Przyjemności wynikające z głodu cz. 2

moonky

“No pięknie, jeśli ktoś mnie teraz zobaczy to stanę się pośmiewiskiem, zrobią mi fotkę i ewentualnie potem pomoże lub sprowadzi kogoś do pomocy!” Można pomyśleć, że ręka w automacie serwującym słodkości uwięziła się biurowemu obżartuchowi. Życie jest pełne niespodzianek. Automat wziął gotówkę, wybór batonika dokonany, lecz nie doszło do finalizacji. Maszyna zbuntowała się. Paulina sfrustrowana najpierw obrzuciła ‘cudo inżynierii’ inwektywami, a następnie podjęła próbę odebrania należnego jej przysmaku. Toteż włożyła rękę do kieszeni, która wydawała słodycze. Któż mógł pomyśleć, że inteligentna kobieta będzie tak naiwna. Co prawda udało się złapać zakupiony towar, ale na zewnątrz już nie. Znikąd pomocy, każdy zajęty swoimi sprawami. ‘Do cholery jasnej!’ - pomyślała zdesperowana. Zanosiła się do płaczu aż tu nagle kieszeń automatu opuściła się na tyle, iż bezpiecznie dało radę wyciągnąć zbolałe ramię.

 

- Och jak dobrze, całe szczęście…
- Cześć Paulina! Musiałaś być bardzo głodna, chyba że drobne ci wcięło… 
- Artuś! Z nieba mi spadłeś, dziękuję ci bardzo!
- Spoko. Lata temu portierowi zdarzyła się taka sama historia. Jemu niestety trzeba było obciąć rękę, ale dostał wysoką rentę i żyje sobie spokojnie, no nie do końca… sama rozumiesz.
- O mój Boże, serio?!
- Nie widziałem to w jednym filmie…
- Wystraszyłeś mnie naprawdę. Jak to w ogóle zrobiłeś? Skąd wiedziałeś jak zwolnić blokadę?
- To bardzo proste. Każdy z takich automatów ma zwalniającą blokadę kieszeni. Na wszelki wypadek. Wie o tym kilka osób w redakcji, w tym ja.
- Cudownie… Jeszcze raz wielkie dzięki, przyjacielu.
- Drobiazg, nie ma sprawy.

 

Artur w swoim stylu leniwym krokiem ruszył w stronę swojego biurka. Paulina przypatrywała mu się z wdzięcznością w oczach. Kiedy przechodził tuż obok nagłym odruchem chwyciła go za przegub lewej ręki i zapytała:

 

- Słuchaj, nie masz mi chyba za złe, tego co ci wczoraj odpowiedziałam?
- Nie, ależ skąd. Rozumiem cię i akceptuję twoją decyzję.
- Czyli… między nami wszystko w porządku?
- Tak, jak najbardziej. Nie martw się mną.
- Trochę o tym myślałam i… może nie teraz, ale jak już poukładam ten chaos w pracy… to z miłą chęcią spotkam się z tobą prywatnie… wciąż będziesz miał ochotę?

 

Redaktorowi natychmiast poprawił się nastrój, a jego twarz rozjaśniała opromieniona szczerym uśmiechem. Wewnątrz cały tańczył, a czuł się jakby już był w jej objęciach. ‘Och Palinko’ - chciał rzec, ale zawiesił się.

 

- Artur, dobrze się czujesz?
-  Yhyyy… tak przepraszam. Pewnie, jak tylko będziesz gotowa… Ja też… I jak już razem będziemy gotowi to… Ugotujemy coś albo nie - ja coś ugotuję i cię, tego nakarmię i… miło się zrobi…
- Ha, ha, ha… spokojnie…
- Okej, not o daj mi znać… Wiesz co i jak…
- Dobrze Artek, dobrze, hi, hi, hi…

 

Śmiejąc się Paulina odwróciła się i odeszła w stronę wind. Krótka rozmowa z Arturem wprawiła ją w dobry humor, a dla niej dzień przecież zaczął się od ‘szklanej pułapki’. Czekając na transport w dół nie zdawała sobie sprawy jaką radość dała przyjacielowi. Idąc do siebie Artur tryskał entuzjazmem. Jednak spokój wciąż był zmącony. Skoro zastrzegła, iż nie ma ochoty na wdawanie się w relacje damsko-męskie to dlaczego Jarek chwalił się randką z Pauliną? Naprawdę ciężko pojąć te sytuację. Patrząc na to z innej strony - na tyle na ile zdążył poznać młodego dziennikarza wiedział, że mógł być to blef z jego strony. Zwyczajnie żerował niczym hiena na cudzych emocjach. Koleś ma dar pisania ciekawych historii, lecz jego buta oraz arogancja stawały się problematyczne w kontaktach międzyludzkich. Musiał skupiać na sobie uwagę wszystkich dookoła. Czerpał niezdrową satysfakcję z pastwienia się nad losem innych. O wilku mowa!

 

- Siemano Arturku!
- Cześć, cześć…
- Jak tam wieczór minął? Bo ja, nie chwaląc się, miałem dobrą jazdę. Jeśli wiesz o czym mówię, He, He, He …

 

Wypowiedział te słowa łapiąc się za pas spodni i potrząsnął nim demonstracyjnie w górę, następnie w dół śmiejąc się szyderczo.

 

- Nie martwi mnie to, że jeździłeś na kucyku beze mnie!
- Oj Arturze… lecę, bo już jestem spóźniony…

 

Żegnając redakcyjnego kolegę poklepał go po plecach. Sprawiał wrażenie koleżeńskiego. Istotnie gdyby ktoś przyglądał się temu z boku mógłby pomyśleć, iż spotkali się serdeczni przyjaciele.

 

- Witaj Arturku!
- O siemasz Mietek!
- Wkurzający jest ten małolat, co nie?
- Jeszcze jak. Może jak utrzyma tempo awansowania to w końcu wyniesie się stąd na dobre.
- Można by załatwić go inaczej. Powiem mu: ‘Stary, wpadnij na grilla. Będzie cała redakcja, żarcia w cholerę, alkoholu cała altana i co tylko chcesz’. Przyjdzie, da mu się w łeb łopatą, zakopie, solą zasypie i po problemie!
- …
- Ok., można to zrobić bardziej wyrafinowanie. Zostanie kiedyś dłużej w redakcji, ja też. Wezmę dwa opakowania ibuprofenu, wyciągnę wszystkie tabletki, przeżuję w gębie. Ulepię z nich wielką kulę, postawię na stole. On wyjdzie - zobaczy to. Zachwyci się: ‘ O jaka wielka kula ibuprofenu!’ A wtedy ja wyskoczę zza winkla, jebnę go młotkiem i po problemie.
- Aha, tak. Mieciu… posłuchaj mnie uważnie. Przypominam ci - to opowiadanie nie ma konwencji kryminalnej. Autor trochę się tym znudził. Pisze teraz o innej stronie życia. Niedługo wróci do historii tego typu, a wtedy będziesz miał okazję wyskoczyć ze swoją ofertą. Rozumiesz, stary?
- Hmmm, no dobra! Jak nie zapomnę to zjawię się ponownie… żadnego mordobicia, przemocy, nawet numeru na stłuczkę?
- Obawiam się, że tak. Przykro mi. Nie załamuj się! Mroczne opowieści powrócą szybciej niż myślisz.
- Mam nadzieję, bo długo z tym gówniarzem nie wytrzymam. No nic idę jakąś kawę wypić. Tobie też dobrze to zrobi. Jakiś śnięty chodzisz…


Faktycznie Artur sprawiał wrażenie osoby przemęczonej. Trochę w tym prawdy. Prawdziwym powodem był jednak głód. Przez kilka godzin w pracy powstrzymywał się od jedzenia. Odpuścił sobie obiecanego batona, postanowienie trwało w mocy(nabrało nowego znaczenia właściwie). Jeśli wytrwa odniesie małe zwycięstwo. Kolejne wyzwania przyjdzie mu pokonywać łatwiej. Mimo to coś spożywać musi. Przecież trzeba jeść, lecz rozsądnie, w małych porcjach. Właśnie… Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, iż przyrządził drugie śniadanie w standardowych rozmiarach. Cztery podwójne kanapki przesmarowane margaryną z pysznym serem żółtym. Wielu sądzi, że żółte plastry śmierdzą nieznośnie. Odrzuca to ludzi. Artur cenił smak wyżej niż walory estetyczne. Mimo to miał problem. Zawartość drugiego śniadania należy ograniczyć. Odłożenie ¼ posiłku będzie optymalne. Nie ma co szaleć! Po skonsumowaniu ¾ śniadania powrócił do obowiązków w redakcji.

 

Popołudniowe niebo było wolne od obłoków. Promienie słoneczne oświetlały miejski krajobraz. Okoliczności nie ułatwiały drogi na przystanek. Atmosfera przypominała saunę, ale Artur bez większych kłopotów pokonywał kolejne metry dzielące go od wiaty przystankowej. Nikogo wokół. Widocznie dopiero co autobus odjechał. Postanowił wykorzystać sytuację dlatego rozsiadł się wygodnie na ławeczce, zdjął plecak. Dzień uznał za udany. Napisał kilka tekstów, które zdobyły aprobatę szefostwa, co nie było regułą. Tym razem nawet on był z tego faktu zadowolony, albowiem zazwyczaj sam podchodził do pracy krytycznie. Jednak miało to drugorzędne znaczenie. Na pierwszy plan wybiła się inna wiadomość. Odważył się określić ją mianem wydarzenia dnia! Obiecana randka z Pauliną. Drobny komunikat, lakoniczne zdanie, a ile optymizmu potrafi wywołać. Ale pozostała jeszcze jedna nierozwiązana sprawa… Plecak Artura nadal. Wypełniała kanapka. Odrzut dietetyczny. Brak pomysłu co z nią zrobić. Nie mógł jej wyrzucić. Tak samo nie powinien owej kanapki zjeść. Może niech tu zostanie. Właśnie! Dobrze, owinięta workiem foliowym nie zepsuje się, więc ktoś sobie ją zje. Zdążył odłożyć pakunek akurat kiedy przyjechał autobus pożądanej przez dziennikarza linii. Nieco głodny, zmęczony, lecz w dobrym nastroju tradycyjnie leniwie wsiadł do pojazdu.

 

Samotnie, bo samotnie minął wieczór. Wskazówki zegara przebiegły po tarczy budząc Artura, który i tak już tylko drzemał. Odbył wszystkie poranne rytuały po czym wyruszył do redakcji. W odróżnieniu od drogi powrotnej trasa autobusem do pracy była męcząca. Przede wszystkim ze względu na ludzi, których tłum napierał wzajemnie na siebie. Komfortem nazwać tego nie można. Alternatywy nie ma. Jakby tego było mało głód zaczął doskwierać. Spowodowało to kurcze jakie zaczął odczuwać w brzuchu. Cierpiał, ale wiedział o czym to świadczy. Dieta idzie w dobrym kierunku. Odyseja dobiegła końca. Wysiadł razem z innymi pasażerami. Chcąc sprawdzić ile zostało mu drobnych w kieszeni zatrzymał się. Zaczął grzebać w spodniach. Zebrał wszystkie monety w dłoń aby je przeliczyć. Szybkim ruchem wyciągnął zawartość na powierzchnię… Zbyt szybko. Kilka monet uciekło do wiaty, część pod ławeczkę. ‘Szlag!’ Wszedł tamże aby odzyskać ‘fundusze kawowe’. Poszukiwania okazały się owocne toteż chwilę trwało przeliczenie gotówki w twardej walucie. O! Jeszcze jedna moneta, tuż pod ławką. Pochylił się… będąc blisko ujrzał napis, który go zaskoczył. ‘Dziękuję za nakarmienie. Ania !’ W tym miejscu? Dlaczego nie w miejscu, z którego jeździ do domu. ‘Hmmm… a to ciekawe’. Wyrazy wdzięczności przyjął z uśmiechem. Udało mu się zaspokoić głód potrzebującej osobie. Niosąc w sobie świadomość niesienia pomocy nawet w tak niewielkim wymiarze. Czyżby kolejny miły dzień? Rozważania musiał zostawić na później. Niewiele brakuje, a spóźni się na kolegium redakcyjne.

 

Artur Barański wszedł do redakcji kilka minut po czasie. Na szczęście nie on jeden, dlatego nikt nie miał pretensji. Omówione zostały sprawy bieżącego wydania, poza tym mniej istotne kwestie. Doszło do wymiany poglądów, dziennikarze przedstawili propozycje tematów na kolejny tydzień. Redaktor naczelny wytknął kilka błędów, wyjaśnij co należy poprawić. Po zakończeniu spotkania wszyscy zajęli się swoimi sprawami.

 

- Artuś, a może dziś?
- Mietek, daj już spokój!
- Mhymmmyhy…

 

Karcąc portiera usiadł przy biurku. Chwycił za słuchawkę telefonu i już miał wystukać numer kiedy usłyszał miły, ciepły głos Pauliny:

 

- Hej Artek, jesteś głodny?

moonky
moonky
Opowiadanie · 24 czerwca 2013
anonim