Ja.
Z bielejącą pustką po koniu,
grzywą popiołu. Czysta, zwinięta arena.
Ja.
Pustka po mnie przebita pokruszonymi pachwinami.
Sucha skóra bezpłciowych winogron i azbest poranku.
Całe światło świata mieści się w jednej źrenicy.
Krzyczy kogut i jego krzyk trwa dłużej niż jego skrzydła.
Ja.
Z bielejącą pustką po koniu.
Otoczony widzami i słowami pełnymi mrówek.
W mroźnym cyrku z odciętym profilem.
Między pokruszonymi kapitelami wykrwawionych policzków.
Ja.
Moja pustka bez ciebie, miasto, i bez twych umarłych.
Którzy jedzą. Jeździec przez moje życie już zakotwiczone.
Ja.
Ani nowe stulecie, ani światło przybywające.
Tylko jeden błękitny koń i jeden poranek.
Ze zbioru „Poeta w Nowym Jorku” [1929-1930]
przeł. Jarosław Marek Rymkiewicz