Obrazy snu

Borowski Tadeusz


W przejrzystych oczach powietrza
stać trzeba i patrzeć w twarz
chmurom zwinietym z oddali i krajobrazom nieba
zmienionym jak migot fal, ujęty w kamienne brzegi.
Horyzont rzucony w krąg, brzeg nasycony sino,
rysuje koło ziemi, granicę ludzkim stopom
złudną, kłamiącą spojrzeniu,
bo skraj ostateczny nieba
tu oczom spływa na ziemię
jak wbity w skałę fundament,
tam innym oczom podnosi,
nad czołem wisi sklepieniem
i inny zakreśla krąg. Każdy nasz krok i ruch
łamie okręgi nieba, kolumny wsparte o ziemię,
i mąci bezkarnie oczy powietrza,
zmrużone badawczo.

A może to wszystko jest złudą,
snem jeszcze nie przebudzonym,
w którym dziwadła i kształty,
jak wiatrem na brzeg przygnane,
uchodzą w głąb oczu i straszą, a potem z falą snu
Spływają. Ujęci w brzegi ciała budzimy się nagle
i tylko noc, noc naokół. I wiatr okiennice rwie...

Jeżeli ziemia jest snem, to trzeba dośnić do końca
i sen za życie wziąć, obrazem utkanym z mgły
wierzyć, jak gdyby były wykute z kamienia i brązu,
za rzeczywiste brać kształt i ułamek kształtu,
niedokończenie ruchu, czyjś współurwany głos,
wiszący w powietrzu krok, współprzechylenie piersi,
fragmenty imion i nazw, szczątki roztkanych form,
i trzeba po ścieżkach iść,
choćby powietrzem wiodły,
ufając obrazom kamieni, jakby naprawdę były
ciosanym z piaskowca brukiem,
wbitym w powierzchnię ulic.
Jeżeli ziemia jest snem, to trzeba dośnić do końca
i śnionym powietrzem oddychać,
i miłość i śmierć znać ze snu,
i śnioną orać ziemię, budować nazwy na mgle,
domy, drapacze chmur, nie patrząc,
że lada podmuch
rozkłębi i rozrzuci obrazy nierzeczywiste.
Ostrożnie trzeba iść, by stopą nie zdeptać kształtu,
tręką nie przebić muru, ulic podmuchem nie skłębić
i napowietrznej budowli
nie zwalić silnym oddechem.

Jeżeli ziemia jest snem, to trzeba dośnić do końca,
choć coraz cięższy sen, gdy formy nierealne
kłębi od spodu dmący wiatr i rozwiewa w chmury,
a śnione powietrze uchodzi i staje się coraz bledsze,
i barwy miękną, ciepleją, płowieją jak akwarele,
i coraz trudniej iść, i być aktorem snu.

A kiedy wyrwany jęk ust lub ręki ruch niecierpliwy
rozwieje w połowie sen i dekoracje zburzy -
więc to jest przebudzenie?
Oczom spojrzenia niezwykłym
ziemia porosła rośliną i wyłożona kamieniem
i szare domy czynszowe, jakby sklejone z tektury,
i księżyc wycięty z papieru
na sztucznym schyleniu nieba -
wszystko wyda się snem
lub z płutna zdjętym obrazem.
Ale już walki nie trzeba i bohaterstwa, i wiary
w ziemię, w powietrze i w kamień
i można oddychać szeroko.
Kłamane znów horyzonty,
ślad niewidzialny na ziemi
kreślą okręgi nieba i fundamenty z mgły
półkolem chwytają sklepienie,
które nie wisi nigdzie.
Bezkarnie stopa przekracza kręgi wyryte na ziemi,
przez pczy powietrza brnie, które nie patrzą nigdzie
i są tylko kurzem i pyłem
wplątanym w ostre szczeliny,
w których się łamie słońce i nie trzepocze źrenica...

Gdziekolwiek ziemia jest snem
nie przebudzonym jeszcze,
uwierzyć trzeba w kształt i kochać senny pozór,
na wietrze budować mgłę i wpół nie urwać snu.
Gdziekolwiek ziemia jest snem,
tam trzeba dośnić do końca.




Inne teksty autora

Borowski Tadeusz
Borowski Tadeusz
Borowski Tadeusz
Borowski Tadeusz
Borowski Tadeusz
Borowski Tadeusz
Borowski Tadeusz
Borowski Tadeusz
Borowski Tadeusz