ze mnie dyszącą Kaśkę. Nowa porcja spermy bluznęła na ławkę i moje spodnie.

Kiedy już kończyliśmy, podeszli do nas jacyś goście, duzi i brzydcy ,w dresach.

- Spierdalaj stąd. - powiedział do mnie taki wysoki-chudy z tatuażem.- one mogę zostać.

Iza zaczęła chichotać. Zlazła ze mnie i poszła do tych facetów. Zaraz potem kopulowała z jednym z nich na stojąco. Kaśka się wyraźnie zmieszała.

- Ty, nie idź, obroń mnie...- powiedziała bardziej do siebie niż do mnie.

- Za późno.- popukał jej w głowę ten z tatuażem.- Mój szef ma na ciebie ochotę.

Zza pleców chudzielca wyskoczył przystojny debil z twarzą przestępcy.

- Kładź się, kurwo!- warknął do Kaśki, a ona wybuchnęła nagłym płaczem.

Zapiąłem spodnie i wstałem z ławki. Kaśka siedziała na brzegu i wyła. Już wiedziałem, co chcą jej zrobić, kiedy w rękach chudego błysnął nóż.

-KRYSTIAN! POMÓŻ...POMÓŻ...- wysiliłem wszystkie swoje myśli, wysyłając je do Krystiana. Poczułem gorące uderzenie w głowę. Chwile potem jeden z tych facetów upadł na ziemię, bluzgając wyzwiskami.

- Kurwa!

Parę kroków ode mnie stał ON a jego drobne dłonie zacisnęły się w pięści.

- ZOSTAWCIE ICH!- powiedział Krystian. Jego zapach zmieszany z odorem wina i moczu znów odebrał mi możliwość oddychania.

- KRYSTIAN! - krzyknąłem i upadłem na ławkę.

To musiał być on. Serce zabiło mi nierówno i bardzo głośno. Przed oczami zobaczyłem cętkowaną ciemność.

- Już dobrze, już dobrze...- głos dobiegał z odległej przestrzeni, podczas gdy pachnące paczulą i migdałami dłonie gładziły moje włosy. Leżałem na ławce, z głową na kolanach kogoś, kto przypominał mi Krystiana.

- Gdzie oni poszli?- zapytałem, szczękając zębami. Przenikały mnie głębokie, nieprzyjemne dreszcze, a sama myśl o bandzie pijanych wyrostków doprowadzała mnie do prawdziwej złości.

- Nie wrócą tu, nie martw się.- powiedziała, patrząc w jaśniejące niebo. Nad nami zwisała mokra kiść kwiatów czeremchy.

- Gdzie jest Kasia?

- Nie martw się o nią.- i więcej nic.

Podniosłem głowę, odgadując, kto uratował mnie i Kaśkę.

- Mam na imię Ewa.

- Nie Gemma?

- Nie.

- Jesteś do niej podobna.

- Bzdura. Gemma jest delikatniejsza.

Patrzyłem, jak podpiera brodę kolanami i zatapia wzrok w szarzejącym parku. Czeremcha pochyliła się pod ciężarem rosy, dotykając niemal jej głowy.

- Dziękuję. Bez ciebie mogliśmy...zginąć.

- Nic by wam nie zrobili, byli za bardzo pijani...

- Przecież postąpiłaś jak bohater.

- Jak człowiek, Maks, jak człowiek, który już nic nie ma do stracenia, bo stracił wszystko...

Zrozumiałem, jak bardzo musiała kochać Krystiana. We mnie też rodziło się przekonanie, że poza Krystianem nie ma świata, ale jeszcze jako tako się temu opierałem.

Przypomniałem sobie dzień, w którym Krystian pobił się z Rudym, wielkim , brzydkim gościem, którego czuć było na kilometr- petami i piwem. Stali przez chwilę naprzeciw siebie, potem Krystian, dysząc z przejęcia, walnął go w jaja. Tak po prostu... Rudy ryknął jakoś tak nieludzko, po koźlemu i zwalił się naprzód. Stałem wtedy pod takim samym drzewem, a jego białe płatki opadały wokół stóp Krystiana jak drobny śnieg.

Lubiłem wiosnę. Przez wyobraźnię Krystiana, oczywiście. Parę razy poszliśmy do parku na fiołki. Krystian kochał kwiaty, w czym nie rozumiałem go przez długi czas.

- Popatrz, Maks. Ten kwiat był kiedyś cząstką kosmosu, nicością, a teraz jest żywy. I pachnie. Czy to nie wspaniałe?- mówił, oglądając zmaltretowany bukiecik fiołków, jaki trzymał w ręce.

- Co rozumiesz przez "był cząstką kosmosu"? - pytałem od niechcenia, popijając piwo. Przez jakiś czas chodziłem z Krystianem do parku tylko po to, żeby się zalać.

- Chodzi mi o to...- Krystian jak zwykle plątał się w domysłach- ... że kiedyś go nie było. A teraz jest. Poza tym on sprawia radość.

- Zależy komu.

- Na przykład mi.

- Jesteś nienormalny.- często mu to mówiłem.

- Wiem. To nie przeszkadza mi kochać fiołków.

Bywały dni, że nie mogłem się z nim dogadać. Po prostu staliśmy naprzeciw siebie, on mówił swoje, a ja go nie słuchałem.

Ewa zniknęła, pozostawiając mnie na ławce. Nie miałem pojęcia, dokąd mogła pójść, zresztą nie chciałem tego wiedzieć. Szczęśliwym trafem wszystkie realne postacie tego świata pozostawiły mnie w świętym spokoju i mogłem w całkowitej ciszy oddać się wirtualnym poszukiwaniom Krystiana.

Ślady nocnego upojenia znikły bez śladu, byłem tylko oszołomiony biegiem tej niesamowitej nocy. Najpierw Julia, potem Krystian, pub, znowu Krystian, Ewa, park, Iza i Kaśka, potem znowu Ewa. I wreszcie ja. I kwitnąca czeremcha...Jej zapach docierał do mnie bardzo przytłumiony, zmieszany ze słonawa wonią łez . Deszczu. Samotności, o ile w ogóle samotność może mieć zapach...

Pogrążyłem się we Własnym Oceanie, czego nauczył mnie Krystian. Może to dziwne, ale doszedłem do wniosku, że zrobił on dla mnie tyle, ile nie dała mi moja własna matka. Jestem niewdzięczny- pomyślałem. To jednak była prawda...

Mój Własny Ocean przybrał formę wzburzonego morza, jakiej nie miał jeszcze nigdy. Zacisnąłem powieki, chcąc uchwycić chociaż odrobinę seledynowej mgły, unoszącej się nad wodą. Srebrne fale nie biły w brzeg. Wybiegały wprost z niego i pędziły połączyć się w oceanie ze swoimi srebrnymi siostrami. Taki widok zawsze ścinał we mnie całe życie...

Zastanawiałem się nad sensem słów , jakie zostały wypowiedziane tej nocy w kontekście Krystiana.

Wiedziałem jedno- Ewa kłamie. Musiała być kimś, stworzonym przez Krystiana, bo inaczej nie zasłużyłaby na odrobinę jego uczucia... Być może była jego na wskroś doskonałym tworem, któremu pozwolił zaistnieć. Co innego wytłumaczyłoby jej przeraźliwy smutek?

Krystian stworzył ją i unieszczęśliwił swoim bólem. Tak samo jak zniszczył mnie. Byłem szczęśliwy, kiedy mogłem z nim być; kiedy on żył, wszystko zdawało się inne.

Wstałem z ławki i powoli poszedłem do domu. Wilgotne ubranie kleiło mi się do pleców.

Miałem wtedy dwie, może trzy rozsądne myśli. Po pierwsze postanowiłem odwiedzić rodzinę Krystiana i zapytać o Ewę.

Nigdy nie przepadałem za ojcem Krystiana, zresztą Krystian też nie mógł się z nim dogadać. Chyba wiązało się to z tym, że nie akceptował syna geja. Krystian nigdy o nim nie mówił, jakby ta postać w ogóle nie istniała i była dla niego nikim. Co innego matka. Krystian był do niej bardzo podobny, w każdym razie twarze mieli prawie identyczne. To właśnie ona dzwoniła do mojej matki, kiedy Krystian umarł i to ona pierwsza podeszła do mnie na pogrzebie.

- To ból dla wszystkich, którzy go kochali.- powiedziała cicho, ale nie dosłyszałem w jej głosie łez- Proszę cię, daj mu spocząć w spokoju... ja wiem, on nie dokończył wielu rzeczy tu, na ziemi, ale proszę cię, zostaw go w spokoju.

Wtedy usłyszałem głęboko w swojej głowie głos Krystiana:

- Znajdź spokój dla siebie. Wtedy będę szczęśliwy.

Może niezupełnie tak to powiedział, ale mniej więcej chodziło mu o to, że nie zaznam spokoju i dopóki go nie zaznam, on też nie będzie mógł spocząć. Nie wiem, dlaczego mnie to wtedy nie zaniepokoiło, chociaż powinno. Zrzuciłem to na swoje zmęczenie i oszołomienie po jego śmierci, a tymczasem on mówił naprawdę.

Lubiłem matkę Krystiana, bo była odrobinę nienormalna i chyba jeszcze nie całkiem dorosła. Miała dziwnie dziecięcy wygląd - w każdym razie nigdy nie widziałem kogoś tak drobniutkiego i szczupłego. Poza tym Krystian miał jej twarz.

Nie przepadałem za trochę starszą siostrą Krystiana, wolałem tą, która była trzy czy cztery lata starsza, bo zawsze nosiła indyjskie sukienki, przez które prześwitywała jej bielizna. Była w każdym razie dużo ładniejsza od tej rok starszej.

Pomyślałem o Ance i jej przyjaciółkach. Iza pojechała do domu, ale Kaśka? Dopiero teraz przypomniało mi się, że nie mam pojęcia ,co się z nią stało, a w końcu wyruchałem ją parę godzin temu. Wiedziałem, że Ewa na pewno mi tego nie powie, w końcu była o mnie trochę zazdrosna, bo wyczuwała ze za żadne skarby świata nie chciałbym jej przeruchać, nigdy w życiu. Pozostawało tylko pójście do rodziców Kaśki i delikatne pytanie , czy Katarzyna wróciła do domu.

- Dzień dobry, czy zastałem Kasię?- była siódma rano, a ja stałem nieprzytomnie w drzwiach jej mieszkania i patrzyłem na jej ojca bez jakiegokolwiek przekonania. Chyba go zgorszyłem. W każdym razie pachniało ode mnie nocnym życiem, a nie wszyscy ojcowie to lubią.

- Katarzyna śpi. Wróciła do domu dwie godziny temu.- uciął jej tato z taką miną, jakby chciał mnie zabić , poćwiartować i usmażyć na patelni zamiast jajecznicy.

Z ulgą oparłem się o ścianę, po której spływał świeży spray.

Do domu wróciłem koło ósmej. Na szczęście w soboty wszyscy śpią do południa.

Mimo wyczerpującej nocy miałem ochotę na wypieprzenie kogoś. Postanowiłem poprosić Ankę, żeby załatwiła mi panienkę od północy do rana, w końcu rodzice wyjeżdżali do ciotki na całe dwa dni. Pod prysznicem przypomniałem sobie, że mam odwiedzić Ewę.

Czerwony blok, mieszka pod trójką. W mieście był tylko jeden czerwony blok, pomalowany farbą w odcieniu jaskrawego karminu. To pewnie tam, zresztą kolor bloku świetnie pasował do ostrego charakteru Ewy.

Poza tym muszę iść odwiedzić siostrę Krystiana. Obejrzeć zdjęcia. Obejrzeć pokój Krystiana i przeczytać jego ostatnie zapiski w pamiętniku Czytałem je już chyba ze dwadzieścia razy, ale nie mogłem znaleźć w nich jakichkolwiek wskazówek, co do przyczyn jego śmierci. Może teraz byłbym w stanie zrozumieć więcej?

Anka siedziała na łóżku w swoim pokoju. Postanowiłem zapytać ją o plany na noc.

- Daj spokój, Maks.- odparła i pogrążyła się w dalszych rozmyślaniach.

Wściekłem się.

- Co jest? Już nikogo nie obchodzą moje sprawy?

- No dobra.- zgodziła się, ale bez głębszego przekonania. - Jaką chcesz?

- Blondynkę.- powiedziałem bez namysłu.- Chociaż...nie. Brunetkę. Może być ta, z którą wczoraj byłaś w pubie, ta w czerwonych butach.

- Krystyna?

Krystyna czyli Krystian. Krystian czyli Krystyna. Krystyna siostra Krystiana. Duchowa siostra.

- Może być.

- Dobra, zaraz z nią pogadam.

Poczułem jak spływa po mnie dzikie podniecenie. Krystyna czyli Krystian. Wyobraziłem sobie Krystynę w Czerwonych Butach, będącą Krystianem i przeniknął mnie dziwny, chory dreszcz.

Rodziców nie było. Włączyłem telewizor i ustawiłem kanał z gołymi babami. Były bardzo duże i brzydkie, więc poczułem odrobinę niesmaku. Anka rozmawiała z Krystyną przez telefon.

- Dobra, przyjdź koło dziesiątej, mówię ci, będzie fajnie.

Jak zawsze. Od dwóch czy trzech lat Anka zapraszała mi na noc panienki ze swojej paczki, a ja przez parę godzin robiłem z nimi, co chciałem. To było chore, ale zarazem niezłe. Czasami chodziłem którąś przez jakiś miesiąc, dwa, ale szybko mi się to nudziło.

Ciekawe, w co się ubierze, myślałem, patrząc na śmiejącą się w słuchawkę Ankę. Ciekawe, czy jest tylko namiętna, czy też namiętnie nieśmiała, czy może w ogóle nie jest, taki klocek. Wolałbym, gdyby to ona zrobiła mi dobrze i poszła swoją drogą, a nie odwrotnie. Anka jest taka sama jak jej koleżanki. Daje się przeruchać każdemu, kto chociaż przypomina faceta.

Anka odłożyła słuchawkę i poszła do kuchni zrobić sobie śniadanie.

- I co?- zapytałem o Krystynę.

- Załatwione. Wiesz, ona od dawna miała na ciebie ochotę.

- Słuchaj, jaka ona jest?

- Mniej więcej taka jak Kaśka, ale ma większą fantazję.

- Skąd wiesz?

- Jej były mi opowiadał.

Cały świat Ani. Byli, teraźniejsi, przyszli...Nie rozumiałem, jak całe życie można spędzić jedynie podkładając się pod jakiś głupawych facetów o obniżonym ilorazie inteligencji. Z biegiem lat Anka ograniczała się i głupiała, równając do poziomu swoich kochanków. Teraz interesowali ja studenci marketingu, o jakich miło pomarzyć w drugiej klasie liceum. Och , Aniu, jesteś żałosna...

Wyszedłem na pole, starając się skoncentrować na Krystianie.

Obchodziliśmy urodziny tego samego dnia. Dwudziestego szóstego maja.

W zeszłym roku podarowałem Krystianowi małą , japońską szkatułkę, w której leżała naga, hinduska laleczka, owinięta półprzezroczystym błękitem jedwabiu. Była wyrzeźbiona tak pięknie, w kremowym kawałku kości słoniowej, że poważnie zastanawiałem się, czy w ogóle dać ją Krystianowi. Po jego śmierci laleczka znikła, po prostu. Matka Krystiana twierdziła, że Krystian starł ją na proch, przecierając przez kuchenne tarełko, potem mówiła, że włożyli mu ją do trumny. Nie wiem, ale nie potrafiłem uwierzyć w żadną z tych wersji.

Krystian nadał jej imię Gemma, bo przypominała mu jedną z wymyślonych postaci, ale mówiliśmy na nią Lady Sara, od małej księżniczki z tej kiczowatej książki dla dzieci.

Pomyślałem o wszystkich rzeczach, jakie mogłem dać Krystianowi, jednak tego nie zrobiłem. Teraz mogę ofiarować mu co najwyżej spokój... Nie, to on może mnie uspokoić. Bez Krystiana czułem się nikim.

Wiedziałem ,że w jego śmierci zawarta jest jakaś głębsza tajemnica i muszę ją odkryć, bo inaczej zwariuję.

Parę minut później stałem na werandzie domu Krystiana i bawiłem się z Perseuszem, wielkim, czarnym kotem o demonicznej osobowości. Wreszcie w przez szybę w drzwiach zauważyłem zbliżającą się do nich impresję barw.

Dużo starsza siostra Krystiana, ubrana w jasnobłękitną sukienkę z psychodelicznym wzorkiem, powitała mnie dosyć przyjaźnie. Rodzina Krystiana w ogóle należała do wybitnie progresywnych, tak, że oprócz jego matki, nie uznawali tradycyjnej żałoby.

- Cześć Maks.- Magdalena uśmiechnęła się na mój widok. Za życia Krystiana byłem tu dość częstym gościem, po śmierci tez niewiele się to zmieniło. Zmuszałem się do wielogodzinnych rozmów z jego matką, która uwielbiała słuchać opowieści, jaki to Krystian był wspaniały i jak bardzo mi go brakuje. Oczywiście nigdy nie wspomniałem o naszym pocałunku, ale ona chyba myślała, że byliśmy kochankami.

- Cześć. - wyrzuciłem z siebie szybko, starając się nie patrzyć na granatowy komplecik, przebijający spod błękitnego jedwabiu. Nie wiem, dlaczego ona się tak ubierała. Może dla mnie? - Chciałem pogadać. Ostatnio prześladuje mnie coś dziwnego.

Magdalena spojrzała na mnie badawczo. Chyba miała ochotę na mały numerek.

- Wiesz, jeżeli chodzi tutaj o ludzi, podających się za przyjaciół Krystiana...

- O to też.

- Wczoraj znalazłam coś, co może nam pomóc.

- Pamiętnik?

- Tak... nikt nie wpadł na to wcześniej.

Usiadłem na krześle w kuchni, patrząc jak Magdalena robi mi moją ulubioną , cynamonową herbatę. Miała na mnie ochotę, takie rzeczy się widzi.

- Twoja matka jest w domu?- zapytałem, czując jak wzbiera się we mnie chęć na sprawdzenie, czy granatowy komplecik jest aż tak miękki, na jaki wygląda.

- Nie. Wyjechała do babci razem z ojcem. Szuka starych zdjęć Krystiana, chce nimi wytapetować jego muzeum.

- Zrobiła mu muzeum?

- Coś w tym stylu. W jego pokoju zgromadziła wszystkie rzeczy, które należały do niego, od dzieciństwa aż do teraz.

- Lady Sara się znalazła?

- Nie. To chyba prawda z tym tarłem. Zresztą, chodź. Miałam pokazać ci swoje odkrycie.

Pokój Krystiana rzeczywiście zmienił się w dziwaczne muzeum. Na ścianach wisiały jego ubrania, łącznie z piżamą, a na szafkach i biurku ktoś porozstawiał jego zdjęcia, rysunki i inne rzeczy, które należały do niego.

Pamiętnik, gruby , czarny zeszyt leżał na honorowym miejscu, na małej, aksamitnej poduszce.

Magdalena wzięła zeszyt i otwarła go na jednym z ostatnich zapisków.

- Posłuchaj: " Szkoda, że wielu rzeczy nie da się zniszczyć tak po prostu. Gdybym o tym wiedział..." i dalej:" Mam chorą satysfakcję z tego, że wymyśliłem coś, co czuje i kocha mnie. I co najpiękniejsze: oddycha. Żyje".

- No, wiem o co chodzi. Krystian był dumny, że wymyślał różne rzeczy i wierzył w ich istnienie.

- Nie.- Magdalena zatrzasnęła zeszyt.- to nie o tym mowa. Interpretujesz to najprościej jak umiesz.

- Więc?

- Krystian naprawdę stwarzał. Przynajmniej część z tych postaci istnieje, żyje wśród nas. Inne były zazdrosne i zadręczyły go na śmierć.

- Niemożliwe.- postanowiłem się trochę z nią podroczyć, czując ciepło, bijące od jej ciała.

- To najrozsądniejsze wytłumaczenie.

- Wcale nie. Dlaczego nie możesz się pogodzić z tym, ze Krystian miał różnych znajomych, których ci nie przedstawił?- brnąłem dalej ,chociaż wiedziałem, że Magdalena ma rację.

- On nie może zaznać spokoju, bo istoty, które stworzył prześladują innych. Mnie. Ciebie...

- Ciebie też?

- Wyobraź sobie...- rzuciła niemalże ze łzami. Cała płonęła.

- Przepraszam...- mruknąłem bardzo zmieszany.

- Chodź do mojego pokoju, wytłumaczę ci wszystko na spokojnie.

Zamknęła drzwi. W pokoju unosił się miły zapach różanych kadzidełek.

Podeszła do mnie i zrobiła coś, na co czekałem od momentu jej poznania...

- Powiedz, powiedz, że cierpisz tak samo jak ja...- wyszeptała, gładząc mój policzek chłodną dłonią. Zamknąłem oczy, podczas gdy jej palce błądziły po całej mojej twarzy.

Pachniała inaczej niż Krystian, kokosowym mydełkiem i lekko cytrynowymi perfumami. Nie mogłem powstrzymać drżenia, kiedy poczułem jej dłonie we włosach.

- Tak, tak, cierpimy tak samo...to Krystian przygotował nam taki okrutny los...- szeptała, tuląc się do mnie z jakąś dziwną ufnością - Musimy to zrobić...to nasze przeznaczenie.

Głaskała moje wargi mokrym, ciepłym językiem i pozwalała mi dotykać się przez sukienkę.

Nagle, pochylając się do jej szyi, poczułem wyraźny, świeży zapach Krystiana.

- Wstydziłbyś się, Maks. - usłyszałem jego głos , dobiegający do mnie z wielkiej oddali. - Nie potrafisz jeszcze zrozumieć tego, co próbowałem i próbuję ci przekazać.

- Chcesz powiedzieć, że źle interpretuję twoje zapiski?

- Dokładnie. Robisz to tak, jakbyś mnie nie znał. I teraz jeszcze pozwalasz się uwieść mojej siostrze, myśląc że to cokolwiek zmieni... Ona ci nie pomoże , Maks, a jeżeli ją bzykniesz, będziesz miał poczucie wielkiej zdrady. Będziesz niewierny.

- Komu?

- Mojej pamięci. Nie pamiętasz, że jesteśmy połączeni ślubem krwi?

O Boże, faktycznie...Kiedyś Krystian zaciął się w palec i po jego bladej dłoni spłynęła czerwona kropla.

- Popatrz.- powiedział do mnie, kontemplując własną krew.- Czy to nie piękne? Ja żyję...dzięki niej.

- Zróbmy coś po indiańsku.- zażartowałem.- Obrzęd braterstwa.

- Nie ma sprawy.- Krystian podał mi nóż. Był fanatykiem obrzędów, kultur, upadłych cywilizacji. Kiedy słyszał na przykład o hinduskich wierzeniach, to dosłownie z niego dymiło.

Zaciąłem się w palec i wyciągnąłem rękę do Krystiana. Przytknął palec do mojego i przez chwile siedzieliśmy w milczeniu.

- Tak, teraz jesteśmy braćmi.- powiedział Krystian bardzo poważnie, kiedy cofnąłem rękę.

- Krystian, to było na żarty...

- Krew to krew, Maks. Nie można lekceważyć jej magii.

- Krystian..!

- Musisz ich zniszczyć. Tylko tyle ci mogę podpowiedzieć.

- A Ewa? Kim jest Ewa?

- Powiedziałem ci, musisz zniszczyć ich wszystkich...

Zakręciło mi się w głowie. Krystian, a właściwie jego głos, zniknął.

Stałem oparty o ścianę, a Magdalena robiła mi dobrze. Chyba wyłączyłem się zupełnie na czas rozmowy z Krystianem, bo nie mogłem sobie przypomnieć, żebym się na to zgodził.

Wiedziałem, że nie wolno mi jej bzyknąć. Byłem prawie nieprzytomny, moje ubranie lepiło się od potu. Ochota na mały numerek przeszła mi całkowicie.

- Zrób mi to. -wyszeptała nagle- Tak jak robiłeś to z Krystianem...

Z Krystianem? O Boże, przecież ja nic nie robiłem z Krystianem! Pocałowałem go raz- jeden, jedyny raz, a zrobiłem to tylko dlatego, że bardzo mi go było żal. Ona chyba myślała, że pieprzyliśmy się po gejowsku. Zrobiło mi się dziwnie.

Magdalena klęczała na podłodze , opierając głowę o moje kolana.

- Zrób mi to.- powtórzyła. Poczułem przez chwilę, że znów jestem z kurwiszonem Julią. Z tym, że Julia nigdy nie była siostrą Krystiana.

Usiadłem koło niej, a ona postanowiła kontynuować grę. Pomyślałem o tych dwóch panienkach z parku i Kryśce. Przeginam. Zdecydowanie tak. Ciepło od strony podbrzusza zaczęło mnie obezwładniać i powoli straciłem kontrolę nad tym, co myślę.

Była spocona i bardzo, bardzo gorąca. Nie wiedziałem dokładnie, co z nią robię, ale cały czas miałem wrażenie, że obserwują mnie zielone oczy Krystiana.

Godzinę później leżałem na podłodze w jej pokoju, a zimny parkiet przyjemnie mnie chłodził. Magdalena zeszła na dół. Sądząc po jej minie chyba jej nie bzyknąłem. Była lekko wkurzona.

Zszedłem na dół.

- Przepraszam.- powiedziałem sięgając po ryżowe ciasteczko.

- Nie szkodzi. Zrobiłam z siebie idiotkę, po prostu.

- To przez Krystiana.

- Więc jednak?- spojrzała na mnie jak na brudnego pedała.

- Nie...Krystian ...On był tu przed chwilą i powiedział mi, że jestem niewierny... że będę niewierny , jeżeli coś ci zrobię.- poprawiłem się szybko.

Magdalena przestała ścierać kurz z miłych, sosnowych szafek.

- Tak?- zapytała z rosnącą ciekawością.- Czyli to prawda. A myślałam, że tylko ja mam zwidy.

Jesteśmy przeklęci, Magdaleno. Jak wszyscy, którzy kochali Krystiana.

Ktoś zadzwonił do drzwi. Poszła mu otworzyć, a ja wciągałem w siebie atmosferę domu Krystiana.

Przypomniałem sobie ,jak odwiedziłem go po raz pierwszy i w wąskim korytarzu ogarnął mnie paniczny strach przed wypchanymi sowami i głowami jeleni. Nigdy nie balem się martwych, wypchanych zwierzaków, ale wtedy dosłownie mną zatrzęsło i myślałem że wrzasnę, a w najgorszym wypadku zwymiotuję sobie na buty.

Trzy minuty rozmyślań i Magdalena wróciła do kuchni z dziwną miną.

- Kto to był?- zapytałem.

- Jakiś Albert... Chciał rozmawiać z matką.

Albert? Taboret pode mną zachwiał się, zupełnie jakby nagle zmiękły mu nogi. Oparłem się ciężko o blat stołu.

- Albert?

- Tak...To dziwne, nigdy nie znaliśmy żadnego Alberta.

Poczułem, że serce znowu bije mi gorąco i głośno, że zaczyna mnie boleć brzuch i fala mdłości zaciska gardło. To był Albert. Czyli zwariowaliśmy. Zbiorowa paranoja... Krystian, byłeś wielki...ale dlaczego? Dlaczego nam to zrobiłeś? Dlaczego? Nogi taboretu zrobiły się zupełnie galaretowane i spłynąłem z krzesła na podłogę nie czując żadnego bólu. Przed oczami robiło mi się na przemian bardzo jasno i bardzo ciemno.

Magia domu Krystiana chyba zaczęła działać.

Usłyszałem świst czajnika i ogłuszający trzask rozbijanej szyby. Wrzask umierającego zwierzęcia. Mały , szary kotek którejś z sióstr Krystiana przeleciał przez kuchnię i roztrzaskał się o framugę okna. Z piwnicy dobiegał narastający szum, huk dzikiej spienionej wody i głuche odgłosy kroków.

- Krystian...Proszę, nie!- krzyknęła Magdalena, upadając na podłogę tuż obok mnie.

- Za późno, siostro. - odpowiedział głęboki głos, będący szumem wody i wyciem tajfunu jednocześnie.

- KRYSTIAN!

Ktoś otworzył drzwi do piwnicy i uwolnił zgniły podmuch wiatru.

Podniosłem głowę i spojrzałem za siebie. W drzwiach stał potwór, fosforyzując zielonkawo. Brzydki, podobny do obrośniętego glonami człowieka.

- Krystian, Krystian, proszę cię, zniszcz go...zniszcz go...- zacząłem się modlić w duchu, mając wrażenie , że to wszystko jest tylko grą mojej chorej wyobraźni.

Krystian pojawił się w mojej głowie na ciemnogranatowym tle. Był mały i nagi, owinięty w błękitny jedwab jak tamta hinduska laleczka. Podniósł rękę. Zapachniało cynamonem i nagle wszystko ucichło.

Magdalena wstała z podłogi i pogłaskała szarego kotka, miauczącego o żarcie.

Więc to nie było realne. Krystian nie miał absolutnej mocy...

- Magda, czy ty też to widziałaś?

- To Krystian, tak. Jego twory. To zdarza się coraz częściej.

- Albert to też jego dzieło.

- Nie pomyślałam o tym...

Chwila milczenia. Z niewiarygodną szybkością rysowałem w mózgu mapę skojarzeniową.

Zaczynałem rozumieć coś z tej całej układanki. Krystian za życia kontrolował swoje urojenia, ale po jego śmierci wszystkie te postacie zmaterializowały się w mniejszym lub większym stopniu. Krystian nie może zaznać spokoju na tamtym świecie i chce, abyśmy znaleźli sposób na unicestwienie tworów. To jest bardzo trudne i bardzo możliwe, że w ogóle nie się da tego zrobić, bo Krystian był twórcą niedoskonałym i wszystko wymknęło mu się spod kontroli. Koniec.

Pomyślałem, że brakuje mi jeszcze wielu elementów i bardzo możliwe, że się mylę. Zawsze mam jeszcze Ewę...

Wróciłem do domu. Czułem się zwyczajnie źle.

Korzystając z tego, że byliśmy sami w domu, wyciągnąłem z barku butelkę whisky i nalałem sobie szklaneczkę. Potem drugą. Stary by mnie zabił, widząc swego jedynego syna w takim stanie.

- Znowu pijesz. Przecież wiesz, że ci nie wolno.- usłyszałem głos Anki tuż nad swoim uchem.

- I co mi teraz zrobisz ? Możesz mi skoczyć...

- Mogę. Nie zapominaj o Kryśce.

No właśnie ,Kryśka. I jeszcze Ewa. Mam paranoję, słowo daję. Prowadzę chore życie.

Krystian, to przez ciebie...

Zastanawiałem się, co Krystian tak naprawdę zrobił z hinduską laleczką i nie mogłem dojść do niczego. Brak myśli. Pustka. Zupełnie jakby ten epizod nie istniał. Coś było nie w porządku.

Anka znów mnie zdenerwowała. Patrzyłem obojętnie, jak złotawa kropla whisky spływa się po szklance. Jestem głupi. I śmieszny, ale przede wszystkim żałosny. Ha, ha, ha. Znowu się spiłem. Naprawdę musze być głupi.

Śnił mi się Krystian. Jak zwykle. Poważny, lekko zgarbione ramiona, grzywa włosów. Chiński uśmiech. Trzymał cos w ręce i tłumaczył mi, że jest to klucz do czegoś bardzo, bardzo pięknego, z tym, że ja nie mogę tam wejść. Starałem się przypatrzyć uważnie temu, co obracał w palcach, ale jego dłonie pokrywała nieprzejrzysta mgła. Wiedziałem tylko, że jest to coś małego i delikatnego, inaczej Krystian nie dotykałby tego z taką czcią.

Jestem głupim skurwysynem, w porównaniu z Krystianem ,rzecz jasna.

Potem sen się zmienił i byłem już tylko ja, samotny , na pustym oceanie, który wydawał się być morzem wodorostów. Tuż obok mnie przepłynęła biała i zimna Ofelia, mająca twarz Ewy, a wiatr targał welon chmur, podobny do jedwabnej sukienki Magdaleny. Było mi smutno. Nie wiem zupełnie dlaczego ,zacząłem śpiewać, Pieśń w Języku Nie Znanym Dla Reszty Świata, dziwaczny, niemelodyjny utwór. Myślałem. O Boże, ile myśli wtedy przepływało przeze mnie...Nie mogłem jednak skoncentrować się na którejkolwiek z nich.

Krystian, ty dupku. Nie ma cię już tak długo, a ja myślę, że za chwilę otworzysz drzwi i powiesz, że czas na herbatkę. Jesteś gdzieś, gdzie nie może odnaleźć cię nawet sokół moich myśli, w zimnym, ciemnym miejscu, gdzie jest ci źle i tylko ja wiem o tym. Dlaczego? Powiedz mi, dlaczego nie możemy stać się nicością, przepaść, zginąć, odejść, nie cierpieć tego bólu- i ty, i ja...Dobra, może jestem starym, głupim skurwysynem, może mam dziką ochotę ruchać wszystko co chociaż ma kształt kobiety, ale nie rozumiem, dlaczego ty okazałeś się być jeszcze większym skurwysynem i zostawiłeś mnie, tak po prostu. Dlaczego nie możemy przepaść? Wiesz co, mam ochotę sobie teraz coś zrobić. I wiesz po co? Żeby uniknąć tej wstrętnej samotności, uczucia, że jestem głupi cały czas wierząc w to, że żyjesz. Gdzieś, gdziekolwiek. Słuchaj stary, lepiej mnie zostaw. Albo wróć. Albo już nigdy nie wracaj, rozumiesz? Jeżeli nie wrócisz cały, taki , jaki byłeś, to chuj ci w dupę. Nie chcę cię, Krystian. Lepiej nie przychodź...ale...ty wiesz, że sobie zaprzeczam, czemu ty, Krystian, do kurwy nędzy wiesz o mnie wszystko? Dręcz mnie dalej... zresztą, sam już nie wiem. Ty już nie czujesz bólu, ale głowa pęka mi jak wyschnięta torebka nasienna u jakiegoś syfa-kwiatka. Cholera. Jestem głupi, Krystian. Oświeć mnie.

Mniej więcej taka była ta pieśń. Ale Krystian był bardzo, bardzo daleko ode mnie i mogłem tylko wyczuć jego słaby zapach w morskiej bryzie. Sen się urwał.

Szósta trzydzieści. Ubrałem się w granatową bluzę i poszedłem do Ewy.

Bałem się. Była ode mnie dużo, dużo starsza i mądrzejsza, tak , że nie miałem jej czym zaimponować. W ogóle nie miałem pojęcia, o czym mogę rozmawiać z osobą, która uratowała mnie przed bandą chamów w parku, a przy tym jest tak rozpaczliwie smutna, jakby za życia uczestniczyła w swoim własnym pogrzebie. Jedyne, co mnie do niej przyciągało, to magia Krystiana. Wiedziała o czymś, co stanowiło wielką tajemnicę i tylko dlatego odważyłem się na to, aby ją odwiedzić. Jestem głupi- pomyślałem przed wyjściem. Całe to gadanie o olewaniu Krystiana poszło się pieprzyć. On ma nade mną władzę.

Jeżeli będzie chciała mnie zbić albo coś w tym stylu, to będę się bronił. W sumie nie chciałbym wyglądać jak te palanty z parku. Postanowiłem sobie, ze będę zachowywał się chłodno, ale grzecznie, bo tylko w taki sposób nie sprowokuje nikogo ,a naprawdę nie chciałem oberwać.

Otworzyła mi po paru minutach. Właściwie chciałem już odejść, kiedy zgrzytnął zamek i wpuściła mnie do środka.

- Witaj.- powiedziała po swojemu. Ostro i po męsku.

- Mam nadzieję ,że się zrozumiemy.

- Jeżeli tyko będziesz chciał zrozumieć cokolwiek z tego, to tak...

Zagadki, zagadki, kurwa mać, same zagadki. Wszyscy coś wiedzą, tylko ja o niczym nie mam pojęcia. Spokojnie! Miałem się nie wkurzać! Posłusznie wszedłem do środka.

Czarny przedpokój nie był niczym oświetlony, zupełnie jakbym wchodził do jakiejś długiej i wąskiej groty. W jednym pokoju pod drzwiami błyskało różowawe światło.

- Boisz się.-poczułem jej szept na plecach. - Każdy się boi. Ale ty musisz zachować zimną krew. Rozumiesz? To podstawa.

- Dlaczego ?- zapytałem i zabrzmiało to niewiarygodnie głupio.

- Bo ty jesteś jego przyjacielem...a jego przyjaciele muszą być dzielni, szczególnie teraz.

Zawrót głowy. Kaskady dreszczy spływały po mnie cały czas.

Otworzyła drzwi do pokoju z różowym światłem. To tylko świeczka- pomyślałem i zaraz musiałem odwrócić głowę , żeby nie wrzasnąć. To była lampka, długa lampka wypełniona galaretą, w której pływały plastikowe wnętrzności. Głupi gadżet, a mimo wszystko się przestraszyłem.

-Siadaj.- wskazała na duży, stary fotel, obity czarnym pluszem. Światło, przelewające się przez różowe zwoje kiszek wykrzywiało wszystkie kształty . Poczułem się jak w gabinecie okropności.

- Mów wszystko co wiesz.- powiedziałem, zapadając się w miękki fotel.

- To ja.- podała mi leżące na stoliku zdjęcie. Podniosłem je do światła.

Zwariowałem. Tak. Zwariowałem.

Na zdjęciu , bardzo marnej jakości, widniała moja japońska skrzyneczka, którą dałem Krystianowi. Otwarta. W środku , na jedwabne chusteczce leżała Lady Sara, naga i kusząca. Kość słoniowa lśniła jak metal.

- Żartujesz.

- Nie.

- To niemożliwe.

- Możliwe, Maks...

Poczułem znajome, obrzydliwe bicie serca. Dłonie zaczęły mi drżeć, a gardło zacisnął słonogorzki skurcz.

- Nie wierzę ci.

- Uwierzysz.

Patrzyłem na Ewę, w milczeniu próbując dostrzec jakiekolwiek podobieństwo między nią a naszą małą Sarą. Nic. Nic. Może trochę twarz, ale naprawdę trochę. Poza tym nic. Poczułem się oszukany.

- Krystian, ty chamie.-powiedziałem bardzo głośno.

- To jest klucz. Klucz do Królestwa.- usłyszałem nagle Jego głos, dobiegający zza grubej zasłony światów.

- Jak to?- zapytałem w głębokim zakamarku mózgu.

- Klucz. To takie coś, czym otwiera się drzwi. Najpierw się je otwiera, aby wszystkie chore myśli wyszły na zewnątrz. Potem się je zamyka, kiedy wszystkie chore myśli zostaną zapędzone z powrotem do środka.- mówił Krystian z dziwną ironią.

- I to wszystko?

- Tak. To wszystko. Próbuję ci to powiedzieć już od bardzo dawna.

- I co ja mam zrobić?

- Znaleźć klucz i zamknąć drzwi. Po prostu.

- Gdzie znajdę klucz?

- Przecież mówię ci, że to jest klucz.

- Co takiego?- miałem ochotę wrzasnąć.

- Nic się nie zmieniłeś, Maks...- i zniknął. Zostałem sam. Zapach owoców, jaki panował w domu Ewy, przedarł się głęboko do moich nozdrzy.

Ewa uśmiechała się z politowaniem.

- Prowadzisz rzeczywiście dziwne dialogi.

- On tu był. Powiedz mi co wiesz

- Wiem dużo.

Przestań mnie wkurwiać. Mówię ci, przestań.

- No dobrze, powiem ci wszystko co wiem. Krystian był pierwszą osobą, którą rozpoznałam.

Moje życie dopiero się zaczynało, tak, ze zupełnie nie pamiętam tego, co była wcześniej...ciebie, tej skrzynki. Wiesz, on mi dał życie , kiedy nadał mi imię.

- Przecież nie jesteś Gemma, tylko Ewa.

- Wiesz, kim była Ewa?

- Pierwszą kobietą...

- ...pierwszą kobietą w życiu Krystiana. Dlatego nadał mi takie imię. Gemma...o Boże, jaka ja byłam o nią zazdrosna. Gemma była tysiąc razy lepsza, pod każdym względem i wydawało mi się , że Krystian kocha ją bardziej niż mnie. Dopiero potem dowiedziałam się, że stworzył ją dla ciebie. Gemma zresztą bardzo cię kochała i cierpiała, że nie wierzysz w Krystiana.

- Gemma żyła?

- Materializowała się czasami. Teraz nie wiem. Jest w mieście, czuję jej obecność. Właściwie nie mam do niej żadnej niechęci, chciałabym się z nią zaprzyjaźnić. Ale mniejsza o to... Krystian poświęcał mi bardzo dużo swej energii, dzięki temu mogłam się zmieniać w siebie taką jak teraz. To wspaniałe uczucie odrzucać martwą, zimną powłokę i stawać się człowiekiem. Prawdziwym człowiekiem... W dzień zapadałam w letarg. Ciało laleczki, Sary czy Gemmy, jak wy ją nazywaliście , było moją trumną. Prowadziłam życie wampira- zaśmiała się nerwowo- Wszystko było w porządku, aż do dnia, w którym...poznałam jego tajemnicę. Wiesz, kiedyś w nocy usłyszałam jego głos, właściwie krzyk. Wstałam i pobiegłam do niego. Krystian leżał na łóżku i odpychał od siebie niewidzialnych wrogów. Potem zobaczyłam, jak po kolei jego ciało opuszczają skrzydlate cienie. W tym czasie leżał jak martwy. Podeszłam do niego żeby sprawdzić, czy żyje, ale jego serce...jego serce nie biło. Po prostu nie. Przeraziłam się, bo myślałam, że umarł, ale po paru minutach wrócił. Zapytałam go, co się stało.

- I co?

- Bardzo długo wyjaśniał mi, że kiedyś dawno, kiedy był bardzo samotny, zaczął bawić się w wymyślanie świata, rzeczywistości, której nie było. Pewnego dnia bardzo zdziwiony zauważył, że niektóre wymyślone rzeczy zaczynają się pojawiać, tak po prostu. Po jakimś czasie zrozumiał, że ma Dar. Zaczął tworzyć swoje własne królestwo, w którym żyli jego prawdziwi przyjaciele. Wszystko miał pod kontrolą, dopóki się nie pojawiłeś. Wtedy zaczął tworzyć ludzi, których znienawidzili dawni mieszkańcy królestwa, z czystej zazdrości o miłość Krystiana. Wiem, że najbardziej nie znosili Alberta, bo próbował zaprowadzić swoje rządy i uważał się za następcę Krystiana.

- Byłaś tam?

- Parę razy pozwolili mi przejść tajnym wejściem, bo brama była ciągle zamknięta. Kompletna anarchia, rozumiesz? Władzę zdobył klan Potworów, a Albert został zmuszony do ukrywania się. Tak samo Gemma. Zamknęli ją w twierdzy razem z Kasią Spłuczką, bo były za piękne. Boże, co się tam nie działo...

- A Krystian?

- Na początku wysyłał do nich Alberta, ale kiedy go zbojkotowali, zaczął rozmawiać z nimi osobiście. Każdy chciał uzyskać prawo do materializacji, które mieli tylko Albert, Gemma i paru innych...Bałam się, że go zabiją, Krystiana, mojego najdroższego Krystiana...i dlatego zdradziłam go...- w jej oczach zalśniły łzy.

- Jak to?- zaczynałem wierzyć w całą historię.

- ...otwarłam bramę. Nikt nie powiedział mi, czy powinnam to zrobić...Dlaczego nikt mnie nie zatrzymał? Przecież mogłeś... Przychodziłam do ciebie w snach i błagałam o pomoc. Mogłeś mu pomóc. Tak, to ja go zabiłam. Zabiliśmy go wspólnie... Materializacja wszystkich postaci odebrała mu całą energię. Serce przestało bić...- miała twarz mokrą od łez.- Było za późno. Nie mogłam wrócić do postaci laleczki, a poza tym nie umiałabym trwać w takim poczuciu winy.

- Nie pamiętam cię. Nawet nie wiem , czy śniło mi się cokolwiek takiego.

- Przychodziłam co noc przez jakiś miesiąc. Nie wierzę ci. Zresztą...co to teraz zmienia? Ludzie królestwa wydostali się, ciało Krystiana umarło, ale jego biedna dusza przeniosła się do królestwa i musi oglądać to całe zniszczenie, dzieło Potworów. On cierpi, Maks. Jedynym wyjściem jest zniszczenie części tych urojeń i zamknięcie drzwi na zawsze. Wtedy dopiero Krystian będzie wolny.

- Mogę to zrobić.

Czułem się dziwnie. Oglądałem Krystiana od środka i dochodziłem do wniosku, że tak naprawdę wcale go nie znam. Zresztą...nikt nigdy dobrze go nie znał, tak przynajmniej mi się wydawało. Królestwo i te inne sprawy brzmiały dość abstrakcyjnie, ale Ewa była przekonująca. Nawet bardzo.

Jestem głupim skurwysynem, pomyślałem po raz kolejny tego dnia w kontekście Krystiana. Coś zaczynałem kojarzyć, jakieś trybiki w mózgu przesuwały mi się coraz szybciej i obraz powoli nabierał kształtu. Krystian, byłeś wielki. Nigdy nie przypuszczałem, że przyjaźń z tym wariatem będzie w stanie zmienić całe moje życie, a tak przecież było. Krystian był wszystkim. Coraz częściej łapałem się na tym, że za nim tęsknię, tak po ludzku tęsknię, jak za niezłą laską albo dobra balangą...Nie, nie tak. Tęskniłem za nim, jak za częścią siebie, która odeszła, a ja wciąż wmawiałem w siebie, że wróci i wszystko będzie jak dawniej. Kręciło mi się w głowie.

- Mogę to zrobić.- powtórzyłem i poczułem że na usta pcha mi się jeszcze jedno zdanie.- Ja też go kocham.

Powiedziałem to. Kurwa, powiedziałem to. Kocham Krystiana. Mojego Krystiana, mojego wariata Krystiana, bez którego życie nie ma sensu. Bez którego chcę tylko chlać i ruchać wszystko ,co popadnie, żeby zapomnieć. Zapomnieć samego siebie. Zwariowałem, ale było mi dobrze. Ciepło.

- Potrzeba będzie klucza.

- CO jest tym kluczem ?-przypomniałem sobie swoją rozmowę z Krystianem.

- Ja.

To mnie już zupełnie dobiło. Spodziewałem się wszystkiego, ale to mnie zaskoczyło.

- I co ja z tobą zrobię?

- Nie ty, tylko Krystian. Potrzebny jest Krystian, prawdziwy, żywy Krystian.

Poczułem jak dławi mnie zapach migdałów, a na ramieniu zaciska mi się gorąca niematerialna dłoń.

- Zrób to dla mnie.- usłyszałem jego głos w uchu, dokładnie w samym środku.

- Krystian, ja... ja nie wiem jak...

- Po prostu zrób to dla mnie.

Ewa spojrzała na Krystiana, który właśnie znikał.

- Powiedz mu.- głos Krystiana stawał się cichy i odległy. W końcu umilkł.

- MUSISZ GO STWORZYĆ NA NOWO.- to zabrzmiało jak Ewangelia.

- Jak? Nie mam jego daru...

- Nie wiem , jak go stworzysz, ale to jest jedyny warunek zamknięcia królestwa. Tylko Krystian może zamienić mnie z powrotem w laleczkę Sarę. Ona jest kluczem, rozumiesz? Sprzedałam im swoje ciało...

- Czy jest ktoś, kto może mi pomóc?

- O ile wiem, tylko Albert i Gemma. Kasia nie żyje, utopiła się kilka dni temu.

No tak. Komunikat o niezidentyfikowanych zwłokach blondynki, wyłowionych z rzeki. Krystian i jego psycholstwa znakomicie wtapiają się w krajobraz mojego miasteczka...

- W porządku. Wszystko zrozumiałem.

- Musimy to zrobić dla Krystiana. Inaczej jego dzieła nas zniszczą.

Zgasiła lampkę z wnętrznościami i zapaliła normalne, halogenowe światło. Cała niesamowita atmosfera tej rozmowy wzięła w łeb i poczułem się jak na imieninach u ciotki Feli, która miała identyczne lampki w swojej obrzydliwej jadalni. Ewa wyglądała jak odpychający facet.

- Musiałam zanudzić cię na śmierć...Chcesz herbaty?

- Tak, może być...

- Cynamonowa?

- No jasne.

Zamieszałem brązowy, pachnący płyn w płaskiej filiżance z okrągłym uchem i poczułem się jak za dawnych dobrych dni z Krystianem.

- Co właściwie robisz?- zapytała mnie między jednym a drugim cynamonowym ciasteczkiem.

- Chodzę do szkoły. Do ogólniaka. Trzecia klasa...

- Małolat...- zaśmiała się, ale na szczęście życzliwie. Nie zniósłbym, gdyby zaczęła sobie ze mnie kpić. Chyba bym jej wtedy przyłożył.

- Za miesiąc kończę osiemnaście lat.

- I co potem?

- Dziennikarstwo. Albo sam już nie wiem. Nie mam pojęcia, co można robić w tym głupim mieście.

- Możesz wyjechać...

Mądra, hinduska laleczka. Ciekawe, kto ją tego nauczył.

- Krystian nigdy nie powiedział mi więcej niż to, że masz na imię Maks i że bardzo cię kocha. Mam okazję poznać cię bliżej. Jesteś w porządku.

Rozbrajająca jest szczerość kobiety, która ma duszę faceta, a była tylko figurką z kości słoniowej.

- Czyje to mieszkanie?- zapytałem z czystej ciekawości.

- Jakaś stara kobieta umarła parę dni przed Krystianem. Nikt nie chciał mieszkania, więc zgodzili się je sprzedać po niższej cenie. W całym domu śmierdziało trupem.

- Skąd wzięłaś pieniądze?

- Wybrałam z książeczki Krystiana. Było tego akurat wystarczająco dużo.

- Jesteś okropna... Gdzie się tego nauczyłaś?

- Myślisz, że łatwo było przeżyć chociaż dzień w królestwie?

Niezwykła. Jest niezwykła. Wstrętna i niekobieca, ale niezwykła. Wspaniała.

Miałem wrażenie, że wszystko, w co dotychczas wierzyłem, wszystkie moje genialne hipotezy dotyczące życia i śmierci Krystiana, poszło się pieprzyć. Wszystko dokładnie. Jakby ktoś dał mi nowy , świeży- jeszcze świeży- umysł. Jakbym się zaćpał i obudził w innym świecie, gdzie wszystko jest proste i logiczne. Muszę jej podziękować.

Najwspanialsze w tym wszystkim było to, że potrzeba było żywego, prawdziwego Krystiana, aby ta cała szopka miała sens. Krystiana, mojego Krystiana. O Boże, jak ja chciałem go zobaczyć. Poczuć znowu ten zapach, ale nie w nagłych halucynacjach, tylko tak naprawdę...Zaczynałem mieć nadzieję. Nadzieję na życie. Bez Krystiana życie było wegetacją.

Pożegnałem się z Ewą i wyszedłem, pooddychać świeżym powietrzem ulic mojego miasta. Wszystko wypełniał oszałamiający zapach kwiatów, lepkich kwiatów na owocowych drzewach, bladych koron narcyzów z czerwonymi trąbkami- kwiatów, których nie cierpiałem, bo leżały koło trumny Krystiana, a z drugiej strony kojarzyły mi się z jego piękną twarzą po śmierci. Wciągałem w siebie ten zapach i czułem się coraz lepiej, coraz dziwniej, ale było mi dobrze. Nawet bardzo dobrze. Pomyślałem o tym, jak stworzę Krystiana na nowo. Zwyczajnie. Nie miałem ochoty się nad tym zastanawiać...Liczyło się to, że znów będziemy razem, nie ważne kiedy i gdzie, trzeba tylko zamknąć tę pieprzoną bramę i wszystko będzie w porządku.

Kiedy dochodziłem do domu, ogarnęły mnie pierwsze wątpliwości i znów byłem tym samym, dawnym Maksem. Pomyślałem, że może mi się nie udać i że zwariuję bez Krystiana, a poza tym jestem głupi, bo uwierzyłem Ewie. Wszystko przez Krystiana. Gdziekolwiek padało jego imię, byłem stuprocentowo pewny, że pójdę tam bez żadnego wahania.

Jeszcze tylko Krysia i koniec dnia. Jutro niedziela. Pierdolę kościół. Będę spał do południa, rodziców i tak nie ma.

Poza tym jestem starym grzesznikiem, starym głupim chujem.

Anka siedziała przed telewizorem. Leciał właśnie głupawy, amerykański film o wielodzietnej rodzinie, która wspiera się wzajemnie jak Pan Bóg przykazał. Nie rozumiem, jak można oglądać takie bzdury. Może jestem ignorantem i po prostu się mylę, ale taka twórczość wydaje mi się bez sensu. Płaska jak papier. (jak filc)

- Wróciłeś? Kryśka przyjdzie za godzinę.

- Co słychać?

- Rozstałam się z Krzysiem.

Ma pierdolca...Moja siostra ma pierdolca. Jest nienormalna. Poważnie.

- I co teraz?

- I nic. Trzeba będzie znaleźć sposób, żeby zacząć kręcić z Miśkiem.

Misiek był duży, brzydki i włochaty. Chodził do mojej klasy i wszyscy bez wyjątku uważali , że ma nasrane w głowie. Z tym, że nikt nie chciał powiedzieć tego w oczy synalkowi najbardziej wpływowego człowieka w mieście.

- Kasa czy seks, Aniu?- zapytałem retorycznie.

- Jedno i drugie. Mówię ci, on jest zajebisty...

A ty, słońce, jesteś nienormalna. Wiesz jak to się fachowo nazywa? Nimfomania. Tak, tak, pasowałoby cię skierować na jakieś badania, może ktoś wreszcie zaszyłby ci cipkę.

Poszedłem na górę, żeby przypomnieć sobie, jak Krystian tworzył ludzi.

Wiedziałem, że zadanie nie jest proste. Musze stworzyć ideał. Ideał świra.

Położyłem się na łóżku i próbowałem znaleźć w grze cieni na ścianie ślady twarzy Krystiana. Nic z tego. Nic z tego. Wpatrywałem się w sufit, a przed oczami przepływały mi dziwne obrazy, które kiedyś-gdzieś znalazły miejsce w moim życiu. Moja klasa, której nie znałem. Jakiś test z angielskiego, którego kompletnie nie pamiętałem i tym podobne, bezsensowne rzeczy, skapujące z ekranu mojego życia jak nędzny filmik. Ani cienia Krystiana. To straszne. Zamknąłem oczy, usiłując przypomnieć sobie moją rozmowę z Ewą, ale zamiast obrazu jej różowego pokoju w mojej głowie dudniła pustka...cicha i smutna pustka, dzwoniąca w uszach pustka, poprzerywana pasmami głupich wizji. Ja. Jakieś dziewczyny z podstawówki. Znów ja. Moja matka, plewiąca grządki w ogrodzie. Anka. Znowu ten test, którego w życiu nie pisałem. Piosenka zespołu Crash Test Dummies, którą przypadkiem nuciłem dziś rano. Nic poza tym. Brak Krystiana, brak odbioru Stamtąd. Tak , jakbym ogłuchł. Skretyniał. Czułem się oszukany, jak małe dziecko któremu zabieramy upragnionego lizaka pod pretekstem próchnicy, a potem sami zjadamy go na najbliższym czerwonym świetle.

Zacząłem zastanawiać się, co by było, gdybym to ja był Krystianem, a on w rozpaczliwy sposób próbowałby rozwiązać zagadkę mojej śmierci. Krystian nie umiał szukać. Zawsze gubił się w chaosie tego wszystkiego, co go otaczało. Z tym, że on już dawno znalazłby odpowiedź na to, dlaczego musiałem odejść. On widział coś, czego ja nigdy nie potrafiłem zauważyć i oddałbym wszystko, żeby tylko dowiedzieć się, co to było.

Leżałem tak w przytulnej ciemności i myślałem nad tym, dlaczego musiałem czekać aż dwa miesiące od jego śmierci ,aby usłyszeć bajeczkę o wymyślonym królestwie i dręczących Krystiana wizjach. Dlaczego wciąż jestem ślepy jak stary, brzydki, łysy ptak. Dlaczego? Jezu, czułem się tak staro, zupełnie jak kaleka. Ktoś odarł mnie ze wszystkich uczuć i kazał mi leżeć jak drętwy pień, na którego wołanie nigdy nie będzie odpowiedzi... Było mi źle.

Nie pamiętałem nawet jego uśmiechu, a co dopiero całej postaci. Entuzjazm, z jakim przyjąłem wiadomość o możliwości ponownego stworzenia Krystiana, zniknął bez śladu. Tym gorzej dla mnie. Przytłoczył mnie wielki ciężar tego, czego podjąłem się z własnej woli i wiedziałem, że muszę ,po prostu muszę sprostać temu szalonemu zadaniu.

Po raz setny w ciągu godziny zamknąłem oczy i zaciskając mocno powieki usiłowałem sobie przypomnieć twarz Krystiana. Sine błyskawice przebiegły mi przed oczami raz i drugi, po czym w oddali, w samym środku głowy, zobaczyłem fosforyzujące zielonkawo oko. Było duże i okrągłe, przybliżało się powoli, nabierając żółtej barwy.

- Nie złość się.- usłyszałem nagle głos Krystiana, wyraźny, ale delikatny, niemalże kobiecy.- Tak bywa. Po prostu brakuje ci spokoju, myślisz o tym, co zrobisz za parę godzin i koło kogo obudzisz się rano.

- Nie.- odparłem krótko, starając się zachować spokój.

- Nie złość się. Chciałem ci tylko powiedzieć, że cokolwiek zrobisz, ja i tak ci to zniszczę. Wiesz dlaczego. Robisz to beze mnie i co najgorsze jesteś niewierny. Tak. Zniszczę twój świat, bo mnie w nim nie ma.

- Krystian...Co ty mówisz? Przecież byliśmy przyjaciółmi...

- Jesteśmy przyjaciółmi, Maks. Jesteśmy więcej niż przyjaciółmi i nie możesz tak po prostu zaczynać nowego życia beze mnie. A zaczynasz. Tobie jest dobrze, a ja bezsensownie czekam na ciebie. Postanowiłem więc,

- że będziesz nieszczęśliwy tak jak ja...

- Krystian...Daj spokój!

- Wiesz dobrze, że to niemożliwe. Za bardzo cię kocham. Po prostu, Maks, chcę cię zmusić do tego, abyś mnie stworzył i wreszcie przerwał tą kontrolę zza grobu.

- Nie potrafię tworzyć. Tylko ty miałeś Dar.

- Ale kiedy umarłem, musiałem się go pozbyć, Maks, chociaż nadal mam jego część. Wiesz, to taki mój spadek...i chcę go komuś godnie przekazać. Konkretnie- tobie. Na czas nieokreślony aż do mojego powrotu, bo wtedy będziesz musiał mi go zwrócić. Teraz rozumiesz, prawda? Ty masz Dar. Ty jesteś przeklęty. Musisz mnie uwolnić, bo inaczej Dar zniszczy całe twoje życie.

- Może i mam dar, ale nie umiem z niego korzystać. Co mi z tego?

- Nie chcesz. Potrafisz , ale nie chcesz. Dlatego będę cię dręczyć, dopóki nie będziesz pragnął, abym dał ci spokój. Gdziekolwiek pójdziesz, cokolwiek zrobisz, będziesz wiedział, że cię obserwuję i czytam w twoich myślach, mój kochany. Będziemy zawsze razem...Coś ci powiem, Maks- jeżeli nie będziesz chciał mnie stworzyć, to niedługo...niedługo zginiesz.

- Jak to?

- Królestwo stanie się twoja obsesją. Popełnisz samobójstwo.

- Krystian!

- Dobra, może jestem wredny, ale przecież cię kocham. Robię to z miłości.

- Nienawidzę cię.- powiedziałem głośno i wyraźnie.

- Nieprawda. Kochasz mnie. Kochasz mnie i pragniesz być ze mną. To tyle. Niedługo znowu przyjdę.- głos Krystiana zadrgał i roztopił się w ciemności pokoju. Zostałem sam.

To nie był prawdziwy Krystian. Byłem tego pewny. To szept istoty zazdrosnej o Krystiana, która chce mnie zniszczyć. Wiedziałem o tym. Po prostu o tym wiedziałem.

Odkąd pamiętam, Krystian nigdy nie był mściwy. Samotny i rozgoryczony owszem, ale nigdy mściwy. Ktoś lub coś podsyła mi zjawę, która nie jest Krystianem i mówi okrutne rzeczy, a co najgorsze, jest głupi i myśli , że w to wierzę. Ni wierzę. NIE UWIERZĘ, NIE< NIE A jeśli Krystian stał się demonem?

Niemożliwe. Był za delikatny, nie, jego dusza by tego nie zniosła. Ktoś chce, żebym zwariował. Nie mam żadnego daru, więc chce się mnie pozbyć i wmówić mi samobójstwo, które popełnię, sfrustrowany brakiem Krystiana. I tak już jestem na dnie. Na samiutkim dnie. Wszystko jest takie głupie, że aż szkoda żyć. Szkoda. Naprawdę szkoda.

Zacząłem przypominać sobie uśmiech Krystiana, który z całej jego postaci pamiętałem najlepiej. Delikatny, łagodny uśmiech trochę zawstydzonego chłopca, dziecka, jakim Krystian nigdy nie przestał być. Najpierw pojawiał się w kącikach jego ust. Uwielbiałem ten moment. Zawsze potem twarz Krystiana rozkwitała prawdziwą, ziemską radością, jaką rzadko miał szansę przeżyć. Uśmiechał się wtedy, gdy był szczęśliwy, ale też kiedy coś było nie tak, a on chciał mimo to pokazać, że idzie mu świetnie. Uśmiechał się, kiedy byliśmy razem. Nie zdawałem sobie nigdy sprawy z tego, że moja obecność jest aż tak ważna dla jego życia.

Krystian, mój kochany Krystian- pomyślałem sobie, spoglądając na jego uśmiech, odmalowany jak najdokładniej w moim umyśle. Teraz wystarczy zamknąć szkatułkę z jego uśmiechem i zacząć przypominać sobie inne szczegóły Krystiana. W końcu wszystko składa się ze szczególików.

Zatrzasnąłem myśl o uśmiechu Krystiana w specjalnie dobranej szarej komóreczce. W tym momencie poczułem dziwne podniecenie. Coś powstawało, nawet jeżeli w głowie miałem kompletny chaos. Zaczynałem. Zaczynałem TWORZYĆ KRYSTIANA. Nieznośne napięcie w mięśniach sprawiło, że stały się twarde i gotowe do skoku. Wstałem, przełykając mrowienie w żołądku i zszedłem na dół. Czułem się tak, jakbym po wielu bezsennych nocach wreszcie zapadł w sen i ujrzał w nim coś, czego zawsze pragnąłem. Tak. Pragnąłem, aby Krystian wrócił.

To dziwne podniecenie napełniało czubki moich palców, kiedy schodziłem po naszych skrzypiących, drewnianych schodach. Prosto w dół. Ku przeznaczeniu. Nie miałem pojęcia, co może przynieść ta noc, której już nie mogłem się doczekać i w jaki sposób dotrę dziś do prawdziwego Krystiana, który mnie potrzebuje.

Nigdy nie potrzebowałem go w sensie fizycznym, ale teraz coś mnie do niego ciągnęło. Może przez magię imion. Krystian-Krystyna. To tak, jakbym był z Krystianem, tylko inaczej. Zastanawiałem się , czy Krystian kiedykolwiek był z kimkolwiek w łóżku. Chyba nie. Ale...w sumie nie byłem tego pewien. Niczego nie mogłem być pewien, niczego. W tej sprawie każda karta była niespodzianką. Może się okazać, że Krystian był stałym bywalcem nocnego klubu "Eden", który nie raz kompletnie wydrenował moją kieszeń.

Anka, Krystyna i jeszcze parę osób. Szał w salonie.

Poczułem się jak gwiazda filmowa ,schodząca po wielkich , szerokich schodach. Wszyscy czekają na mnie. Kobietom dech w piersi zapiera zapach mojego oszałamiającego dezodorantu. Jestem dumny , gdy mdleją na widok mojego pięknego, młodego ciała. Nic z tych rzeczy, Maks. Jesteś żałosny. I kochasz Krystiana. I nie wyprzesz się tego, ze powoli stajesz się obleśnym pedałem.

Okropnie kręciło mi się w głowie. Zupełnie, jak przedtem kiedy nie mogłem sobie przypomnieć uśmiechu Krystiana, wróciły do mnie tamte głupie obrazu i hałasy, odbijające się od ścian mojej czaszki jak piłka w wielkim, pustym kościele. Test z angielskiego, dziewczyny z klasy, których nie kojarzyłem na co dzień -ubrane w różowo-srebrne kostiumy, gadanie o cytrynach i takie inne strzępy mojej codzienności. Nic o Krystianie. Byłem mu wdzięczny za to, że pozwala mi żyć chociaż przez chwilę. Wiedziałem, że w nocy wróci do mnie jego duszny szept.

Pomyślałem przez chwilę, że jestem wielkim artystą, spacerującym ze swym przyjacielem po bulwarze nad błękitna rzeką. Krystian mówi coś do mnie, a ja całą uwagę skupiam na jego słowach, wycelowanych prosto w moje wnętrze. Nie zauważam zupełnie otaczającego mnie tłumu wielbicieli. Jestem z Krystianem i to jest dla mnie święte. Nikt nie może rozłączyć naszych splecionych dłoni. Na zawsze wrośniętych w siebie.

- I co powiesz, Krystian?- zapytałem sam siebie- Czy podobają ci się tutejsze dziewczyny?

- Wiesz, że...nie lubię dziewczyn.- odparł Krystian, schowany głęboko w moim uchu. To był prawdziwy, ciepły i kochany Krystian , a nie ten dziwny, odpychający twór, który mówił, że mnie zniszczy.

- Podoba ci się twój uśmiech?

- Jest trochę zbyt szeroki, ale obiektywnie- może być.

- Powiedz, Krystian- zapytałem nagle, korzystając z okazji jego cudownie ciepłej obecności w mojej głowie- czy przed chwilą w pokoju, to byłeś ty?

- Powiedzmy, że to byłem ja, ale ja szalony.

- Czyli?

- Nie ja. Jedno z wielu moich niedoskonałych "ja", które ciebie nienawidzą. Nie kontroluję ich. Niczego nie kontroluję.

- Czy to prawda, że niedługo umrę?

- Czy ja mogę to wiedzieć?

- Myślę, że tak...

- Jestem zbyt daleko od Boga, żeby pytać o takie sprawy. Zresztą...gdy ma się Dar, wszystko jest możliwe. Ale ja cię kocham. Będę próbował cię strzec.

- Umrę. Nie chcesz mi tego powiedzieć.

- To zależy od ciebie, Maks. Otrzymujesz wybór.- hałaśliwa muzyka znów odbiła się od moich myśli, a Krystian zniknął.

Pogubiłem się. Oni, to znaczy Krystian i ci inni, wiedzą o czymś, czego ja nie jestem w stanie pojąć. Nie jestem w stanie domyślić się, który Krystian jest prawdziwy. Świat zakołował mi w głowie jeszcze raz, tym razem powoli i głośno jak podrywający się do lotu ptak. Krystian. Wszystko przez ciebie. Poczułem, jak wzbiera się we mnie fala wściekłości, którą musze odreagować. Na czymkolwiek. Na kimkolwiek. Na Krystynie, za grzechy Krystiana.

Miłe uczucie, kiedy człowiek staje się zły.

Anka i jej ukochany Misiek, Krystyna, Kaśka ( Boże, co za wstyd!), jeszcze kilka dziewczyn, których nie znałem i trzech albo czterech lalusiów. Miłe towarzystwo. Podchodząc do nich bliżej , czułem , jak wypełnia mnie piekący, lepki gniew. Byłem głupim, naiwnym, oszukanym przez przyjaciela dzieckiem. Oni nie mieli duszy. Nie mieli myśli i dlatego było im tak dobrze, tak rozpaczliwie dobrze. Mieli wszystko, czego ja nie mogłem osiągnąć, chociażbym nie wiem jak się starał. Oni byli szczęśliwi. Mieli siebie , a ja byłem samotny.

Koniec z tym. Będę dzisiaj okrutny i brutalny. Doprowadzę ją do łez. Będzie cierpiała za wszystko, co zrobił mi Krystian, czy tego chce, czy nie...O Boże, zwariowałem... Krystian, ratuj!

Wiedziałem, że nie mogę być podły tylko dlatego, że jestem samotny, ale z drugiej strony to wydawało mi się logiczne. Zarucham ją na śmierć. Tak. Mam uśmiech Krystiana w srebrnej szkatułce, zaraz go stamtąd wyrzucę i krzyknę, że już go nie chcę, bo nie pozwolę się dłużej zwodzić. Będę samotny i nieszczęśliwy, więc wezmę garść tabletek nasercowych, popiję je wódką i już mnie nie odratują. Nigdy w życiu nie zejdę po tych schodach i nie będę musiał wysłuchiwać szeptów sfrustrowanego ducha mojego najlepszego przyjaciela.

Przestraszyłem się tym, co myślę, bo w sumie robiłem dokładnie to, co przewidział mi Krystian Mściwy. Doszedłem do wniosku, że musze porządnie się upić, wtedy zniknie cała moja złość i będę mógł skoncentrować się za swoich wewnętrznych, chorych światach.

- Cześć, Krystyna.- odezwałem się, czując wokół Niej lekką, prawie niedostrzegalną mgiełkę Krystiana. Zmierzyła mnie długim spojrzeniem jasnobrązowych oczu. Może byłyby one mądre i przenikliwe, gdyby nie ciężka od tuszu powieka i wydepilowane, jaskółcze brwi nadające jej twarzy niezbyt inteligentny, zajęczy wyraz.

- Widziałem cię wczoraj, Maks.

Jak to- widziałeś mnie. Przecież jesteś kobietą.

Boże...

Nie zauważyłem w jej oczach zielonkawych plamek, będących ukrytym blaskiem oczu Krystiana. On był w niej, jego duch wcielił się w jej ciało... Krystian, ty wariacie...Znowu byłem tym dawnym, głupim Maksem, czekającym na jakikolwiek znak od swojego przyjaciela. W jednej sekundzie zapomniałem o całym gniewie.

- Kocham cię, Krystian.-powiedziałem mu na ucho, przytulając się do jego ślicznego, nowego ciała. Z magnetofonu Anki leciała stara, metalowa ballada, którą za dawnych dobrych dni potrafiłem zagrać na gitarze. Struna E, potem G, D, i cienka E, a potem na piątym czy szóstym progu taka zajebista palcówka, na której zdarłem sobie palce do krwi...

- Przepraszam. Byłem kompletnie rozstrojony, nie mogłem dzisiaj zostawić cię w spokoju i mówiłem różne wstrętne rzeczy. Naprawdę przepraszam.

- Spokojnie, Krystian. Teraz jesteś za mną.

Byłem szczęśliwy, chociaż paranoja ostatnich minut wciąż krążyła wkoło mnie niczym chmura złego ptactwa. Szczęśliwy. To mało powiedziane. Żyłem. Czułem, że żyję.

Anka widziała, jak tańczę z moim nowym Krystianem i myślała, że Kryśka tak strasznie mi się podoba, że nie mogę się powstrzymać, żeby nie gryźć jej cały czas za uchem. Miała słodką, pachnącą owocami i konwaliami skórę, ale najważniejsze było to, że w niej była dusza Krystiana. Wystarczyło, że gdziekolwiek czułem jego obecność, a już mnie nie było. Wtedy, pierwszego dnia szkoły średniej sprzedałem mu się na zawsze i teraz dopiero zaczynałem to rozumieć.

- Kocham cię, Krystian. - powiedziałem mu to jeszcze kilka razy.

W pewnej chwili mój nowy Krystian spojrzał na mnie dziwnym, cielęcym wzrokiem.

- Ty chyba nie jesteś pedałem!?- Kryśka zapytała z prawdziwym przerażeniem. Wszystko prysnęło.

- Nie, skądże.- odparłem szybko, starając się jeszcze uchwycić moment pomiędzy traceniem kontaktu z rzeczywistością a byciem na ziemi.

- To w porządku.- i całowaliśmy się przez następną godzinę, na kanapie w salonie. Smakując jej pospolite, miękkie usta zastanawiałem się, czy wszystko, co usłyszałem od Krystiana w ogóle może być prawdą. Czy ta chora gra w ogóle jest prawdą, czy tylko chorą grą mojego umysłu.

Pojawiał się i znikał. Dlaczego? Dlaczego dziś dowiedziałem się tylu dziwnych rzeczy, których nie mogę zrozumieć? Dlaczego Krystian mnie zwodzi? Jego zapach, najpierw zapach a teraz ten ciepły, prawdziwy głos w moim uchu...to jest realne, ale ociera się o chorobę. Poczułem, że jestem zbyt oszołomiony, żeby myśleć. Znowu pustka w głowie. Wirowanie. Jestem nienormalny. I tyle.

Kryśka wsuwała mi nieśmiało język do ust, a ja próbowałem jakoś odpowiadać na te pieszczoty, ale szalone zawroty głowy nie bardzo mi na to pozwalały. Nie wiadomo dlaczego, miałem w sobie niesmak, tak jak wcześniej z Julią, tak jak z Kaśką i Izą, których tak naprawdę nie chciałem, tylko zrobiłem to z nudów... Dotykałem ją pod bluzką, chyba tak jak chciała, ale mi było to zupełnie, zupełnie obojętne. Ona nigdy nie była i nie będzie Krystianem, Zawsze już będę tak cholernie samotny, głupi i śmieszny. Przeszła mi ochota na wszystko. Na wszystko. Tylko w żołądku czułem rosnącą chłodna kulę. Zaraz wyjdę do łazienki i zarzygam umywalkę. A to wszystko przez brak Krystiana. Doszedłem do wniosku, że jeśli po przeruchaniu Kryśki zasnę spokojnie i w miarę szybko, to na drugi dzień będę mógł zrozumieć o wiele więcej.

Wziąłem ja za rękę i poszliśmy do sypialni rodziców. Dawno tego tu nie robiłem. Błękitna narzuta na ogromnym łożu rodziców była pomięta, to znaczy, ze ktoś tu był przed nami i coś robił na tym pięknym łóżku. Ściągnąłem narzutę i zgasiłem światło, chociaż Kryśka upierała się, żebym zostawił chociaż lampkę nocną, bo strasznie boi się ciemności. Powiedziałem jej, że wszystko będzie dobrze.

Przez głowę przebiegały mi dziwaczne slajdy z moimi poprzednimi "sam na sam" z ładnymi panienkami. Pomyślałem, że z Kryśką trzeba to zrobić szybko i natychmiast odpłynąć na Własny Ocean.

Ułożyła się w pościeli i czekała na mnie, a ja byłem gdzieś bardzo, bardzo daleko; w ogóle nie zwracałem uwagi na to kim jest i co robi. Potem zbliżyliśmy się do siebie- krótko i szybko, ale przynajmniej efektownie. Ona w podciągniętej do góry czarnej sukience bez rękawów, i ja w tych ohydnych, błękitnych dżinsach, w podkoszulku z Batmanem i jasnoszarych skarpetkach. Brak kontaktu z jej goracą, spoconą skórą. Wcale za tym nie tęskniłem. Chciałem Krystiana i znów zostałem oszukany, Który to już raz dzisiaj? Chyba tysięczny dwudziesty...

Coś tam pojęczała i było po wszystkim. Podobno fajnie. Podobno byłem niezły. Nie słuchałem jej, chciałem szybko zasnąć i koniec.

Zanim straciłem kontakt z rzeczywistością z zapadłem się we Własnym Oceanie, tknęło mnie coś jakby wyrzuty sumienia wobec tej napalonej małolaty, która robiła sobie Bóg wie jakie nadzieje, a teraz leży tutaj obok mnie, wykorzystana i oszukana, tak samo jak ja. Pocałowałem ją w czoło i odgarnąłem kasztanowe włosy z jej zwyczajnej , króliczkowatej twarzy, żeby nie wyjść we własnych oczach na kompletnego głupka. Twardego faceta za pięć groszy. Kiedyś już powiedziałem, że jestem małym, głupim, żałosnym facetem o marnych pragnieniach. Półpedałem. Kompletnym świrem.

Zamknąłem oczy i zaraz przyszedł do mnie sen.

Najpierw słyszałem pukanie, delikatne pukanie w mojej głowie, zupełnie jakby coś w niej uwięzione chciało się wydostać na świat. Aksamitne, drobne paluszki badały moją głowę od środka.

- To ja, Maks. Wypuść mnie.

- Krystian? - powinienem się był domyślić.

- To ja, Maks. Wypuść mnie.

W snach wszystko widzi się inaczej, ale ja nie byłem pewny, czy rozmawiam z prawdziwym Krystianem , czy z jednym z tych głosów, które prześladowały mnie przez ostatnie kilka godzin. Z tym, że to był sen. Miałem większą szansę spotkać się z Krystianem, z prawdziwym Krystianem w tym świecie, istniejącym głęboko we mnie.

- To ja, Maks.- powiedział łagodnie.- Wiem o wszystkim.

A więc on wie. O moich zwidach, o tych wszystkich rzeczach, które mnie dręczyły i próbowały zniszczyć. O tym, że ktoś zagroził mi śmiercią. O Krystianie, który nim nie był...O Boże, Krystian, jak to dobrze, że wiesz, jak to dobrze że ktokolwiek wie, co się dzieje...

Dotknąłem głowy palcami i otworzyłem małe, sekretne przejście. Stałem nad brzegiem mojego Oceanu, a fale, jak w każdym moim śnie, nie wybiegały ku brzegowi, ale zdawały się wypływać z piaszczystego wału plaży...Słońce zaszło. Woda miała kolor srebrny i ciemnoniebieski, a piasek lśnił trochę sino, ale bardziej szaro. Cisza, ale nie taka dzwoniąca w uszach. Delikatna, mistyczna cisza snu, którym spotyka się swoich zmarłych przyjaciół.

- Wiem. Wiem o wszystkim...

Upadłem na kolana, kiedy Krystian stanął przy mnie. Był sobą, był najprawdziwszym Krystianem. Pachniał. Zrozumiałem, jak bardzo potrzebuję tego zapachu, aby normalnie funkcjonować.

- Dlaczego? - zapytałem tylko, i brzmiało to jak płacz małego dziecka.

- Musze ci opowiedzieć o królestwie. O miejscu, które mnie przeklęło...- twarz Krystiana spochmurniała, ale ja i tak wpatrywałem się w niego zachwyconym wzrokiem. Starałem się zapamiętać każdy szczegół. Każdy cień na jego twarzy, który będzie mi potrzebny przy tworzeniu jego idealnego wizerunku. O ile oczywiście będę w stanie cokolwiek tworzyć.

Krystian wziął mnie za rękę i zaczęliśmy iść przez wydmy, oddalając się od srebrnej toni oceanu. Raz czy dwa razy obejrzałem się za siebie, chcąc zapamiętać ten widok, bo czułem, że Krystian zabiera mnie w miejsce, skąd długo nie będę mógł oglądać Mojego Oceanu.

- Ewa- pamiętasz? To co ci powiedziała, jest tylko częścią prawdy. Ja znam całą prawdę, w końcu to ja stworzyłem królestwo.- Krystian zapatrzył się w horyzont, różowiejący dziwną poświatą.

- Dlaczego...dlaczego nie chciałeś mi nic powiedzieć? Przecież mogłem ci pomóc...

- Nie, Maks.- uśmiechnął się smutno, jak ktoś, kto nie ma już żadnej nadziei.- Nikt z was, żyjących, chciałem powiedzieć , śmiertelnych, nie może mi pomóc. I nigdy nie mógł. Ewa prosiła cię o pomoc, ale ty nie mogłeś jej słyszeć, rozumiesz? To nie była twoja rola, nie masz o co się obwiniać. W odróżnieniu od innych zawsze byłeś w porządku.

- Ale dlaczego nie powiedziałeś nikomu o królestwie?

- Czy chciałbyś wiedzieć, że twój przyjaciel jest szalony? Zresztą miałem wrażenie, że zawsze mnie takim odbierasz.

Zrobiło mi się wstyd, bo rzeczywiście tak myślałem. Chociaż to był tylko sen i wiedziałem o tym.

- Gdybyś mi to powiedział, wcale bym tak nie myślał.- odparłem.

- Nie zapominaj, że ja teraz wiem. Wiem o wszystkim. Widzę cię. Z tym, że ty nie możesz mnie zobaczyć, choćbyś nie wiem jak tego pragnął. Możesz mnie tylko słyszeć...

- Czy to byłeś ty? Czy dzisiaj to byłeś ty?- zapytałem gorączkowo.

- Tak.- Krystian spoważniał.- To byłem ja, a raczej jedno z wielu mnie, żyjących tutaj , w krainie , gdzie przebywamy w czasie snu. Oni, to znaczy ci, których słyszałeś, zbuntowali się przeciwko mnie i postanowili działać na własną rękę.

- W takim razie...to co powiedzieli mi...czy to była prawda?

- Chcą się ciebie pozbyć. To proste i logiczne. Nie chcą, abyś mnie stworzył, bo wtedy zamknę ich w królestwie i nie będzie możliwości odwrotu.

- Mówili mi, że przekazałeś mi Dar.

- To prawda. Przekazałem ci Dar i ...teraz strasznie boję się, że zniszczę tym twoje życie. Jeżeli nie nauczysz się korzystać z niego, może być bardzo źle. Możesz zacząć stwarzać własne królestwo i ono cię zniszczy...

- Dokładnie to mówił jeden z ciebie, którego słyszałem w moim pokoju.

- Wszystko jest prawdą, Maks. Tylko, że ta prawda wcale nie musi się spełnić. Ja widzę, co może cię czekać, widzę tysiące możliwości i próbuję ci o tym powiedzieć. Oni, to znaczy te okruchy mnie, też to widzą i chcą, żebyś stracił orientację.

- Dobrze, tylko, że jeden, ten pierwszy ty, mówił mi, że chce mnie zmusić do stworzenia ciebie.

- To manipulacja. Dar nigdy nie działa, kiedy jesteś zmuszony do jego użycia, albo gdy bardzo chcesz. Działa tylko wtedy, gdy twoja miłość do osoby, którą chcesz stworzyć, przewyższa wszystko.

- Nie nadaję się do tego, Krystian. Wiesz o tym dobrze.

- Ale wiem też, jak bardzo mnie kochasz...

Znowu się zawstydziłem. Co za okropny sen...

Szliśmy w milczeniu, patrząc na różowe niebo, gdzieniegdzie rozbłyskujące fioletową zorzą. Nawet nie zauważyłem, jak skończyły się wydmy i stanęliśmy na trawiastym wzgórzu.

- Patrz, patrz w dół.- szepnął mi Krystian na ucho.

Fioletowo-różowe światło biło od dolinki u stóp wzgórza i przedzierało się przez gęste korony brzóz, barwiąc na srebrno ich gałęzie i pnie.

- Co to jest?- zapytałem, olśniony tym, co widzę.

- To jest królestwo...

Królestwo Krystiana? Dziwna, mała dolinka, otoczona wieńcem brzóz? Wokół nie widziałem niczego, ani śladu ludzkiej czy jakiejkolwiek obecności...Królestwo na końcu świata, całkowicie odcięte od rzeczywistości. Byłem olśniony. Nikt nie wymyśliłby tego lepiej. Poczułem, że zbliżam się do wielkiej tajemnicy, do tajemnicy mojego życia i serce zaczęło kurczyć się we mnie szybko i nerwowo, jak zawsze wtedy...

- Tak, to jest królestwo. Może nie takie jak je sobie wyobrażałeś, ale takim je stworzyłem...

- Krystian, co ty gadasz, to wspaniałe....

- Będziesz tu przybywał co noc. Będziesz szukał mnie w tym opuszczonym miejscu, które stanie się twoim domem...

To zabrzmiało jak klątwa, którą Krystian rzucał na mnie w tym niezwykłym miejscu.

- Chodź na dół...Tu nie ma nikogo.- ześlizgnął się miękko po zboczu, ciągnąc mnie za sobą.

Zjechaliśmy po mokrej trawie, turlając się zupełnie jak dzieci. Krystian pierwszy dobiegł do drewnianego płotu.

- Kto ostatni , ten gapa!

Podbiegłem do niego i oparłem się o płot. Chociaż to był tylko sen, czułem się fizycznie zmęczony .

-Tu jest bramka.- Krystian wskazał na drewnianą furtkę, z wyłamanym zamkiem, która poruszała się lekko poskrzypując na niewidzialnym wietrze królestwa.

Brama do królestwa? Takie coś? Przypominało to bardziej wiejską bramkę do zagrody ze śmierdzącymi owcami. Krystian mnie zadziwiał coraz bardziej.

- Wchodzimy.- zakomenderował.

- Czy to ta sama brama, o której mówiła Ewa?- zapytałem, czując , że za chwilę stracę głowę.

- Dokładnie ta. Otworzyła ją i wszystko wyszło na zewnątrz. Teraz królestwo jest puste.

Czy to możliwe, żeby Ewa myślała o tym samym miejscu? Odkąd dowiedziałem się, że Krystian miał swoje królestwo, myślałem ,że jest to naprawdę wielka i wspaniała kraina, przypominająca może trochę światy stworzone przez Tolkiena. A tu nic takiego.

Z tym, że z dolinki ziało magią. Po prostu powietrze aż iskrzyło się od tajemnicy i cudowności, która była dziełem Krystiana. Nie byłem ani rozczarowany, ani wniebowzięty. Po prostu byłem olśniony. Nie zachwycony, ale olśniony. Świat Krystiana mnie przerósł.

Zacząłem sobie wyobrażać Krystiana, spacerującego wśród brzóz z Gemmą , Albertem, z całą plejadą tych postaci, które sobie sam stworzył. Był szczęśliwy. Uśmiechał się po swojemu, kiedy mieszkańcy królestwa zapraszali go na cynamonową herbatkę...

Szliśmy dróżką wijącą się wśród sino srebrnych drzew, a Krystian co chwilę przystawał , pokazując mi miejsca, które kochał najbardziej...

- Fiołkowy Zakątek. Tutaj rosną najbardziej pachnące fiołki , jakie tylko umiałem stworzyć. I konwalie. Właściwie kwitną przez cały czas, ale teraz nie ma kto o nie dbać...Potrzebują dużo miłości.

Popatrzyłem na Krystiana i nagle poczułem, że coś jest nie tak.

Ktoś, gdzieś daleko, szarpał moje ciało i krzyczał mi w ucho:

- Maks, Maks, obudź się! Szybko!

Wzdrygnąłem się i w tej samej chwili dotarł do mnie rzeczywisty świat. Ból. Dziwny, nienormalny ból umiejscowiony w okolicy serca. Nie mój ból, nie mój...

- Co jest, Maks?- Krystian chyba tez się zaniepokoił.

- Tam...-pokazałem na świat za wzgórzem.- Coś jest nie tak...

- To wszystko ona...- Krystian zbladł i zacisnął dłonie w pięści.

- Kto?- zapytałem, będąc już na granicy światła i cienia. Głosy z sypialni rodziców dobiegały do mnie coraz wyraźniej.

- Ewa.-i to było jego ostatnie słowo w tym śnie.

Wszystko zawirowało i znalazłem się z powrotem z sypialni rodziców.

- Maks, obudź się, szybko!- Anka biła mnie po twarzy i szarpała za ramiona.

- Co jest?- w sekundzie doszedłem do siebie.

- Kryśka...Co ty jej zrobiłeś?- Anka była blada i przerażona.

Dopiero teraz dotarło do mnie, czyj ból czułem w królestwie. Usiadłem na łóżku, a serce uderzało mi głośno, gorąco i szybko.

- Co się stało?

- Serce...jej serce...bije i przestaje...O Boże, Maks, ja nie wiem co się dzieje...

Ale ja wiem, siostrzyczko. Ktoś mści się na mnie za Krystiana. Ktoś mnie nienawidzi. Poczułem , jak zasysa mnie czarna, pulsująca ciemność. Leciałem w dół. Uderzyła mnie w twarz moja samotność i to, że nie mogę nic zrobić. Ktoś jest ode mnie silniejszy. Ktoś chce mnie zniszczyć.

- Gdzie ona jest?

- Na dole...wezwaliśmy karetkę...

Szybko zbiegłem po schodach i spojrzałem w jej twarz.

Nie było już żadnej nadziei. Takie rzeczy się widzi. Była blada i prawie ładna. Uspokojona, zadręczona bólem. Nieprzytomna. Umierająca.

Ukryłem twarz w dłoniach i poczułem, jak spada na mnie czarna lawina bólu. Dlaczego ona? Dlaczego nie ja? Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego? Serce waliło mi niespokojnie i nierówno, w ustach czułem obrzydliwy, gorzki smak. Smak śmierci. Przecież mój wróg mógł zabić mnie. Dlaczego umiera Krystyna?

Za moje grzechy. Jestem przeklęty. Powinienem popełnić samobójstwo, dopiero wtedy wszystko jakoś się ułoży. Nikt nie będzie musiał cierpieć i umierać za moją miłość do Krystiana.

- Dlaczego?- zapytałem bezgłośnie, czując jak oblewa mnie chłodny, wstrętny pot, wyciśnięty obecnością śmierci.

Usłyszałem , głęboko w swojej głowie, dziwny, chory śmiech. Kobiecy i zarazem męski. Obleśny śmiech obojnaka-narkomana.

Jestem przeklęty. Powinienem umrzeć zamiast niej.

Nie miałem odwagi jeszcze raz spojrzeć w twarz człowieka, który umiera, bo ktoś inny kiedyś kochał Krystiana. Niby nie, ale Krystian niszczył całe moje życie. Od kilku dni żyłem jak w obłąkaniu.

Krystian był zawsze dobry dla innych. Aż za dobry. Nie mogłem pojąć, jak to możliwe, że najlepszy człowiek jakiego znałem staje się przyczyną wszystkich nieszczęść w moim życiu. I teraz jeszcze śmierć. To przechodziło wszystko, co myślałem o Krystianie. Miałem wrażenie, że ktoś steruje wszystkimi tak, żebym zwariował, znienawidził Krystiana i nigdy go nie stworzył. Tylko kto?

Ewa?

Niemożliwe. To przecież ona powiedziała mi o królestwie. Chce, żeby Krystian był wolny i szczęśliwy. To niemożliwe.

Myślałem tak, łapiąc się coraz częściej na tym, że sam nie wierze w to, co myślę. Nie wierzyłem w ani jedną część tej historii.

Pogotowie zabrało Krystynę, a my, jak te debile, pojechaliśmy do szpitala. Anka się trzęsła- z zimna i ze strachu. Wcale się jej nie dziwiłem, na jej miejscu dostałbym pewnie okropnego pierdolca...

Światło białych jarzeniówek na szpitalnym korytarzu boleśnie kłuło w oczy, kiedy usiłowałem uspokoić moją siostrę ,pod blokiem intensywnej terapii. Chyba płakałem. Jak dziecko, czując wokół tylko ogromną pustkę. Gdyby nie ja, Kryśka może by żyła. Gdyby nie moje chore pragnienia. Gdyby, gdyby, gdyby...Chciałem odwrócić bieg wydarzeń, cofnąć czas, nie zasypiać wtedy, kiedy tak bardzo chciałem zostawić za sobą cały świat i Kryśkę. Wiedziałem, że to wszystko ma związek z Krystianem i najprawdopodobniej ze snem o królestwie.

Postanowiłem, że będę odważny i powiem wszystko rodzicom Krystyny. Powiem, że to przeze mnie. Starałem się ją sobie przypomnieć, ale nie potrafiłem przywołać w pamięci ani jednego szczegółu.

Oparłem pulsującą dziwnymi głosami głowę o ścianę za moimi plecami i powoli zapadłem w sen. To była moja jedyna obrona przed zewnętrznym światem...przed poczuciem winy. I przed Panią Śmiercią w aksamitnej sukni koloru nieba w królestwie.

Szum fal stawał się coraz głośniejszy. Widziałem w oddali srebrzyste wydmy nad moim Oceanem, a ziarenka drobnego piasku przesuwały się ze chrzęstem, gdy wiał gorzko pachnący wiatr.

Stałem na wzgórzu, skąd widać było królestwo, magiczną dolinkę zatopioną w bieli brzóz. Gwiazdy zapalały się i gasły na granatowo fiołkowym niebie. Krystian podszedł do mnie od tyłu i położył mi rękę na ramieniu.

- Strasznie mi przykro, Maks.

- Nie wiem, co to było, Krystian...Dlaczego? - wykrztusiłem, czując jego krzepiącą obecność tuż obok siebie.

- Możesz ją uratować. Jeszcze możesz coś zrobić.

- To znaczy?

- Wykorzystaj Dar. Możesz stworzyć to wszystko na nowo. Możesz jej dać nowe życie.

- Nie potrafię.

Twarz Krystiana zasępiła się, ale po chwili jego oczy znowu nabrały życia. O ile duch we śnie może mieć oczy pełne życia...

- Potrafisz. Po prostu zapomnij o tym, że masz Dar.

Zeszliśmy po zboczu w dół i Krystian kopnął bezużyteczną bramkę.

- Jeżeli nie potrafisz jej stworzyć tam, to na pewno da ci się to tutaj.

- Jak to?

- Tu jest magia.

Popatrzyłem na Krystiana, który wyraźnie wierzył w to, co mówi.

- W porządku.- uśmiechnąłem się.- Mogę spróbować.

- No to do dzieła, Maks.- chwycił mnie za rękę i pociągnął za sobą. Wiedziałem, że zawsze szybko biegał ale tu, w królestwie dosłownie latał. Myślałem, że w najgorszym razie roztrzaskam sobie głowę o drzewo, między którymi biegliśmy ( a raczej on biegł, ciągnąc mnie za sobą ), a co najmniej puszcze jego rękę i zabłądzę w tym gąszczu.

- Jesteśmy na miejscu.- powiedział, przystając nagle, tak, że musiałem zahamować na jego plecach i znów poczułem zapach, za którym tak tęskniłem.

- Co to?

- Twierdza. To takie miejsce, gdzie zamknęli Kasię i innych.

Na małej polance piętrzyły się ruiny urojonego zamku, który nie przystawał do żadnej ze znanych epok i był chyba dziełem z okresu baroku romańskiego.

- Sam to wymyśliłem. - mówił z dumą, kiedy ślizgałem się po gładkich kamiennych stopniach, usiłując dotrzeć do jedynej , ocalałej komnaty.

- Nie masz pojęcia o zamkach.- wysapałem, zjeżdżając z dół.- A poza tym, jak to się ma do Krystyny i całego gadania z naszego świata?

- Po prostu, to jest twierdza. Tu wszystko jest możliwe, bo to najbardziej realna rzecz w całym królestwie.

Widziałem, że wierzy w to, co mówi, chociaż wizja ta była co najmniej chora.

- Teraz zamknij oczy i śnij. Tutaj, we własnym śnie.

Zamknąłem oczy i ciemność zagrała kolorami. Błękitem , zmieszanym z fioletem i bielą. Potem znów ogarnęła mnie czerń.

Czułem, ze lecę z ogromną prędkością, zbliżając się do czegoś gładkiego i chłodnego. Bez bólu przylgnąłem do tej szyby i spojrzałem przez nią w głąb tamtego świata. Pomarańczowy ogień barwił wszystko na ciepłe i miłe pastelowe kolory, ale ja wiedziałem, że to jest wizja piekła.

Zacząłem przywoływać Krystynę, szepcząc jej imię do grubej szyby.

Światła migały z ogromną prędkością, kiedy siła przyciągała mnie coraz bardziej i bardziej do szklanego klosza, otaczającego piekło. Zamknąłem oczy, starając się zignorować ten fizyczny ból, jaki sprawiała mi cisnąca mnie siła. Koncentrowałem się najbardziej jak potrafiłem na Krystynie, na samym imieniu, bo jej postać sama w sobie nic mi nie mówiła.

Wreszcie poczułem przypływ Mocy. Mocy Tworzenia...

Obraz przed moimi oczami gwałtownie się zmienił...Byłem w tunelu. Na jego końcu, w smudze białego światła stała Krystyna.

Powoli podchodziła do mnie, a ja cały czas wypowiadałem w myślach jej imię. Była jak najbardziej prawdziwa. Może nie piękna, może nie idealna, ale prawdziwa...

- Jestem. -powiedziała, stając przede mną.- Możesz wysłać mnie, gdzie tylko chcesz.

- Wracaj. Wracaj do nas.- wyszeptałem.

- W porządku.- uśmiechnęła się i przeszła przeze mnie. Po prostu. Tak , jak robią to głupie duszki na filmach rysunkowych. Poczułem lekki ból i dotknięcie chłodu. Potem wszystko zawirowało .

Coś trzasnęło. Ogłuszający łomot obudził mnie z tego dziwnego snu, który bardziej przypominał narkotyczny rajd.

-O Boże...Co to?

Otworzyłem oczy. Tuż przed nimi przefrunął biały, wierzgający obłok. Wrzask. Brzęk tłuczonego szkła.

Fruwające pielęgniarki?

Ludzie klęczeli pod ścianami, osłaniając głowy. W powietrzu unosił się ostry zapach lizolu i spirytusu, potęgowany przez opary znad ich potłuczonych butelek. Roje medycznych przyrządów- stetoskopów, skalpeli, noży, nożyczek, igieł przelatywały co chwilę z oszałamiającą prędkością. Ich metaliczny brzęk, połączony z wrzaskami i płaczem dawał wrażenie miejskiej rzeźni...

Miska pełna skalpeli zatoczyła krąg w powietrzu i huknęła prosto w lampę. Kilka noży wbiło się w szpitalne łóżko, rozcinając śmiertelnie brązową dermę.

Co jest grane? Do kurwy nędzy, CO JEST GRANE? Zacząłem się bać.

- Nie powiedziałem ci jednej rzeczy...- powiedział słodko Krystian w mojej głowie- Każde stworzenie rodzi chaos. Właśnie teraz panuje wielkie pandemonium.

- Krystian, proszę, uspokój to...- wykrztusiłem, mokry ze strachu, gdyż pikował we mnie właśnie nóż do wycinania wątrób.

- Nie mogę. Tylko ty możesz opanować to myślą.

- Krystian!- zacząłem żałować tego, że dałem się wciągnąć w jego gierki.

- Spokojnie. To zaraz przejdzie...

Trzęsłem się . Ze strachu.

Jeszcze dwie pielęgniarki wyfrunęły z nieludzkim wyciem z sali intensywnej terapii. Wyglądały zabawnie, ale zarazem wstrętnie. Białe kitle łopotały , rozsiewając świeżą woń spirytusu, a rozłożone nogi siostrzyczek dawały skojarzenia z porodówką.

Brzęk tłuczonego szkła, krew.

Nie wytrzymałem. Poniosłem się na nogi i niczym tajny agent zacząłem przedzierać się przez gęstwiny fruwających w powietrzu narzędzi medycznych. Nie czułem nic, oprócz pulsowania krwi w skroniach. Byłem wielki.

Sala intensywnej terapii była pusta, zupełnie jakby wiatr odnowy zdmuchnął wszystkie półmartwe ciała z brązowych łóżek. Prawie wszystkie. Krystyna siedziała na łóżku, nucąc melodię podobną trochę do indyjskiej modlitwy. Odwrócona plecami do mnie, do całego świata, odrodzona, oczyszczona ze wszystkiego...

- Krystyna?

Nie spojrzała na mnie. Tak jakby mnie nie widziała.

- Jestem. Uspokój to. Nie mogę myśleć w takim hałasie.

- W porządku.- zrobiłem dziwny ruch ręką, jakbym chciał ja przytulić. Byłem pewny, że steruje mną niewidzialna siła.

- Nie dotykaj mnie. Poradzę sobie sama. Już wystarczająco dużo wycierpiałam się za twoją miłość do Krystiana...- wstała i strzepnęła biały kurz z sukienki. Była blada, ale nie miała w sobie znamienia śmierci.

Stałem dwa kroki przed nią, czując, jak lastrykowa podłoga kołuje w moich oczach jak wirująca zabawka. Byłem na karuzeli. Kiedy usłyszałem jej szybkie, zdecydowane kroki na zimnej posadzce, upadłem na kolana. Głowa osunęła mi się na twardą mozaikę, niemalże czułem , jak ucieka za mnie energia.

- Spokojnie, Maks. To tylko wstrząśnienie mózgu.

Gdzie jestem? Odór lizolu przyprawił mnie o skurcz w żołądku. Gruba pielęgniarka o piersiach wielkości arbuzów pochylała się nade mną tak mocno, że niemal słyszałem, jak trzeszczą guziki w zbyt dopasowanym fartuchu.

- Co mi się stało?- jakimś cudem wydałem z siebie głos.

- Uderzyłeś głową w podłogę. Paskudna rana...

Poszukałem myślami ręki, aby wprawić ją w ruch i dotknąć obolałego łba. Ciepły strup zazgrzytał pod paznokciami. Podrapałem się w bandaż, usiłując ogarnąć wszystko, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku godzin.

- Ile ja tu leżę?

- Czwartą dobę. Dwa dni byłeś kompletnie nieprzytomny.

No tak. Krystian wyssał ze mnie ostatnie resztki energii. Poczułem się jak wrak.

- Jakiś pan pytał o ciebie. Nie pozwoliłyśmy mu wejść, bo nie jest z rodziny.

- Kto...?

- Albert Jakośtakdziwnie. Śmieszne nazwisko, niepolskie...

Serce uderzyło mi gwałtownie i gorąco. Albert...kochany, stary przyjaciel...Przyszedł...to znaczy, że wie, wie o mnie, o Krystynie, o wszystkim... Albert...

- Albert...- wykrztusiłem na głos. - Dlaczego pani to zrobiła?

- Nie wolno tu wpuszczać obcych, tym bardziej, ze nie powinieneś mieć żadnych odwiedzin- w tym stanie...

- Przecież nic mi nie jest!- szarpnąłem się gwałtownie, usiłując wstać z łóżka. Siostra próbowała mnie obezwładnić, z takim efektem, że jej baloniaste cycki uderzyły mnie boleśnie w twarz.

- Spokojnie, Maks. Jesteś bardzo słaby. Możemy cię wypisać co najwyżej za tydzień.

- Nie!- wrzasnąłem, szukając powietrznego kanału pomiędzy jej ciałem, a wolną przestrzenią.- Muszę zobaczyć się z Albertem!

Była dużo silniejsza. Miałem wrażenia, że łamie mi kości w bardzo brutalny sposób.

- W porządku- skapitulowałem.- Czy mogę poprosić o telefon?

Spojrzała na mnie z politowaniem. Była już stara, ale miała łagodne, niebieskie oczy. I te piersi...

- No dobrze. Komórkowy...tylko nic nikomu nie mów.

Chwilę później ściskałem w dłoni neonowy cud techniki, modląc się, aby moja pamięć była w stanie przywołać urojony numer Alberta.

776.

Wystukałem numer sztywnym palcem, wstrzymując oddech, jak małe dziecko, kiedy robi cos złego. Monotonne trzeszczenie zdawało się nie mieć końca.

- Słucham?

Głos z Królestwa...Głos Alberta. Słyszałem go pierwszy raz w życiu, ale był do złudzenia podobny do głosu Krystiana.

- To ja.- wychrypiałem.

- Czekałem na ciebie. Jesteś w niebezpieczeństwie.

- Jak to?

- Uwierzyłeś niewłaściwej osobie. Uwierzyłeś zdrajcy, jeśli wiesz, kogo mam na myśli.

- Ewa?

- Ona cię zniszczy.

- Przecież jest dobra. I tak bardzo cierpi...ona kochała go, kochała Krystiana.

- Tak jak my wszyscy, z tym, że ona go zabiła. Otworzyła Bramę zupełnie świadomie. Dziwka Potworów...

- Jest piękna.

Albert kaszlnął kilka razy- głęboko i gruźliczo.

- Na razie w to wierzysz. Musisz ją zabić, inaczej nigdy nie uwolnisz Krystiana...Nie rozumiesz? Ona tylko chce, abyś stworzył go DLA NIEJ. Ona ci go zabierze...

- Niemożliwe.

- Możliwe. Uwierzysz w to prędzej czy później...Tylko, że wtedy może być ZA późno.

- Powiedz mi, co mam robić.

- Nie patrz na nią. Nie słuchaj jej, nie daj się sprowokować.

- W porządku.- uśmiechnąłem się słabo. - Co jeszcze?

- Szukaj mnie. Niedługo przyjdę.

Trzask odkładanej słuchawki, potem pikanie i wreszcie martwe wycie. Wyłączyłem telefon.

Wszystko zaczynało nabierać barw i sensu. No tak. Jestem tylko pionkiem w grze o spokój dusz cierpiących.

Przypomniałem sobie, jak Krystian uśmiechał się, mówiąc o Albercie. Byli niemalże bliźniętami. Ich dusze, cały czas połączone, myślały i mówiły tak samo. Podziwiałem Krystiana za ufność, za to, że umiał stworzyć sobie ideał i jeszcze w niego wierzyć...

Krystian...NO właśnie. Brakowało mi go. Brakowało mi jego szeptu, który był w stanie doprowadzić moją głowę do eksplozji. Gdzie jesteś? Słyszysz mnie? Poczułem się samotny i bardzo słaby.

Krystian...Nigdy za życia tyle o nim nie myślałem. Zaczynałem łapać się na tym ,że spoglądam na wszystko przez pryzmat jego wyobraźni. To było coś więcej, niż zwykła przyjaźń, nawet niż gejowska miłość. To było wchodzenie w strefę mistycznego pokrewieństwa naszych myśli, bicia serca, pulsowania krwi... Byłem mu całkowicie podporządkowany.

Pieprzę to. Muszę go stworzyć, bo tylko on może zniszczyć Ewę.

Zamknąłem oczy i poczułem, jak wiruje mi w głowie. Moje słabiutkie, blade ciało- widziałem je leżące pode mną, gdzieś poza sferą moich oczu, poza mną. Jak błyskawica mknąłem ku Królestwu.

- Nie powiedziałem ci najważniejszej rzeczy... usłyszałem nagle szept Krystiana, dochodzący zza szarej mgły.- Jeśli mnie stworzysz, będziesz musiał umrzeć.

Zatrzymałem się, szukając miejsca, skąd dobiegał jego głos...Czułem się bardzo słaby.

- Krystian!

- To prawda. Jeśli teraz przekroczysz Bramę, nigdy już nie wrócisz. Umrzesz, za parę minut umrzesz we śnie. Twój organizm jest tak osłabiony, że nie wytrzyma serce.

- Mogę wybierać?

- Tak...ale na cokolwiek się zdecydujesz, będzie to i tak złe...

- Dlaczego?

- Wiem, co stanie się z tobą , kiedy wyjdziesz ze szpitala...Zgadnij.

- Umrę?

- Dokładnie. Popełnisz samobójstwo. Dobije cię poczucie winy, że przestraszyłeś się śmierci i skazałeś mnie na wieczne cierpienie.

- Mówisz jak Jezus.

- Ty jesteś Jezusem. Ty możesz mnie zbawić, wiec zrób to. Będziesz miał piękny pogrzeb...wiesz?

Zrobiło mi się bardzo, bardzo zimno . W żołądku przelewała się metaliczna galareta...Wydawało mi się, że wiszę w przestrzeni- nie ma nic ani za mną, ani przede mną...w ogóle nic. Jestem tylko ja i w dodatku stoję nad przepaścią, której głębokości nawet nie umiem sobie wyobrazić.

- Czy jest szansa, że wrócę? Że moje serce wytrzyma?- zapytałem poważnie. Byłem gotowy na wszystko, żeby tylko nie mieć poczucia winy...

- Jest. Bardzo nikła. Możesz się jej uczepić jak żelaznej liny, ale pamiętaj, że to tylko pajęczyna. Możesz ją zerwać samym swoim oddechem.

- Idę.- powiedziałem, czując jednocześnie skurcz strachu.

- Dziękuję. - głos Krystiana przylgnął do moich pleców jak ciepły wiatr.

Zdecydowałem się, podpisałem wyrok...Krystian płynął w mojej krwi i docierał co chwilę do serca w tych głuchych, gorących uderzeniach. Zrobiłem to...Nie byłem w stanie myśleć, właściwie żyło we mnie tylko serce...Tylko miłość. Zrobiłem to z miłości.

Krystian, dlaczego? Nie wierzysz, że potrafię się poświęcić? Nie wierzysz , że cię kocham? Do oczu napłynęły mi łzy, prawdziwe, dziecięce łzy... Krystian, już biegnę...Krystian...

Biegłem przed siebie, starając się zapomnieć o tym, że za chwilę już mnie nie będzie. Za chwilkę znajdą mnie martwego na łóżku, a ja na zawsze pozostanę tu, w Królestwie. Boże, co ja zrobiłem? Czemu ja to robię?

Krystian, dlaczego?

Musiałem to zrobić. Musiałem się na coś zdecydować...Muszę być dzielny, muszę pokazać, że jestem mężczyzną, że nie boję się śmierci...

Szybko zbiegłem ze wzgórza i wpadłem na bramę. Otwarła się sama, ustępując z lekkim zgrzytem, jakby chciała mnie zaprosić na wieczną popijawę.

Na ścieżce leżała kobieta w białej nocnej koszuli, krzycząca i szamocząca się. Rodziła.

Boże, co to ?

Podszedłem do niej i dotknąłem jej ramienia. Odwróciła głowę. Miała twarz mojej matki.

To byłem ja. Ona rodziła mnie. Rozpoczynał się teatr mojego życia. Biegałem pomiędzy drzewami, usiłując uderzyć moją siostrę za jakąś tam drobną zbrodnię, a jednocześnie czteroletni ja wiązałem pierwszego w życiu buta , zabeczany i spuchnięty od łez, porzucony w śmierdzącym przedszkolu, kiedy rodzice po raz pierwszy po mnie nie przyszli. We Fiołkowym Zakątku pieprzyłem się z jakąś panienką, której imienia nigdy nie poznałem, zalany w trupa, z ciałem pobudzonym cholerną dawką czegoś obrzydliwego w smaku, od czego piekły mnie dziąsła. Julia- cała w sinych plamach po naszym numerku na żwirze koło kotłowni, pieprzenie w szkole , dragi w parku, odloty, ojciec, pocieszanie matki po kolejnej jego zdradzie, rozbity samochód... I wreszcie ON. Zeskoczył lekko z parkanu otaczającego szkołę i uderzył mnie w twarz, czego nigdy nie zrobił.

- Ej , ty, jesteś normalny?

- Oczywiście że nie...

Poczułem, że łzy zwyciężają. Byłem bezsilny wobec tego, co zrobiłem.

Trzeba biec dalej, do zamku...Do piekła.

Krystyna, jej zimne usta w szpitalu. Ewa. Julia. Ławka w parku i kopanie żuli po jajach...Ewa. Krystian. Jego włosy, pachnące tak słodko i tak dziko, naturalnie i trupio. Wyciągnąłem rękę, żeby dotknąć ich pasma, wijącego się w cieniu jak kasztanowy dym. Jego oczy. Złotawa skóra, pokryta ciepłym meszkiem... Poczułem, że pragnę go tak samo, jak on kiedyś pragnął mnie. Wiedziałem, już wiedziałem- stwarzając go dla świata, stworzę go dla siebie. Dam mu wszystko, czego kiedyś nie byłem w stanie mu ofiarować.

To już tu. Wspiąłem się po śliskim murze do jedynej, ocalałej komnaty i zapaliłem światło. Patrzyłem w milczeniu, jak płonie moje ubranie. Nagi i opętany, silny i wielki, zacząłem tańczyć wokół ognia.

Nie byłem sam. Dołączali do mnie inni mieszkańcy Królestwa, ubrani w liście, z kwiatami we włosach. Rozpoznawałem ich, docierały do mnie ich imiona, wymyślane wspólnie z Krystianem przy cynamonowej herbatce. Śpiewali. Nie mogłem zrozumieć słów ich pieśni, ale musiała ona być czymś przepełnionym chorą nadzieją, nadzieją na powrót. Na powtórne narodziny Krystiana.

Wreszcie, na końcu pochodu mieszkańców Królestwa- Albert i Gemma. Syjamskie bliźnięta, podobne do Krystiana jak krople wody...Poczułem, że robię coś wielkiego. W tej jednej chwili byłem w stanie ogarnąć wszystko...od samego wierzchołka świata do najgłębszej doliny.

Święty ogień płonął, a my biegaliśmy wokół niego jak banda dzieciaków, grających w kucanego berka. Nie liczyło się nic, tylko my i magiczna obecność Krystiana. Kwiaty we włosach Ludzi Królestwa pachniały dziko i słodko, ich gorące ciała, zderzające się z moim tętniły dziwną energią. Powoli czułem ,jak nabieram sił. Byłem wielki i sięgałem po coś, co normalnie byłoby zbyt dalekie. Sięgałem po Krystiana...

Kiedy zapach kwiatów i dymu zmieszał się z gorącym powietrzem, położyłem się na wznak na wielkim kamieniu obok ognia i zapadłem w sen. Sen we śnie. Stało się to szybko, właściwie zamknąłem oczy i w tym momencie odpłynąłem do miejsca, skąd poprzednio przywołałem Krystynę. Z tym, że to nie było piekło. To była piękna łąka- pełna kwiatów, taka impresjonistyczna, zielona łąka z obrazów Moneta. Cienkie krynoliny maków drżały na wietrze, a ja nie mogłem ich dotknąć, oddzielony grubą szybą. Krystian siedział pod samotnym drzewem. Wiedziałem, że to on, studiując kształt jego pochylonych ramion. Był smutny.

Żadna siła nie przyciskała mnie do tej szyby, a jednak wiedziałem, że muszę przy niej pozostać i wcisnąć się w nią głosem.

Moje serce biło jak szalone, w ustach czułem smak metalu. To prawda, moje ciało było zbyt słabe żeby przetrwać tą próbę, tą całą akcję ...Tak. Nie ma już nadziei. Nie wrócę.

Rozpłaszczyłem się na szybie i spojrzałem na małego, smutnego Krystiana pod drzewem. Muszę go uwolnić. Ból uderzył nagle i zaczął promieniować w od serca w kierunku mózgu. Umierałem, tam na ziemi umierało moje ciało... Wstrętne uczucie...Wiedziałem, że zostało mi niewiele sił i czasu, żeby zbawić Krystiana, żeby naprawić wszystko, co zniszczyliśmy.

- Krystian...

Nie poruszył się nawet, ale wiedziałem, że mój głos przypłynął do niego jak obłok miłego zapachu...

- Krystian...

Odwrócił głowę. W kochanych, zielonych oczach lśniły łzy. Był prawdziwy., tylko , że tak cholernie daleki, tak cholernie niedostępny. Wiedziałem, ze cierpi.

- Krystian...

Ból rzucił mnie na kolana, ale dalej trwałem przy szybie w pozie rozpieprzonego na jezdni samobójcy.

- Maks...Już idę...- szept w moim uchu był ledwie słyszalny, pochodził z Tamtej Strony.

- Krystian, czy ja umieram?

- Tak. Ty już nie wrócisz.

Radość pomieszana ze strachem, ból i rozkosz jednocześnie. Serce biło szybko, tak szybko, że nie mogłem złapać oddechu, krztusiłem się czystym powietrzem własnego snu. Byłem blisko. Tworzyłem go . Z podniecenia nie mogłem nawet podnieść ręki.

Krystian powoli szedł w moją stronę. Widziałem go wyraźnie jak na doskonałym filmie, jego bladą twarz o lekkim odcieniu kości słoniowej, rozczochrane włosy, popielato brązową grzywę... Mała blizna nad prawym okiem lśniła leciutko, jak srebrna plamka. Gęsta linia brwi, oczy ukryte w sinych niszach oczodołów. Cienkie, fioletowe powieki, ciemne podkowy wokół oczu, łagodna linia nosa, lekko piegowate policzki. Chińskie kości policzkowe, chińskie usta, stworzone do picia herbaty. Cały Krystian...

Spróbowałem skoncentrować się jak najbardziej potrafię i przywołać go po raz ostatni. Stworzyć go.

Złożyłem ręce jak do modlitwy. Potem zacząłem rysować w powietrzu postać Krystiana, rozgarniając sztywnymi palcami otaczające mnie chłodne powietrze.

- Krystian...Chodź do mnie, chodź do mnie

- Skoncentruj się jeszcze mocniej...Już niewiele ci brakuje.

- Moja głowa...nie potrafię bardziej.

- Potrafisz. Zrób to.

Zamknąłem oczy, starając się zapomnieć o bólu, jaki pulsował w mojej czaszce. W tym momencie jakiś pocisk obcej energii trafił w sam środek mojej głowy i pomknął w kierunku Krystiana.

Świetlista kula...Frunęła łagodnie, niemalże żeglowała w powietrzu, pełna lekkości i gracji właściwej pociskom myśli.

- Udało ci się.

- Nie mi...

- Jak to, to twoja siła...

- Nie moja.

- Dziękuję...

Kula dotknęła szyby, wtapiając się w nią jak płynny metal. Potem był już tylko huk.

- Wiedziałam, że to zrobisz, słońce.

Ewa?

Stała tuż za mną, a Krystian klęczał u jej stóp, z szyją opasana kolczastą obrożą, jakie czasem zakłada się dużym psom i jakie noszą zboczeńcy. Byłem tak słaby, ze nie mogłem się podnieść- patrzyłem na nią, jak tryumfuje, podczas gdy ja umieram. Miłe wrażenie...

- Ewa, dlaczego? Dlaczego mnie zniszczyłaś?

- Wiesz, że kochałam tylko jego. Ty byłeś moim jedynym rywalem. Ale teraz zwyciężyłam. Zabieram Krystiana do naszej rzeczywistości, będziemy tam szczęśliwi...

- Nigdy...nigdy na to nie pozwolę...

- Co ty masz do gadania?- nagle spostrzegłem, że jest prawie naga, ubrana w kostium ze lśniących pasów metalu, wbijającego się w ciało i malującego skórę sznureczkami krwi...- Zrobiłeś to, co do ciebie należało. Reszta jest moja.

- Nie!

- Umieraj. Życzę spokoju.

Krystian spojrzał ma mnie z tak przerażającym wyrazem twarzy, że odruchowo zacisnąłem zęby ze złości i bólu. Byłem bezsilny. Martwy. Krystian był nieszczęśliwy, a Ewa zwyciężyła. Zwyciężyła...

Nie! Nie mogę na to pozwolić!

Szarpnąłem się i kucnąłem na miękkich nogach. Potem wstałem, chwiejąc się jak stary alkoholik. Nie miałem siły podnieść ręki, ale wiedziałem, że musze to zrobić. Musze zabić Ewę, tak jak wcześniej musiałem stworzyć Krystiana.

Stała metr ode mnie, warcząc jak suka, kiedy próbuje się jej odebrać nowonarodzone szczenię.

- Nienawidzę cię.- syknęła, kiedy zamachnąłem się niezdarnie, usiłując złapać ją za włosy. Wyglądała pięknie. Wygrywała samym wyglądem. Gdybym nie był jej wrogiem i gdybym miał więcej czasu, uklęknąłbym aby lizać jej kolana.

- Dlaczego?- wrzasnąłem, rzucając się na nią z pięściami, chociaż nie byłem w stanie zapanować nad własnymi dłońmi.

- Powiem ci...- dyszała jak czarownica- To ty przekląłeś Krystiana. Ty podarowałeś mu mnie, to ty jesteś winy jego śmierci. Gdyby nie ty, bylibyśmy razem. Byłabym szczęśliwa!

- Skąd wiesz? Skąd wiesz, czy Krystian byłby z tobą...?

- Krystian jest mój, Nikomu go nie oddam...

- On należy do świata umarłych, to nie jest prawdziwy Krystian, to mój twór.

- To Krystian. Jego ciało, jego dusza. Dziękuję, że mi go dałeś, naprawdę ci dziękuję...

- To nie Krystian.- brnąłem w kretyństwo, wymyślone na poczekaniu, gdy ślimaczą ręką szukałem w kieszeni scyzoryka, aby móc poderżnąć jej gardło.

W tym momencie w moim umierającym mózgu narodziła się okrutna myśl. Albert. Albert ją zabije. Tylko on...

- Albert...

- Co z Krystianem?

- Ewa...

- Ostrzegałem cię.

- Przybywaj. Szybko. Musisz ją zabić.

- Nie mogę. W księgach Królestwa jest napisane, że tylko ty możesz ja zabić i uwolnić Krystiana...

- Albert! Ja umieram.- osunąłem się na kolana, czując jak ogarnia mnie ciemność.

- Nie mogę ci pomóc. Mogę tylko podać ci dłoń, żebyś wstał jeszcze raz.

Elektryczna siła kopnęła mój mózg. Zataczając się jak roczne dziecko, stanąłem na nogi.

- Co teraz?

- Zabij lalkę. Myśl, że zabijasz lalkę.

Krystian jęknął z bólu, wleczony na smyczy jak przerośnięty pies. Tego już za wiele.

- To za Krystiana. Za kłamstwa. Za całą twoją nienawiść do mnie i do innych z Królestwa.

Szarpnąłem ją za rękę, usiłując wyrwać ją ze stawu jak gumowe kończyny lalki.

Wrzasnęła. Kopnąłem ją w brzuch, nie pozwalając odwzajemnić ciosu. Widziałem, jak zwija się z bólu i czułem jak rośnie w niej nienawiść. Kopnąłem jeszcze raz, ale była silniejsza. Maltretowała mnie, biła kopała i opluwała, a ja usiłowałem się bronić. Nie miałem siły.

Zwaliła mnie na ziemie i pełznąc jak wąż po wysokiej trawie szarpnęła zębami moje gardło. Poczułem smak przegranej. Nie miałem szans. Otwierając szeroko oczy, czekałem, aż zada następny, następny i następny cios. Wiedziałem, że umrę.

Jej twarz, umazana krwią wisiała tuż nad moją, z zębów skapywała ślina.

- To twój ostatni oddech, maleństwo.- uśmiechnęła się i błysnęła zębami w wampirzym uśmiechu. Zaraz przegryzie mi gardło. Nachyliła głowę...

Przerażający jęk rozdarł powietrze. W kołującej, tęczowej wizji zobaczyłem tylko jej duże, zupełnie martwe oczy, którym śmierć wyrwała źrenice. Oczy Lady Sary. Potem, kaszląc z bólu, rozpłynąłem się. Wizja stawała się miękka, cicha, aż wreszcie przyjęła kolor oczu Krystiana...Zielonkawo kasztanowa...Stopniowo zagasała. Poczułem ulgę, ogromną ulgę, tak wielką, że przebiegła dreszczem wzdłuż mojego kręgosłupa. Krystian zamordował ją, zabił ją, zamienił w lalkę, zamknął Bramę, jest wolny... Jest nareszcie wolny...

Cisza. Czerń. Niebyt.

Obudziłem się o wschodzie słońca. Było mi trochę zimno, leżałem na mokrej trawie i poddawałem iskrzącym pieszczotom pierwszych, porannych promieni .

- Wszystko w porządku, Maks?

- Krystian...Siedział tuz koło mnie. Czułem ten zapach przez całą noc, ale teraz wydał mi się on niewiarygodnie intensywny.

- Dzisiaj wracasz.

- Jak to?

- Postanowili przeszczepić ci serce. Tamto jest w sam raz na śmietnik. Musimy się pożegnać. W sumie jestem już w niebie, tak, że...- przerwał, nie mogąc udźwignąć wzruszenia.

- Kocham cię.- powiedziałem, patrząc mu prosto w oczy.- Nie będę miał drugiego takiego przyjaciela, nawet nie chcę mieć.

- Będę...będę odwiedzał cię w snach...- Krystian zagryzał wargi i łamał palce, próbując się nie rozpłakać.

- Będziesz zawsze przy mnie.

Objąłem go- mojego prawdziwego, żywego Krystiana, czując promieniujące od niego gorące bicie serca. Wtulając twarz w jego włosy wchłaniałem zapach migdałów, paczuli i pączków, o którym wiedziałem, że nigdy do mnie nie wróci. Nigdy. Chyba , że w snach o Królestwie.

- Oddaje ci Królestwo. Nie będzie mi już potrzebne.

- Nie olewaj Królestwa. Przecież tu będę cię spotykać. - powiedziałem poważnie.

Przytuliłem go jeszcze raz i pobiegliśmy razem na łąkę, żeby ostatni raz kochać się z burzą maków.

Po czterech miesiącach wróciłem do domu. Byłem może trochę inny- cichszy, bardziej spokojny, dużo myślałem. Każdy dzień zaczynałem z myślą, że gdzieś w Królestwie czeka na mnie Krystian i że spotkam się z nim we śnie. Moje serce będzie chore do końca mojego życia, ale ja wierzę, że zamiast kurczącego się mięśnia mam tam wszyty czerwony, cudowny mak, który dostałem od Krystiana tego ostatniego dnia. I on we mnie żyje. Jak Krystian. Jak cały jego świat o zapachu cynamonu, migdałów i paczuli .


słaby+ 8 głosów
Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Arek Janicki
Arek Janicki 22 listopada 2008, 21:33
Wygrzebałem z zakurzonych archiwów pełną wersję i oto jest.
przysłano: 22 listopada 2008 (historia)

Inne teksty autora

drobne fałszerstwa
envagorien
Magnolie
envagorien
dual
getsemani
*
getsemani
kasztany
getsemani
paw
getsemani
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca