Literatura

Wilkołak (opowiadanie)

LydiaDel

Był trochę zaskoczony złym stanem tej polnej drogi. Była wąska i kamienista. Kierował samochodem w skupieniu, zręcznie omijając leżące głazy i wymyte przez deszcz głębokie koleiny. Po jednej stronie teren opadał ostro, kończąc się głębokim wąwozem. Po przeciwnej stronie wysoka skarpa porośnięta fioletowymi krzewami jak potężna ściana nie do przebycia. 

Nie miał pojęcia jak daleko jeszcze do tego drogowskazu. Nigdy przedtem tu nie był. Znał tylko z opowiadań. 

Nagle zauważył niby małe rozwidlenie. Rzeczywiście. To musi tu być. Ale po drogowskazie żadnych śladów…

Wysiadł z samochodu przetrząsając swoją wędrowniczą laską pobliskie krzewy. Faktycznie, wśród wybujałych kolczastych głogów odnalazł to, czego tak gorliwie szukał. 

------------------------------------

Tylko te dwa słowa były wyraźnie czytelne na dość zwietrzałej drewnianej tablicy - Warczące Wzgórze. Te słowa pobudziło jego wyobraźnię. Wydały mu się fascynujące. Brzmiały jak przygoda, nie, więcej, jak coś złowieszczego i demonicznego. 

Jak zdalnie sterowany kierował samochodem w napięciu. Dalej i dalej, wyżej i wyżej, aż do końca. 

 

Nadchodził zmierzch. Błękitna godzina ogarnęła całą naturę. Coraz potężniejsze cienie kładły się wokół gęstych, kolczastych krzewów dzikich róż i potężnych starych drzew. 

Nie uszło też jego uwadze, że po obu stronach ścieżki drzewa były coraz gęstsze i bujniejsze. 

Nie, w tych okolicznościach niemożliwością było pokonanie całej trasy samochodem

Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien zaparkować samochód tutaj, czy na następnym zakręcie, gdy nagle przed przednią szybą po środku drogi pojawił się cień. Natychmiast zatrzymał samochód, podejrzewając jelenia, a właściwie kozła, ponieważ wydawało mu się, że wciąż rozpoznaje rogi. Ostrożnie wysiadł z samochodu i nie mógł własnym oczom uwierzyć. W świetle reflektorów rozpoznał potężny uskok w terenie, przepaść. 

Najpierw zrobiło mu się gorąco, a potem zimny dreszcz przebiegł mu po plecach. Zdał sobie w tym momencie sprawę, że jeszcze jeden skok i jego życie dobiegłoby końca. 

Wstrząśnięty tym przeżyciem, zapalił papierosa i pozwolił sobie na krótką przerwę, by się uspokoić i przemyśleć następne kroki. 

Uważnie zbadał pobliski teren. Po lewej stronie znalazł ścieżkę, prawdopodobnie często używaną i dość wydeptaną, która prowadziła bezpośrednio do lasu. Szybko spakował papierosy i zapalniczkę do kieszeni, wziął butelkę wody na wszelki wypadek, swoją łaskę i przygotował się mentalnie na nową przygodę. 

Nie, nie miał żadnych obaw. Cudowna noc, zapachy lasu, jego pragnienie nowych przeżyć -  wszystkie okoliczności wprawiały go w stan radosnego podniecenia. 

„Wkrótce pełnia księżyca oświetli mu drogę, a płochliwe jelenie nie stanowiły doprawdy żadnego zagrożenia“ - w myślach dodawał sobie otuchy. 

Stopniowo rozluźniał się i miał nadzieję, że żaden z dwunożnych „przyjaciół" jeszcze się nie pojawi.

Zasadniczo cieszył się, że wpadł na pomysł chociaż krótki etap pokonać samochodem. 

Zdawał sobie sprawę, że ma ogromną przewagę w czasie i spore szanse na dotarcie tam, gdzie piekielne moce swoją siedzibę mają, jako pierwszy. 

Rzeczywiście, po krótkiej, uciążliwej wędrówce przez gąszcz pojawił się nad nim, bezpośrednio nad jego głową, księżyc. Miał wrażenie, że chciałby go dalej poprowadzić, wskazać mu drogę. Było to zresztą konieczne, bo po ścieżce od dawna nie było już śladu. Wszędzie, gdzie spojrzał, była tylko gęsta dżungla. 

Po krótkim czasie nawet trochę pożałował swojej decyzji. Przedzieranie się przez zarośla było bardzo męczące. Do tego dochodziły dźwięki lasu, dźwięki, których nawet on nie rozpoznawał. Zupełnie nowe doświadczenie. 

Na początku myślał, że to wyobraźnia wprowadza go w ten stan wewnętrznego zamętu. Ale odgłosy nie ustawały, stawały się coraz wyraźniejsze, coraz bliższe. Gałęzie trzaskały, drzewa zdawały się poruszać i komunikować ze sobą. Wiele niewytłumaczalnych rzeczy. 

Mdłości w żołądku sprawiły, że wpadł w panikę. Pomimo ciemności, znalazł solidną drewnianą gałąź i zrobił sobie z niej drugą laskę. Teraz poczuł się bezpieczniejszy i odważnie stąpał po nieznanym terenie. 

————————————————————————————

Balsamiczny letni wieczór został cicho, niemal podstępnie, zastąpiony przez ciemną noc. 

„Minie jeszcze dobra godzina, zanim księżyc będzie widoczny” - pomyślał Jakub i ruszył przed siebie.
„Nie będzie łatwo pokonać strome klify po ciemku” - pomyślał. 

A przecież obiecał. Cała wioska może to poświadczyć. Nie, zawrócić - nie wchodzi w rachubę.  Nie do pomyślenia.
„Najpierw zgrywać odważnego, kpić z sąsiadów, a teraz się wycofać”, nie, to nie przejdzie.
W połowie drogi odwrócił się i spojrzał  z góry na śpiącą wioskę.
„Jakże zwodnicza jest ta cała wiejska sielankowa sceneria”, pomyślał i poczuł ostry ból w klatce piersiowej.
Od tygodni starannie przygotowywał się do tej nocy. Najpierw spotkał się z jasnowidzącą, dziwną kobietą, która mieszkała na obrzeżach wsi. Często pomagała mieszkańcom, ostrzegając ich z wyprzedzeniem o zbliżających się nieszczęściach. 

To, co radziła mu zrobić, pozostanie tajemnicą. Nigdy nikomu nie ujawni. Lepiej nie. Za nieostrożność mógłby przepłacić życiem. Aby nie narażać całego projektu, został zmuszony do milczenia. 

Od tego momentu pozostawiony był sam sobie. Nie wolno mu było z nikim rozmawiać. Nawet z Hesą, jego żoną. Ona też nie wiedziała nic więcej, niż inni członkowie jego klanu. Nie rozumiała, dlaczego on, ze wszystkich obecnych na zgromadzeniu, jako jedyny zgłosił się na ochotnika. 

Tylko jeden mężczyzna, jej mąż, przeciwko wilkołakowi?  W jej oczach absolutnie bezsensowne ryzyko. 

Nie potrafił jej tego wytłumaczyć. Nie potrafił też wytłumaczyć nawet sobie samemu. 

Po prostu wyczuwał to połączenie, ten most do innego świata i chęć zaryzykowania. 

„Wszystko, co wielkie, jest zawsze ryzykiem”, powtarzał sobie po cichu. 

 

Od samego początku zdawał sobie sprawę, że ryzyka nie da się dokładnie oszacować. Chciał tylko raz odważyć się na coś naprawdę wielkiego, coś, co pozostanie niezapomniane w historii osady.
W tym celu opuścił wspólnotę i zamieszkał z dala od niej, w opuszczonej chacie przy młyńskim kamieniu, w całkowitej samotności i odosobnieniu.

Mieszkańcy wioski zawsze unikali okolic tego lasu, zwanym lasem demonów. Od tamtej pory nikt nie odważył się zbliżyć do tej strefy. 

Coś tak strasznego nigdy nie powinno się powtórzyć. Tak naprawdę to do dzisiaj nikt dokładnie nie wie, co się wtedy stało. Nie było świadków. Nie można było przesłuchać ofiar. Wciąż ich jeszcze nie odnaleziono. Ślady okrutnego czynu zostały starannie usunięte. W lesie znaleziono jedynie kilka skrawków ubrań. Wszelkie poszukiwania zostały więc odwołane. Nawet psy skomlały, wyły i uciekały, przykucnięte ze strachu i z podkulonymi ogonami.

„Co trzeba zrobić, musi być zrobione”, powtarzał sobie. 

„Tu, na bezludziu miał ciszę i spokój, nikt się tu nie zawieruszy ani nie będzie mu przeszkadzał w medytacji”, w myślach rozwiewał ostatnie wątpliwości.

 

Potrzebował teraz czasu dla siebie, by zająć się własnymi myślami. Żył więc skromnie na tym pustkowiu przez tydzień, wyrzekając się wszelkich przyjemności i medytując.
Nie minęło jednak wiele czasu, gdy odwiedził go oczekiwany gość, a mianowicie wróżka Samira. Oczywiście, od razu ją rozpoznał. Któż mógłby odgadnąć jego plan, jeśli nie ona?

Tajemnicza Samira została z nim przez cały wieczór i noc, pozostawiając na nim ogromne wrażenie. Była kobietą, która nie znała stresu, najspokojniejszą istotą na tej planecie. Dobrze zapamiętał jej cenne rady. Oczywiście, były one przeznaczone tylko dla niego.
Musiał je zapamiętać, aby móc ich użyć w nagłych wypadkach bez zastanowienia. Na koniec dała mu coś w rodzaju talizmanu, który miał go chronić, ale tylko w bardzo niebezpiecznych sytuacjach, gdy chodziło o życie i śmierć. Był to spersonalizowany pas biodrowy wykonany przez nią osobiście. Zawiesiła go wokół jego talii. Pas był wykonany z wilczej skóry. Ciężką klamrę wykonała z poświęconego starego srebra. Zapięła go własnoręcznie, używając magicznych zaklęć. Nie wolno mu było go zdjąć, dopóki cała operacja nie zostanie zakończona i umorzona. W najgorszym wypadku, gdyby nie przeżył. 

Na koniec poprosiła go, by odsłonił plecy. Paznokciami, przypominającymi szpony, wydrapała dziwne znaki na jego skórze. Szeptała do siebie krótkie zaklęcia w języku, którego nie rozumiał. Miał wrażenie, jakby rozmawiała z wiatrem. Potem pozwoliła mu się ubrać i odwrócić. Zrobił to natychmiast, ale jej już tam nie było. Zniknęła. Jakby rozpłynęła się w powietrzu. 


Czas naglił. Odważnie i dobrej myśli chwycił swoją laskę wisząca nad drzwiami i ruszył w drogę. 

Z trudem przedzierał się przez ciernie i kamienie, potykał się na nierównym gruncie i pełzał po bagnistych ścieżkach.
Po pewnym czasie wyczuł, że nie jest sam. Miał wrażenie, że ktoś podąża jego śladem. Jakiś cień. Słyszał lekki oddech i wyczuwał ostry, obcy mu zapach. Jeszcze raz intensywnie nadsłuchiwał, by sprawdzić, czy to są tylko jakieś mrzonki, czy faktycznie zbliża się już czas rozrachunku. Zdawał sobie dokładnie sprawę, co to dla niego może oznaczać. I w tym momencie obleciał go strach. Wiedział, że nikt mu nie może pomóc. Za następnym dębem przystanął, by zwalczyć uczucie lęku. To mogłoby go zgubić, gdyż strach jest złym doradcą. 


Po tym mentalnym odpoczynku poczuł się znów na siłach. Teren stawał się coraz trudniejszy do pokonania. Krzepko parł do przodu i wspinał się coraz wyżej. Ostrożnie krok po kroku badał leśne podłoże, by nie spowodować żadnych zbytecznych odgłosów. 

Nad nim srebrzysty księżyc w całej swej okazałości, tuż za nim jego niewidzialny prześladowca, już bardzo blisko. Pomiędzy nimi noc i ciemne siły. 

Wiedział, że pewna konstelacja na niebie dawała mu najwięcej mocy.
Po kilku następnych mozolnych krokach wyczuł jakiś bestialski smród, trudny do zidentyfikowania.  Znak, że ON jest już bardzo blisko. Wkrótce rozstrzygnie się, kto zwycięży. 

Natychmiast pożałował, że nie spotkał się z wiedźmą. Ona miała zawsze zapas ziół na wszelkie okazje. Nie chciał jednak wtajemniczać tak wielu w swój plan. Teraz było już za późno. 

 

Ciekawy był, które nadziemskie moce i komu dziś sprzyjały? 

Jemu, prześladowcy? 

A może jemu, temu prześladowanemu? 

 

Teraz musi walczyć z hybrydowym stworzeniem, które w nim drzemało. Musi pokonać drzemiącego w nim wilkołaka, by móc wrócić do wioski. 

W przeciwnym razie grozi mu szubienica. Postanowił poświęcić jedną ze swoich osobowości, aby żyć z drugą. Jako wilkołak przemieniał się w bestię, jako człowiek był dręczony wyrzutami sumienia. 

To rozdwojenie sprawiło mu wiele kłopotów. Zawsze musiał się mieć na baczności. Nikt w wiosce, nawet jego rodzina, niczego nie podejrzewał. Jeszcze nie. Nie chciał już żyć jako znienawidzona, ścigana i prześladowana kreatura. To była tylko kwestia czasu, zanim ludzie go przejrzą. A często byli już mu na tropie. Trudne jest życie mutanta.

 

W księżyca poświacie rozpoznawał magiczne znaki na niebie. Nauczył się je poprawnie interpretować. Jego cel, Warczące Wzgórze był bardzo blisko. 

Pod jego stopami, mimo nocnej wilgoci, paliła się trawa, bezpłomiennie, pozostawiając żarzące się odciski na leśnym podłożu. Cuchnęło mocno siarką. 

Kolejny skok i ostatni, niesamowity wilczy skowyt, ale bardzo skuteczny, bo nagle wokół niego poruszyły się warczące cienie, obnażając ostre kły. 

Nareszcie.

Teraz, stojąc na wzgórzu, musiał podjąć decyzję. Najlepiej nie czekać zbyt długo, bo inaczej cala akcja pójdzie na marne. 

Sekretny dar Samiry, promień ognia, uderzył w niego w odpowiednim momencie, a jego wilkołacze stworzenie wyraźnie to odczuło. Czuł się poturbowany. 

Na wschodzie niedługo pojawi się jutrzenka. Poranna zorza oznaczała, że czas naglił. Musiał wrócić do wioski przed wschodem słońca, w przeciwnym razie będzie zmuszony pozostać w fortecy Skalna Szubienica na wieczność.

Od nauczyciela tutejszej szkoły pożyczył mapę ciał niebieskich, ze wszystkimi 88 konstelacjami i dokładnie obliczył, ile czasu pozostało mu do wschodu słońca. Oczywiście nie powiedział nic o swoim planie temu szanownemu mędrcowi. On by i tak tego nie zrozumiał. Jeśli chodzi o kryptozoologię, w tej dziedzinie nauk jest pan dyrektor tutejszej szkoły absolutnym ignorantem. Sama deklinacja słowa ‚wilkołak‘ sprawiałaby mu trudności, nie mówiąc o liczbie mnogiej. 

 

Teraz nadszedł już czas, aby podjąć decydujący krok. Był pewien, że tej nocy wszystko się rozstrzygnie. Nic nie mogło go powstrzymać ani pokrzyżować jego planów. 

Lecz nagle poczuł ostry ból. Ktoś z rozmachem uderzył go znienacka w tył głowy. Świat wokół niego pociemniał. Całym ciężarem ciała runął na ziemię. Na chwilę zniknął mu z oczu nawet księżyc. Wijąc się z bólu na miękkich mchach, jak przez mgłę rozpoznał sprawcę, który uciskał obydwoma laskami jego klatkę piersiową. Natychmiast oprzytomniał. Nie do wiary!

To ten parszywy krasnal sparaliżował jego cały plan.


Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować i oceniać teksty
Zaloguj się Nie masz konta?   Zarejestruj się
przysłano: 1 sierpnia 2024 (historia)

Inne teksty autora

haiku
LydiaDel
fantazmaty
LydiaDel
świata bieg
LydiaDel
niechcąco
LydiaDel
Letnia miłość
LydiaDel
spełnienie
LydiaDel
więcej tekstów »

Strona korzysta z plików cookie w celu realizacji usług zgodnie z Polityką prywatności.
Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do cookie w Twojej przeglądarce.

Zgłoś obraźliwą treść

Uzasadnij swoje zgłoszenie.

wpisz wiadomość

współpraca