Literatura

Piekło i niebo, czyli dobrze nie jest wcale (opowiadanie)

Wiktor Smol

Świat jaki znam to ten sam, który mnie ciekawi, inspiruje i pociąga – ten sam, który mnie niepokoi i przeraża: odwieczny problem walki dobra i zła (chyba się starzeję, albo zżera mnie jakaś choroba. Są takie momenty, że natrafiam na pojedyncze słowo i – zacinam się, a w głowie leci film lub kilka naraz: przeszłość miesza się z teraźniejszością, pojawia się też taki, który wyprodukowała moja inteligencja, nie wiem na czyj użytek, i nie wiem komu/czemu służyć ma owa niezależna projekcja. Inteligencji jakoś nie do końca ufam, być może to efekt tych wszystkich traum).

 

Gdyby postawić kreskę ułamkową i nad nią wstawić dobro, i te wszystkie rzeczy, które się jako dobro zaliczać powinno, a pod kreską zostawić zło z wszystkimi jego cechami, to zapewne wyszłoby, że nad kreską jest niebo, a pod piekło.

Gdzie zatem ziemia?

Czy ziemią mogłaby być owa kreska ułamkowa?

W zasadzie tak mógłbym to przyjąć.

Pozbierałem wszystkie rzeczy dobre i złe i powstawiałem nad i pod kreską: kreska okropnie długa, taki równoleżnik oplatający wszystko od czasu, kiedy człowiek zaczął posługiwać się rozumem i wysługiwać innymi.

 

Dobra jest całkiem sporo. Spoglądam pod kreskę i... łapię się za głowę – wygląda na jakiś koszmar, jak u Dantego i Memlinga razem wziętych.

 

Dotąd uważałem, że niebo zajmuje dużo więcej miejsca niż piekło, oddzielać je miała ziemia. Z takiej teorii wynikać miało, że piekło kryje się podobno pod naszymi stopami, ale z obliczeń wychodzi na to, że skoro zapis pod kreską zajmuje wiele więcej miejsca niż ten nad kreską, to piekłem może być jedynie przestrzeń nad niebem, tam gdzie nie sięgają chmury i kończy się błękit a tajemniczym mrokiem uwodzą te wszystkie czarne dziury, zabłąkane galaktyki.

 

Zadumałem się, jak w zwyczaju mam czynić, kiedy czegoś nie rozumiem lub coś mnie intryguje do tego stopnia, że czas nagle przestaje się liczyć i tak szybko ucieka, jak szybko dusza uchodzi z człowieka.

Wreszcie zatrzymałem się w miejscu, gdzie jestem i doszedłem do wniosku, że tak w istocie musi to wyglądać.

Że Szatan jest blisko Boga – inaczej to wszystko nie miałoby większego sensu.

Że piekła jest więcej, tak jak zawiści od empatii, nienawiści od miłości.

Ziemia jest tylko miejscem, gdzie ścierają się posłańcy pierwszego i drugiego.

 

Zastanawia mnie rzecz jeszcze jedna, a mianowicie, którędy Szatan zstępuje na Ziemię, aby w ludzkich umysłach zasiewać te wszystkie okropności.

Czy wynajmuje od Boga jakiś korytarz, coś w rodzaju służebności drogi z piekła na ziemię przez niebo...

 

Zostają jeszcze ludzie. Jedni wyssali nienawiść z mlekiem matki, inni dobroć i miłość, a z reszty odparowało wszystko...

Zatem, kim jesteśmy naprawdę?

 


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
Radosław Kolago
Radosław Kolago 24 pazdziernika 2011, 21:28
Długie myślniki, Wiktorze, długie myślniki - pamiętaj.

Ten przecinek po "i" raczej zbędny, musisz się zdecydować na jedno z dwóch :)

Kończąc nawias nie musisz stawiać kropki w jego środku, natomiast ta poza nawiasem jest już konieczna.

A gdzie zatem ziemia? - tutaj tak samo, jedno z dwóch: A gdzie ziemia? albo Gdzie zatem ziemia?

Nie wiem, czy w języku literackim akceptowana jest forma "wg", to nie jest publikacja popularnonaukowa, ani dysertacja, więc proponuję użyć pełnej formy.

"Dotąd uważałem, że niebo zajmuje dużo więcej miejsca niż piekło, oddzielać je miała ziemia, i z takiej teorii wynikać miało, że piekło kryje się podobno pod naszymi stopami, ale z obliczeń wychodzi na to, że skoro zapis pod kreską zajmuje wiele więcej miejsca niż ten nad kreską, to piekłem może być jedynie przestrzeń nad niebem, tam gdzie nie sięgają chmury i kończy się błękit: te wszystkie czarne dziury, zapominane galaktyki." - to zdanie uważam za zdecydowanie zbyt długie, sugerowałbym podzielić je na kilka mniejszych, by zwiększyć płynność czytania i łatwość odbioru.

Ciekawa ostatnio tendencja do teologicznych rozważań pojawiła się na wywrocie, nie jest to zupełnie moje pole zainteresowań, ale napisałeś to ciekawie, z pewnym śladem humoru, tylko ta wstawka o długu publicznym wydaje mi się trochę nie pasująca do konwencji, mimo wszystko.

To jest raczej zbiór własnych przemyśleń, rozmowa z samym sobą, niż opowiadanie, a jak już pisałem, takie rzeczy mają skłonność do nużenia czytelników. U Ciebie jednak tego nie uświadczyłem, zresztą, tekst jest na to zbyt krótki. :)

Pozdrawiam serdecznie,
R.
Dominika Ciechanowicz
Dominika Ciechanowicz 25 pazdziernika 2011, 00:21
A mnie, niestety, znużyło. Taki zbiór spostrzeżeń, który literatury jeszcze nie czyni. Trzeba coś zrobić, żeby czytelnika zafrapować, wciągnąć w historię, którą się opowiada, bo inaczej nigdy nie wyjdzie się poza etap pisania jako autoterapii.

Sam początek tego tekstu razi sztampowością, szkolnym stylem rodem z wypracowań. Tak samo puenta. Język to jest, Wiktorze, potężne narzędzie - używaj go z rozmachem i z fantazją zamiast brnąć w banały.
Dżastin
Dżastin 25 pazdziernika 2011, 00:43
Ja też nie widzę tu nic odkrywczego. Taki niewielki, jak juz wspomniał Radek, zbiór przemyśleń, które można wygłosić koledze lub koleżance (co bym za seksizm nie została posądzona) przy piwie. Jest jak jedna z wielu myśli, które plączą się pod czaszką. Całkiem przeciętna. Miło jednak widzieć, że ludzie w tych czasach staraja się definiować i udoskonalać swój system moralny, poprzez zadawanie tego typu pytań. To już nie jest takie przeciętne.
Wiktor Smol
Wiktor Smol 25 pazdziernika 2011, 06:52
Radosławie, wprowadziłem kilka zmian w zapisie. Tekst dodałem jako opowiadanie, gdyż Wywrota nie ma takiego działu, jak rozważania. Dziękuję za uwagi i Twoje spostrzeżenia. Również serdecznie pozdrawiam.
Wiktor Smol
Wiktor Smol 25 pazdziernika 2011, 07:06
Dominiko, wiem czym jest język i do czego może służyć.
Ja tym tekstem, innymi również, nie aspiruję do gwiazdek, ochów i achów, ani nie oczekuję komplementów od osób wzajemnie się wspierających, czego nie mogę powiedzieć o wielu tekstach innych autorów. Ale mnie to rybka.
Niekiedy lubię zabrnąć w banał, aby z nudów lub przeintelektualizowanej sztampy nie osiąść na brzegu samozachwytu. Pisanie dla mnie nie jest formą autoterapii - mam się dobrze. A na wszelki wypadek pod ręką mam dobrego psychologa :)
Wiktor Smol
Wiktor Smol 25 pazdziernika 2011, 07:13
Dżastin, w tym tekście nie ma nic odkrywczego. Jest to pewna forma prowokacji z nutką ironii mająca osiągnąć swój cel. Cel został osiągnięty. Przeczytaj swój komentarz, zrób to uważnie - a znajdziesz odpowiedź.
przysłano: 24 pazdziernika 2011 (historia)

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca